Terravita, 70% cocoa czekolada nadziewana: cytrynowa, wiśniowa, miętowa

Ale cóż to? Recenzja czekolad, które na blogu już były, na dodatek niedawno?

Dokładnie tak. Jeśli je pamiętacie – a sądzę, że tak, ponieważ złe opinie zapadają w pamięć dużo szybciej i łatwiej niż dobre – zadajecie sobie pewnie pytanie: po co?

Sprawa jest dość prosta. Po publikacji trzech niezbyt pochlebnych wpisów odezwał się do mnie przedstawiciel marki Terravita, wyrażając smutek, że czekolady nie przypadły mi do gustu oraz zapewniając, że satysfakcja z degustacji była wprost proporcjonalna do warunków przechowywania (im gorsze, tym gorzej). Co by się mogło zgadzać, tabliczki bowiem otrzymałam z miejsca, w którym nie przywiązuje się wagi do sposobu przetrzymywania żywności. Przedstawiciel zaproponował, że wyśle mi produkty świeże, o nieskalanym stanie przydatności do spożycia.

Wahałam się. Nie chciałam zapychać kolejki słodyczami, którym wystawiłam tak marne stopnie i do których i tak byłam uprzedzona. Po przemyśleniu sprawy uznałam jednak, że znajdując się w podobnej sytuacji, sama chciałabym dostać drugą szansę. Szczególnie gdybym nie była/nie czuła się winna. Przystałam na warunki producenta, zaczekałam na paczkę i serii 70% cocoa stawiłam czoła raz jeszcze. Na pierwszy ogień poszły tabliczki nadziewane: cytrynowa, wiśniowa i miętowa.

Terravita, 70% cocoa gorzka czekolada nadziewana kremem: cytrynowym, wiśniowym, miętowym, copyright Olga Kublik

70% cocoa czekolada nadziewana cytrynowa

Do degustacji zasiadłam z Pyszczkiem, uprzedziwszy go, że może nie być przesadnie zadowolony. Kiedy jednak usłyszałam, że czekolady są smaczne, zwątpiłam w samą siebie. Nadszedł moment, w którym po raz pierwszy pomyślałam, że na odbiór poprzednich tabliczek rzeczywiście wpłynął ich stan.

Nowo otrzymana 70% cocoa czekolada nadziewana cytrynowa z pewnością febrisanowa nie była. Ani w zapachu, ani w smaku. Kwaśna punktowo – owszem – i fakt ów wciąż mi przeszkadzał, ale przyjemna. W warstwie czekolady kakaowa, bardzo słodka, delikatna. Nie przypisałabym jej nawet 50% kakao, nie mówiąc już o 70%, niemniej nie oburzyła mnie tak, jak poprzednio. Ba, w ogóle mnie nie oburzyła.

Do czekolady zrobiłam dwa podejścia, a gdybym nie degustowała jej z Pyszczkiem, pewnie zjadłabym całą sama. Pachniała pięknie cytrusowo, była bardzo miękka, bagienkowa i parafinowo tłusta – polewowa. Topiła się w palcach i na wargach. Choć nie przypominała znanych mi gorzkich tabliczek, tym razem mogłabym polecić ją drugiej osobie, a nawet kupić w przyszłości do użytku własnego.

Ocena: 4 chi


70% cocoa czekolada nadziewana wiśniowa

Poprzednim razem wiśniowa wersja 70% cocoa nie oczarowała mnie zapachem – tym razem owszem. W warstwie czekolady była, podobnie do poprzedniczki, bardzo miękka i tłusta, przez co rozpływała się w ustach i dłoniach. Nie zgadłabym, że zawiera aż tyle kakao, co nie znaczy, że była zła. Polewowa, acz w neutralnym sensie. Smakowała słodko i kakaowo.

W nadzieniu tkwił cień kwasku, przede wszystkim jednak było ono słodkie i wisienkowe. Odpowiadało zapachowi wiśniowych galaretek w czekoladzie (nie wiem, jak poprzednio mogło być mdłe i żadne). Było aksamitne, gęste i kremowe. Pod względem konsystencji… rewelacyjne, przez co aż nie mogłam uwierzyć, że to ta sama czekolada, której wystawiłam zaledwie 1 chi.

Choć wiśnia jest popularniejszym od cytryny dodatkiem do czekolady, to ona przypadła mi do gustu bardziej. Dziwne, ale naprawdę mogłabym ją zjeść ponownie. Obie!

Ocena: 4 chi ze wstążką


70% cocoa czekolada nadziewana miętowa

Polewowa i intensywnie słodka czekolada o zawartości kakao 70%? Tu już musiało być źle!

Ale źle nie było. Czekolady zaprezentowałam w kolejności jedzenia, jednak jak się w dniu degustacji okazało, również w kolejności ocen. Może miałam dobry dzień, a może pozytywnie wpłynęła na mnie obecność Pyszczka, ale 70% cocoa czekolada nadziewana miętowa naprawdę mi posmakowała. Najbardziej z próbowanych trzech. Była delikatnie kakaowa z zewnątrz, słodko-orzeźwiająca od środka. W całokształcie nazbyt słodka i niewspółmiernie do zawartości kakao miękka, ale… po prostu przyjemna.

Wszystkie trzy czekolady okazały się bardzo, bardzo miękkie i tłuściutkie. Degustacja odbyła się wieczorem pod koniec marca, temperatura na zewnątrz osiągnęła dwadzieścia kilka stopni, a one topiły się w palcach jak szalone. Biorąc pod uwagę fakt, że miały być gorzkie, jest to duża wada. Ja jednak jestem fanką czekolad mlecznych, słodkich i bagienkowych, więc – tym razem – zjadłam je z przyjemnością.

Nadziewaną serię 70% cocoa marki Terravita polecam osobom lubiącym słodycz i tabliczki deserowe. Prawdziwym koneserom ciemnych czekolad z pewnością obiecywanej zawartości kakao tu zabraknie. Ci drudzy muszą poczekać na wersje czyste oraz z dodatkami twardymi – a nuż tabliczki te wypełnią swą wytrawną misję. (Mały spoiler – one również są wyraziście słodkie, za to już porządnie twarde).

Ocena: 5 chi


Składy i wartości odżywcze:

26 myśli na temat “Terravita, 70% cocoa czekolada nadziewana: cytrynowa, wiśniowa, miętowa

  1. Przyznam, że zszokowałaś mnie tą recenzją. Nie to, że wrzuciłaś coś, co recenzowałaś niedawno, bo ja akurat świetnie rozumiem nawet np. pomysły na ponowienie testu dla lepszych zdjęć czy coś, a jak już nadarza się okazja dostania czekolad do testów za darmo to w ogóle. Nie to, że miętowa zdobyła u Ciebie zacną ocenę. Nie to, że przechowywanie ma znaczenie, bo to jest wiadome nie od dziś (i dlatego np. mam zamiar zrobić drugie podejście do krówek z Olecka, bo wszyscy, którzy mieli do czynienia z tymi świeżo zrobionymi krówkami piszą, że są cudowne, a ja na oblechy – kupione na wagę! – trafiłam). Zszokowałaś mnie tym, że i Terravicie coś tak dobrego wyszło. Mam świadomość, że mi by pewnie tak nie smakowały (czy w ogóle, choć minimalnie, by mi smakowały? oto jest pytanie!), ale… jednak potrafią coś zrobić. I spodobało mi się, że są pewni swego produktu, a to się chwali.

    1. Ogromnie zaplusowali postawą, bo mogli napisać chamskiego maila, grozić, prosić o usunięcie recenzji, tymczasem – pewni swojego produktu – wysłali czekolady do ponownej degustacji, i rzeczywiście udało im się mnie przekonać.

      Proponuję Ci spróbować jedną z tabliczek, które dopiero się na blogu pojawią. Zresztą zdecydujesz sama.

  2. Zaskoczyło mnie trochę zachowanie producenta, ale nie bardziej , niż Twoja recenzja. Dla mnie te czekolady pozostaną obrzydliwe (co prawda jadłam je parę ładnych lat temu), ale cieszę się, że chociaż Ty pozostaniesz ich zwolenniczką, to może producent nie zbankrutuje xd

    1. te czekolady z linii 70% kakao są w sprzedazy od 1 pazdziernika 2014. zanim trafily z magazynu do sklepu minął mniej wi cej miesiąc, półtora..tym samym nie mogłas jesc ich kilka lat temu…to po pierwsze. a po kolejne zwyczajnie firmy skladaja się z ludzi, oni reagują na oczekiwania konsumentów i zmieniaja receptury czy procesy produkcyjne gdy zewsząd dochodzą sygnały, ze czekolada ludziom nie smakuje..bo przeciez nikt specjalnie nie robi badziewia, a raczej ma zamiar sprzedawac smaczne produkty, nawet, jesli nie sa one w jakiejs mega wysokiej cenie..to dotyzcy wszytskich produktow, glownie spozywczych..

      1. Chciałabym odnieść się do fragmentu: „zwyczajnie firmy skladaja się z ludzi, oni reagują na oczekiwania konsumentów i zmieniaja receptury czy procesy produkcyjne gdy zewsząd dochodzą sygnały, ze czekolada ludziom nie smakuje”. W ostatnim czasie trafiłam na produkty, którym zmieniono skład prawdopodobnie właśnie ze względu na opinie ludzi. To świetna postawa :) W zeszłym roku również słyszałam o czymś podobnym, ale nie miałam okazji wrócić do degustacji.

  3. Ja zapewne ich nie spróbuję, bo pomijając to, że za czekoladami Terravita nie przepadam (ale wiem, że powinnam spróbować po latach :D), to ani mięta, ani wiśnie, ani cytryny mi się z czekoladą nie łączą i to byłoby niemal pewne rozczarowanie :P

    1. Parę dni temu jadłam inny czekoladowy produkt z miętą i jednak wciąż nie nie lubię tego połączenia. Terravita jest wyjątkowa, bo nie aż tak miętowa, łagodna, bardziej słodka niż orzeźwiająco-mentolowa.

      1. Ja pamiętam jedną dobrą czekoladkę z miętą z jakiejś zagranicznej restauracji (kraju nie pamiętam) – wtedy stanowiła ona dodatek do dania. I nie wiem, czy była jakaś specjalna w smaku, czy za dużo pikantnych rzeczy zjadłam i potrzebowałam cukru :P
        Terravity pewnie i tak nie zjem.

  4. Jeśli masz kontakt z Terravitą, mogłabyś się spytać, dlaczego już nie produkują czekolady 74% z kardamonem – najlepsza polska czekolada, jaką kiedykolwiek jadłem.

    1. Radku, masz na myśli Cocoacara 77% z kawa i kardamonem? Produkujemy nadal linie Cocoacara (czysta gorzka 77% kakao, gorzka pomarancza i chili orazkawa&kardamon), ale po wprowadzeniu linii 70% kakao dystrybucja Cocoacary (która jest sporo droższa) trochę się skurczyła, w niektórych sieciach Cocoacary zastąpione zostały tymi włanie nowymi 70%..Napisz proszę z jakiego jesteś miasta/okolicy a sprobuję wyszukac Ci jakiś punkt, gdzie można kupić Cocoacarę… wioletta.stefaniak@terravita.pl

  5. No proszę… Wygląda na to, że nie m(i)a(łby)m się czego obawiać przy zakupie. Ale i tak, kupiłbym wyłącznie cytrynową.

  6. Wolę mleczne zwykłe Terravity, niż te nadziewane (ewentualnie „puste” figurki), ale to, co pamiętam z nadziewanych tabliczek, to własnie ta plastelinowa czekolada, która okalała nadzienie. Myślę, że z tych trzech najchętniej spróbowałabym cytrynowej i jeśli byłaby w połowie tak dobra, jak ją sobie wyobrażam (a’la jogurtowe nadzienie niczym w Milce z dodatkiem kontrastowej, kwaśnej nuty), to na pewno podbiłaby moje serce. Najbardziej sceptycznie podchodzę do miętowej, bo za pastylkami After Eight nie przepadam i obawiałabym się podobnego połączenia…

    1. Które tabliczki możesz mi polecić? Z mlecznych mam tylko jedną – wersję z różnorodnymi orzechami.

      Cytrynowe nadzienie nijak nie jest jogurtowe, przykro mi. To inny rodzaj kwaśności. Miętowa czekolada z kolei nie przypomina After Eight, i całe szczęście.

      PS Jestem ciekawa, jak plastelinowa czekolada wypadnie w twardej tabliczce, np. tej z orzechami.

      1. Ja właśnie nie wiem, jak oni to robią, że te mleczne czekolady nie są w żadnym stopniu plastelinowe. To niebo i ziemia, jakby dwie różne firmy je produkowały.
        Jadłam mleczną dużą (taką z różą) i małą, mleczną z orzechami i mleczną z bakaliami + figurki (Mikołaj i Zajączek wielkanocny). Z nadziewanych chyba pistacjową, karmelową, tiramisu i gruszkową, ale to dawno już było :)

  7. Jesteś pewna, że ocena nie jest zawyżona przez ich miły gest? Bo tak chyba podświadomość działa. A co do Terravity, to jak widać nawet „w idealnym stanie” wyglądają paskudnie i mają nalot. To jest produkt niskiej jakości i tyle, niestety.

    1. Pewna być nie mogę, ale tak mi się wydaje*. Sądzę, że są dwa inne czynniki, które ewentualnie mogły wpłynąć na wyższą ocenę. Pierwszym jest fakt, że ostatnio jem mniej słodyczy, przez co bywam „czekoladowo wygłodniała” ;), a drugim obecność Pyszczka, przy którym dziwnym trafem wszystko smakuje lepiej.

      * Smaki kremów naprawdę były dużo lepsze. Nie wyczułam obleśnych posmaków i aromatów, które w poprzednich tabliczkach były na 100% (nawet moja mama się krzywiła, a ona je wszystko, co słodkie). Warstwa czekolady pozostała tak samo polewowa, słodka i mało „ciemnoczekoladowa” – z tym się zgodzę – ale o tym akurat napisałam. Miałam ochotę na świeżą bagienkową tabliczkę i taką otrzymałam.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.