Obecnie od mamy słodycze dostaję naprawdę rzadko. A już tym bardziej słodycze nieotwarte, które zostały schowane w szafce i otoczone tarczą antyłakomczuchową specjalnie dla mnie.
Ostatnim słodkim podarunkiem od rodzicielki były jej imienniczki, Katarzynki w czekoladzie*, które – o ile dobrze pamiętam – otrzymała od kogoś z pracy. Czemu sama ich nie zjadła? Nie mam pojęcia, ale to miłe, zwłaszcza że je lubi, więc argumentu nie stanowiła degustacyjna niechęć. Zresztą moja mama nie należy do osób, które nie lubią słodyczy. Jakichkolwiek, jeśli mam być szczera. Podsumowując: choć sama za suchymi piernikami nie przepadam, z podarunku naprawdę się ucieszyłam.
* Naturalnie mama nazywa się Katarzyna, a nie Katarzynka w czekoladzie.
Katarzynki w czekoladzie
Zanim zacznę, żeby formalności stało się zadość, przypomnę o jednym fakcie. Otóż bardzo lubię pierniczki, ale muszą być miękkie, pulchne i puszyste. Oblane polewą mleczną lub ciemną, czasem nadziane dżemorem, to już w zależności od nastroju. Nie może pokrywać ich lukier ani inna podejrzana substancja, nie mogą przypominać głazu ani skamieniałego jaja dinozaura. Nie mogą również posiadać mocy zabicia człowieka, z którego głową przypadkiem się zderzą. Katarzynki w czekoladzie należą niestety do tych złych.
Mimo iż z wyżej wymienionego powodu do wyrobu marki Kopernik byłam uprzedzona, nie mogłam odmówić mu ładniej prezencji i jeszcze ładniejszego zapachu, który odpowiadał naprawdę smacznym piernikom w deserowej czekoladzie. Polewa na ciastkach była dość cienka, w przekroju pojawiły się duże dziury. Nic dziwnego, że Katarzynki w czekoladzie były takie lekkie – moja porcja ważyła o gram mniej od wagi deklarowanej – skoro w środku znajdowały się korytarze powietrzne.
Podczas jedzenia Katarzynki w czekoladzie – ku mojemu zdziwieniu – tworzyły coś w rodzaju bagienka, a raczej gęstej gliny. Nie były zbyt treściwe, zamiast tego okazały się lekkie, twarde i suchawe (przesuszone), czego akurat się spodziewałam. Ciemna czekolada smakowała słodko, dobrze, wnętrze ciastek zaś pierniczkowo i korzennie, acz w zasmucająco niskim stopniu.
Degustacji Katarzynek w czekoladzie nie mogę zaliczyć ani do udanych, ani nieudanych. Ciastka były przyjemnie deserowe, a jednocześnie rozczarowująco pozbawione korzenności. Pierniczkowe w stopniu przyzwoitym. Z herbatą prezentowały się sto razy lepiej, choć nie zdały testu maczania – znacznie lepszym sposobem było popijanie ich, tak jak robi się to w przypadku Hitów.
Same pierniki zdobyłyby 4 chi, w towarzystwie napoju o psiaka więcej. Ocenę wypośrodkowałam.
PS Śmiesznie się składa, że w produkty marki Kopernik zawsze mnie ktoś wrabia. W Kulki teatralne o smaku czekoladowym i klasyczne Szpilka, w Toruńskie Pierniki serca toruńskie dziadek. Aż się boję, co będzie dalej!
PPS Wykrakałam. Pod koniec marca recenzowane tu pierniki dostałam raz jeszcze, od koleżanki z pracy.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Ja po nie sięgam tylko gdy najdzie mnie straszna piernikowa potrzeba chyba raz w roku. Wtedy zjem całą paczkę Katarzynek i mam z głowy do następnego … złe nie są :)
Nie miewam piernikowych chcic, ale gdybym miała, sięgnęłabym po dżemorowe lub te wielkie w kształcie precli.
Może to dziwne, ale nigdy w życiu nie jadłam tych pierniczków: zarówno tych w czekoladzie, jak i bez. Jak byłam mała mama czasem kupowała pierniczki alpejskie w wersji śliwkowej – pamiętam, że wtedy były smaczne :) W domu lubiliśmy je zjeść (tak od czasu do czasu). Pierniczki w lukrze (te białe) lubiła moja siostra – dla mnie od zawsze to była zbyt duża dawka cukru i już po jednym bolały mnie zęby ;/
Ale wracając do recenzowanych pierniczków.
W grudniu widziałam je przecenione w Tesco najpierw na 1,50 a następnie na 0,99zł (data ważności zbliżała się do końca). Kiedy wzięłam je do dłoni wyczułam, że są twarde jak kamień – szybę w oknie by nimi wybił ale widziałam, że niektórzy i tak kupowali. Pierniki były o wiele twardsze niż wtedy, kiedy były „świeże” …. zawsze myślałam, że piernik wraz z leżakowaniem mięknie. Jak widać „Katarzynki” stanowią wyjątek od tej reguły :P
W wersji „świeżej” – nieprzeterminowanej owa suchość o której piszesz w ogóle by mi nie przeszkadzała, ale brak korzenności w pierniczkach to jest wada. Z drugiej strony widzę, że tragedii też nie ma ;)
Rany, chyba nigdy nie bolały mnie od słodyczy zęby :P
Katarzynki są twarde zawsze. Wcale się nie dziwię, że pomyślałaś, że da się nimi wybić szybę.
To chyba zależy od szkliwa . U niektórych jest wrażliwe na zimno, gorąco i słodycz – w moim przypadku jest to cukier i mam tak od małego ;)
Piernik kiedy „leżakuje” nie powinien mięknąć? Katarzynki to przecież pierniki, więc z upływem czasu raczej nie powinny twardnieć :P
Nie wiem. Moje pierniki – zrobiłam raz, ale mam na myśli również kupowane – z czasem kamieniały.
Jakiś czas temu dostałam okropne pierniki tej firmy z porzeczkowym nadzieniem w białej czekoladzie. Nie dość, że zacukrzona czekolada, to jeszcze piernik-kapeć z zerową korzennością, a dżemoru mało. Jednemu nie podołałam i jakoś teraz mam uraz. Niby takie popularne, a nawet nie korzenne (teraz widzę, że nie tylko tamte moje).
„Nazwa” brzmi fajnie, ale opis już nie bardzo. Chyba muszę docenić fakt, iż dostałam właśnie te, które dostałam ;)
Całkowicie zgadzam się z Twoją opinią na ich temat ich smaku i struktury. Lubię ich suchość i gliniastość, jaka tworzy się w czasie jedzenia. No i gramatura w sam raz dla mnie ;)
Ja także nie przepadam za piernikami z lukrem, choć czasem jem lukrowane serca firmy Kopernik, ale to tylko z zapasów rodziców, bo sama to w ogóle żadnych pierników nie kupuję.
To ja jednak podziękuję za te suche i gliniaste kamienie. Wolę miękkie pierniki.
Nie lubię Katarzynek za tę suchość i choć tak jak Ty – uwielbiam Pierniki – zdecydowanie wolę pierniczki Baśniowe w czekoladzie z nadzieniami (no, ewentualnie te z Lidla). Mnie ta suchość powala i tylko w kontakcie z herbatą idzie to przeżyć.
Czemu „pierniki” z wielkiej? „Katarzynki” można, bo – o ile dobrze patrzę – stały się nazwą własną wyrobu marki Kopernik, ale z samymi piernikami nie przesadzaj :D
Suche słodycze to zło. Katarzynki smakują w porządku, jednak sama tych głazów nie kupię.
Bo pisałam na szybko i się zapędziłam :D
Nie chce mi dojść mail do Ciebie – może być to kwestia załączników? Dostaję autorespondera cały czas :/
Może być za duża waga maila. Wrzuć załączniki – obrazki, prawda? – na zewnętrzny serwer i daj w treści linka.
Pierniki kocham, ale tylko te z dżemem, lukier także jest mile widziany ;). Katarzynki niestety są dla mnie zbyt suche :/
Lukier tylko na Pop Tart’s. Dżem wszędzie, zwłaszcza na omlecie i w naleśniku!
Dla mnie również – pomimo dobrej oceny wynikającej z przyzwoitego smaku – katarzynki są za suche, przez co sama na pewno nigdy ich nie kupię.
Kolega przywiózł nam paczkę pierników tej firmy i zdecydowanie za suche i mało piernikowe były :/ Wolimy nadziewance :D
Widzę, że każdy, kto ich próbował, narzeka na to samo :P
Uwielbiam! Tylko ostatnio jakośc spadła :(
Takie sucholce lubisz? Zaskoczyłaś mnie.
Jakość spadła, bo zmienił się skład?
Dżemor won,
Dżemor won,
Dżemor won,
Jakby do nich wsadzili owocowe paskudztwo, autentycznie by go zepsuli. Choć są gorze od serc (ostatnio w Biedrze w promocji), to i tak uważam je za jedne z lepszych pierniczków.
Tylko dżemor,
tylko dżemor,
tylko dżemor!
Zlituj się i nie pisz mi o promocjach :P
Pierniczkowe Katarzynki to zło w każdym wydaniu.