10 wspaniałych miejsc dla miłośników wesołych miasteczek #1

Każdego roku, gdy zaczyna robić się cieplej, siadam przy biurku nad czystą kartką lub tworzę nowy plik w Wordzie i spisuję listę rzeczy, które do grudnia zrobić chcę i muszę. Oczywiście nigdy mi to nie wychodzi, ale nieważne, jeszcze do tego miejsca nie doszliśmy. Póki co mamy obrazek podekscytowanej dziewczyny z uśmiechem od ucha do ucha i świecącymi oczami, przekopującej stare notatki w poszukiwaniu pozycji, których nie udało jej się dotychczas wykreślić*.

Górne miejsca listy must-do nieodmiennie zajmują parki rozrywki, wesołe miasteczka oraz wszelkie atrakcje typu wooow. Do większości z nich potrzeba odłożenia gotówki, wzięcia kilku dni wolnego i opuszczenia domu, ale wcale mi to nie przeszkadza. Póki nie dochodzi do dalszych etapów logistyki, moje marzenia są bezpieczne. Na papierze bowiem wszystko jest bezpieczne. Oczywiście rzeczy te naprawdę planuję zrealizować, ale ani za tydzień, ani sama. Może w tym roku, a może dopiero za dziesięć lat, gdy będę tworzyła kolejną pełną nadziei listę. Jedno jest pewne: zanim umrę, odhaczę wszystkie!

Dziś – i w następną niedzielę, ponieważ wpis jak zwykle podzieliłam na części – przedstawiam zbiór miejsc, które musi odwiedzić każda szanująca się osoba zakochana w wesołych miasteczkach. I to przynajmniej raz, wcale nie wykluczając powrotów. Każdy z parków oferuje coś innego, acz wszystkie gwarantują dobrą zabawę, kupę śmiechu i niezapomniane wrażenia. Wspomnienia, w jakie nie da się wzbogacić, siedząc wiecznie w domu przed komputerem i tylko snując plany. (Tak, napisałam to ja).

Parki rozrywki zaprezentowałam w kolejności alfabetycznej.

* Jeśli interesuje was, co jeszcze skrywa lista, mogę się tym podzielić w którąś z kolejnych niedziel.

Park rozrywki De Efteling (Holandia)

Na początek park rozrywki, którego nie znałam, dopóki nie zaczęłam zbierać materiałów do napisania niniejszego zestawienia. (Biada mi i mojej liście to-do, bo w trakcie poszukiwań odkryłam milion nieznanych dotąd miejsc, które obecnie odwiedzić po prostu muszę). Jest największy w Holandii i czwarty pod względem popularności wśród europejskich.

Wesołe miasteczko De Efteling zostało zaprojektowane jako miejsce dla dzieci, jednak z czasem zauważono, że dorośli też lubią się bawić (i można na nich soczyście zarobić). Wtedy obok soft attractions zaczęto stawiać różnego rodzaju hardcore, który obejrzycie na oficjalnej stronie parku (zakładka Theme Park, następnie Attractions). Jestem pewna, że szybko bym stamtąd nie wyszła.

***

Park Rozrywki Disneyland (Francja)

Disneyland to jeden z… nie, to zdecydowanie najpopularniejszy park rozrywki w Europie. Najbliższy znajduje się w Paryżu, gdzie odwiedzić można aż pięć krain tematycznych. Między turystami ściśniętymi jak sardynki w puszce przechadzają się postacie z bajek Disneya, co pozwala zapomnieć o bólu stóp wciśniętych w trampki oraz smrodku spoconej pachy. Co gorsza wcale nie naszej.

Przyznaję, że paryski park rozrywki wydaje mi się spokojny, nieco nazbyt jak na moje upodobania i potrzebę silnych wrażeń, ale i tak chcę go odwiedzić. Jak większość ludzi urodzonych pod koniec XX wieku, zostałam wychowana na rysunkowych bajkach Disneya i darzę je ogromnym sentymentem. Myślę, że w takim miejscu mogłabym się poczuć jak ich bohaterka.

***

Park rozrywki Energylandia (Polska)

Podobnie do holenderskiego De Efteling, Energylandia jest moim tegorocznym odkryciem. Tu jednak dochodzi ogromny szok, ponieważ park znajduje się… w Polsce!, w miejscowości Zator pod Krakowem. Jak mogłam dotąd o nim nie słyszeć? Nie wiem. Zatrzymałam się na wiadomościach o odnowieniu wesołego miasteczka w Katowicach (o którym w kolejnej części), później zaś nie miałam już z kim podróżować.

Park podzielony został na cztery strefy. Do mnie najbardziej przemawia ekstremalna, w której jest duża prędkość, latanie głową w dół i pozorowane niebezpieczeństwo. Przeczuwam, że po wejściu na każdą z atrakcji – zanim maszyna zaczęłaby działać – przeklinałabym własne pomysły, ale zaraz po zejściu, oczywiście na miękkich nogach, byłabym kłębkiem… szczęścia. Tak jest zawsze.

Zachęcam do przeczytania: Legendia czy Energylandia? Recenzja wesołego miasteczka w Chorzowie

***

Park rozrywki Europa-Park (Niemcy)

Możecie nadal nie lubić Niemców za wojny i uparcie odmawiać im przebaczenia, ale nie wolno wam mówić, że ich kraj jest do kitu (brzydziej się nie wyrażę). W rzeczywistości jest wprost przeciwnie – masa rzeczy, które są ekscytujące, smaczne albo godne zakupu z powodu wysokiej jakości, pochodzi właśnie z Niemiec. Jedną z nich jest wesołe miasteczko Europa-Park.

Do tej pory podróż do Niemiec celem rozerwania się kojarzyłam raczej z Heide Parkiem, teraz jednak na mojej liście to-do pojawiło się milion kolejnych parków zlokalizowanych u zachodnich sąsiadów. Mój dylemat nie brzmi już: jechać po słodycze i jogurty czy do wesołego miasteczka?, ale jechać po słodycze i jogurty czy do wesołego miasteczka, a jeśli wybiorę opcję numer dwa, to do którego?!.

***

Park rozrywki Heide Park (Niemcy)

Pozostajemy w Niemczech, ale przenosimy się z miejscowości Rust w okolice Soltau. Tu zlokalizowany jest sławetny Heide Park, czyli największe wesołe miasteczko w północnej części kraju. Należy do sieci parków Merlin Entertainments, właściciela m.in. Legolandu, o którym przeczytacie w drugiej części zestawienia.

Oto kolejne wesołe miasteczko, którego najbardziej interesującą mnie częścią jest ta mrożąca krew w żyłach. Myślę jednak, że kiedy tam pojadę, skorzystam ze wszystkiego, nawet z obracających się w kółko unicornów dla dzieci. (Wszystko dla wspomnień i zdjęć!) Chyba że kolejki sprawią, iż będę musiała wybrać tylko trzy atrakcje – cóż to byłby za koszmar!

***

Część druga: 10 wspaniałych miejsc dla miłośników wesołych miasteczek #2

23 myśli na temat “10 wspaniałych miejsc dla miłośników wesołych miasteczek #1

  1. Nie spisuję moich planów (rzeczy, które chciałabym zrobić czy miejsca, które chciałabym odwiedzić) – są w mojej głowie. Jakbym je pisała, to czułabym przymus ich wypełnienia i bardzo bym się zawiodła, że tego nie robię.
    O parkach rozrywki nie myślałam nigdy, ale w sumie to fajny pomysł na ciepły czas :D O ile nastanie.

    De Efteling wydaje się bardzo ciekawe. Disneyland też gdzieś tam w głowie mam, ale to w tej części „mała, zagubiona dziewczynka, kochająca bajki Disneya” – dość nieduża to część mnie, ale mimo wszystko chciałabym tam pójść, choć nie mam takiego parcia. O Energylandii słyszałam, bo moja znajoma tam była i w sumie teraz wpadł mi do głowy pomysł, żeby się tam wybrać w wakacje :D Nie jest to na tyle kosztowna i zajmująca eskapada jak De Efteling.
    Jeśli chodzi o Niemców, to kurczę mam wrażenie, że cokolwiek robią, to zawsze jest na 200% (no, oprócz polityki :P).

    1. Gdybym nie zapisywała pomysłów, połowę bym pogubiła. Za dużo ich, a ja myślę o zbyt wielu rzeczach naraz i przełączam się pomiędzy całkowicie różnymi tematami.

      Zgadzam się co do Niemców, dlatego nie lubię, jak ktoś z czystej niechęci do narodowości bojkotuje wszystko, co u nich powstaje. A znam takie osoby.

      Zaczyna się robić – powoooli, ale jednak :) – ciepło, więc możesz myśleć o wyprawie poważnie. Szkoda, że ja już nie mam wakacji. Co nie znaczy, że bym wróciła do czasów studenckich. Mam dość nauki na najbliższe 10 lat.

  2. Ja i wesołe miasteczka to nie za dobre połączenie. Po prostu nie zostałam stworzona do tak ekstremalnych przeżyć. Konie jako sport ekstremalny w zupełności mi wystarczają. W tym roku jadę do mirabilandii do Włoch, ale nie mogę powiedzieć, że bardzo mnie to cieszy xd

    1. Z chęcią wybiorę się tam za Ciebie. Powiedz tylko, w którym urzędzie złożyć podanie o adopcję, bo zakładam, że podróżujesz z rodziną.

      Na koniach jeździłam przez kilka lat. Teraz korzystam z tej atrakcji okazyjnie, np. na wakacjach, jak trafi się stadnina i mam możliwość wyjechania w teren.

  3. Mnie nigdy wesołe miasteczka specjalnie nie emocjonowały. Byłam w kilku miejscach w dzieciństwie, ale później nigdy nie planowałam wycieczek pod tym kątem (wolę zwiedzać świat na nogach ;))
    Ale życzę Ci, aby udało Ci się zrealizować plany ;)

    1. Lubię chodzić, ale po mieście i z książką w ręku. Udane wakacje kojarzą mi się z leżingiem i smażingiem, wycieczki z kolei to wyjazd, maksymalne wykorzystanie danego miejsca – bez snucia się godzinami po nieznanym – i powrót. Może musiałabym przeżyć kilka wypraw „nie mojego typu” i wówczas zmieniłabym zdanie. Któż to wie? :)

      1. Po mieście chodzę na co dzień, ale i na wakacjach lubię odwiedzać różne zakamarki (z kolei bardzo nie lubię zwiedzać zabytków i miast z przewodnikiem – nudzi mnie to, a poza tym za szybko chodzę :D). Krótki smażing też zniosę, ale tak żeby cały dzień się wygrzewać na słońcu to już by było dla mnie za wiele.

        1. Im dłuższy smażing, tym lepszy. Chociaż rzeczywiście momentami umieram i uciekam do domu, ale to raczej jak opalam się nad Odrą i nie mogę ochłodzić się w morzu.

          Przewodnik jest najgorszy. W ogóle wycieczki zorganizowane przez biuro podróży to zło.

          1. Zależy, co kto lubi. A jak jedna z najbliższych osób ma czerniakofobię, to jeszcze trudniej wyleżeć na słońcu :P No i też szkoda mi skóry i boję się, że jakieś plamy mi powychodzą (ogólnie mam dość ciemną karnację, nigdy nie spalam się słońcu, więc trudniej kontrolować, kiedy skóra ma dosyć :D)

            Zgadzam się ;)

  4. Nigdy nie byłam w wesołym miasteczku i nigdy nie czułam ochoty tam się wybrać… nawet do Dinsneylandu…. w sumie z dzisiejszej listy tylko ten park znam ;P

  5. Kocham wesołe miasteczka! Niestety nikt z moich znajomych tej miłości nie podziela, dlatego Energylandia (najłatwiejsze miejsce do zaliczenia) wciąż pozostaje w sferze marzeń. Byłam za to w Heide Parku przy okazji pobytu w Niemczech. Tak bardzo mi zależało, że pojechałam sama i zdecydowanie nie żałuję, szczególnie, że spotkałam grupkę Polaków, którzy się mną „zaopiekowali”. :-)

  6. Ostatnio widziałem film z jednego miasteczka, gdzie uruchomili najszybszą kolejkę na świecie. Działa „jak Superman”, czyli po chwili jedzie po pionowej ścianie, ale jest „ciut” szybsza. Ponoć rozpędza się do setki w pięć sekund :D

    PS Tak, nazywa się Ferrari i było przez niego zbudowane.

    1. Wybuduję sobie taką w ogródku, jeśli kiedykolwiek będę miała dom. A jeśli nie będę miała, to u sąsiada, kiedy będzie spał.

  7. Papier jest wyjątkowo wdzięczny – zarówno jako medium przekazywania myśli i wyznań (brak pąsów, brak konieczności wytrzymania pod taksującym spojrzeniem), jak i materiał chłonący nasze marzenia… Do tego to bezpieczeństwo, które zapewnia – prześlicznie to ujęłaś <3 W zasadzie cała część otwierająca listę wesołych miasteczek stanowi klejnot, skrzący się Twoją dziewczęcą wrażliwością, lecz nie pozbawiona drapieżności doświadczenia :)

    Dla takiego pariasa emocjonalnego i tchórza, jak ja, z pierwszej części listy chyba najbardziej bezpieczny byłby paryski Disneyland – przestrzeń, wprowadzająca mnie do świata towarzyszy dziecięcych lat :)

    1. Twoje stwierdzenie o „dziewczęcej wrażliwości” sprawiło, że poczułam się, jakbym znów miała naście lat. Zabawne uczucie.

      E tam, nie żartuj. Gdybyś pojechała ze mną, przeciągnęłabym Cię na złą stronę mocy ;)

      Jeszcze tak myślę, że skoro ze względu na spokój i bajkowość podoba Ci się Disneyland, mogłabyś chcieć odwiedzić również miasteczko Harry’eggo Pottera. Oglądałam na Youtube filmiki.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.