Uwielbiam sucharki, choć ostatni raz jadłam je… nawet nie potrafię sobie przypomnieć kiedy. Od tych tostowych chrupaczy byłam uzależniona w czasach studiów. Stanowiły fazę przejściową pomiędzy waflami ryżowymi – potem odkryłam kukurydziane, które smakują mi nieporównywalnie bardziej – a macą. Obecnie wolę innego rodzaju przekąski, mianowicie klasyczne słodycze, co widać po blogu.
Chruperrry zainteresowały mnie na tyle, bym poszła po nie do Biedronki, ale nie na tyle, bym jechała do kolejnej, gdy okazało się, że ich nie ma. Trochę się rozczarowałam, jednak szybko zapomniałam. Minęły dni, tygodnie, w końcu miesiące. I wtedy się na nie natknęłam. Wisiały w odległym markecie tuż przy kasach i miały groźnawy, bo tygodniowy termin ważności. Po chwili namysłu stwierdziłam, że biorę obie wersje.
Chruperrr sucharki z żurawiną
Sucharki z żurawiną wizualnie posiadały więcej owoców, choć według producenta w obu wariantach dodatek stanowił 16%. Na pewno za to dostarczały odrobinę więcej jednostek biodrowych w 100 g, ponieważ poza żurawiną znalazły się w nich olej i cukier (po co?).
Chruperrr żurawina pachniał sucharkami (wow) oraz żółtymi bułkami pełnymi rodzynek, które w dzieciństwie kupowałam w sklepie na rogu bloku. Zapach ów był soczysty i słodki. Identyczny z aromatem wersji rodzynkowej, choć intensywniejszy. Sucharki sprawiały wrażenie bardziej wypieczonych.
Ku mojej rozpaczy suchary niemal nie posiadały smaku, a przynajmniej część chlebowa, bo owoce okazały się soczyste i smaczne. Były nazbyt delikatne, prawie pozbawione słodyczy. Suche, kruche i beztłuszczowe. Do plusów należy fakt, iż nie zwilgotniały, nie stetryczały, ani nie skamieniały.
Ponieważ podobnego produktu nie jadłam przez ostatni rok, a może i dłużej, bardzo cieszyłam się na tę degustację. Chruperrr z żurawiną niestety zawiódł moje oczekiwania. Jest to produkt poprawny, ale tylko tyle. Idealnie odzwierciedla stereotyp posiłku z diety dla rekonwalescentów.
Ocena: 3 chi ze wstążką
Chruperrr sucharki z rodzynkami
Jak już wspomniałam, rodzynkowy wariant Chruperrra dostarczał biodrom mniej kalorii, ponieważ owoce występowały samodzielnie, bez zbędnego oleju i cukru. Sucharki były bledsze i pachniały słabiej. Znajdowało się w nich mniej rodzynek niż żurawiny w poprzednikach. Z przeszłości zapamiętałam je zgoła inaczej – trzeba bowiem zaznaczyć, że produkt nie jest nowością. Zresztą wolałam wówczas sięgać po wersję z dynią i słonecznikiem. Szkoda, że to nie ona pojawiła się w Biedronce.
Chruperrr sucharki z rodzynkami był spodziewanie delikatny smakowo. Lekko pszenny, minimalnie słodki. Do jego konsystencji nie mam zarzutu. Mimo iż termin przydatności do spożycia chylił się ku końcowi, tostowe kromki trzymały się wzorowo.
Słabą stronę chrupaczy marki Mamut stanowiły rodzynki, ponieważ były maleńkie i smakowo wyciszone. Jednocześnie fakt ów wpłynął na wyraźniejszą pszenność sucharków, co nieco wynagradzało owocowe rozczarowanie. Tak czy owak, żaden wariant Chruperrra nie porwał mnie na tyle, abym żałowała, iż był dostępny w Biedronce jedynie czasowo. Ba, w ogóle żaden mnie nie porwał.
Ocena: 3 chi ze wstążką
Chyba sucharki jadłam raz w życiu… I pozostanę przy waflach kukurydzianych i gryczanych, choć pewnie by mi one smakowały – lubię suche i kruche jedzenie :)
Raz? U mnie do tej cyfry trzeba by dodać kilka zer :P
W ogóle nie wiedziałam, że coś takiego istnieje, aż którego dnia zobaczyłam u cioci :P
A potem jadłam regularnie sucharki bieszczadzkie, ale to już dla mnie co innego ;)
Sucharki tego typu, o którym teraz napisałaś, są w paczkach dla żołnierzy :D
W dzieciństwie uwielbiałam sucharki. Mama zawsze kupowała te ż firmy mamut. Dziś sama robię swoje z ulubionego chleba bo każda firma dodaje do nich utwardzony olej palmowy czego kompletnie nie rozumiem
Jak robisz sucharki? Smakują tak dobrze, jak kupowane?
Kroję chleb na kromki i zostawiam na slonku aż wyschnie ;) smak zależy od jakości i typu chleba różne dodatki (zwłaszcza chemiczne) w składzie różnie smakują po wystudzeniu. Najczęściej robię z chleba królewskiego sowy.
Hmm. Jak mi się zeschnie chleb, to jest niejadalnym kamieniem.
Nigdy nie przepadałam za takimi sucharkami – jadłam je dwa razy w życiu :P
O, to o jeden raz więcej niż Ania. Łącznie możecie już powiedzieć „do trzech razy sztuka” ;)
Trzeciego razu z takim „gotowcem” raczej nie będzie :P Jak będę miała ochotę na suchara to wyszusze sobie domowy chleb i zjem :D
Tylko nie zgub zębów, bo nie odrosną.
O to niech głowa nikogo nie boli – moje zeby mają i beda mialy sie dobrze :D
Pogadamy po siedemdziesiątce.
Pieczywo wymienione przez Ciebie we wstępie jest zupełnie nie w moim stylu. Swego czasu raz i drugi sucharki jadłam, ale to była era domkowo-namiotowa, więc wtedy to jadło się, co było wygodne. Lubię twarde pieczywo, ale kiedy jest ona twardością ziaren, taką wilgotną – chleby ciemne.
Dlatego żadne zupełnie mnie nie zaciekawiły. Dzięki Tobie zwróciłam jednak uwagę na żurawinę. Właśnie: dlaczego ona prawie zawsze jest z cukrem i olejem? Nawet jak kupuję taką zwykłą suszoną, to w składzie widzę coś takiego: „żurawina 99,5%, olej”. Dziwne to.
Tak z ciekawości: jak część chlebowa była taka bez smaku, owoce ok, to… jak zjadłaś te sucharki? Same zupełnie?
No tak, pumpernikiel i te sprawy… Hmm, nie mój klimat. Za twardo, za sucho, za ciężko. Wilgotne ciemne chleby z ziarnami lubię ze względu na smak, ale nie uśmiecha mi się jeść 200 g chleba na kolację, jedną kromką zaś się nie najem.
Suchary zawsze chrupię na sucho. Nie uznaję kanapek z sucharów/macy/wafli ryżowych/etc.
Pumpernikiel? Nie przepadam, bo jakiś słodkawy jest, meh.
200 g chleba? Ja jem dwie kromki ciemnego z ziarnami i się najadam. Teraz sprawdziłam i jest napisane, że te moje dwie kromki to 70 g. Dziwne te Twoje kromki. xD
Ale takie zupełnie same-same? Szybko bym się zapchała (co nie równa się najedzeniu!). :P
Daj link do zdjęcia chleba, o którym piszesz.
Poprzez 'same’ mam na myśli same :P
Fuj! Sucharki kojarzą mi się z chorobą.
A do żurawiny dodawany jest cukier bo sama w sobie jest niemiłosiernie kwaśna : )
Przez całe życie chora.
Na cóż takiego?
Na głowę i wora.
:D
Dodatek oleju do suszonych owoców gwarantuje ponoć, że nie są na maksa wiórowate :) Oh well, suchary pamiętam z podstawówki, kiedy mój tata wpadł na genialną dietę dla mnie i je wsuwałam na wszystkie posiłki oprócz obiadu (brawo, tato :*), więc nawet z rodzynkami, czekoladą i czymkolwiek innym mam odruch wymiotny :(
To czemu nie dodaje się go do rodzynek?
Wtf?! :D
Do niektórych się dodaje (widziałam, że chyba Bakalland namaszcza olejem z bawełny lub czymś takim), ale nie jestem pewna.
Tak, mój tata ma same genialne pomysły ;)
Patrzyłem na fotki żurawiny, czytam, czytam… I myślę. Ten lewy lepiej wygląda. Rodzynki (po prawej) jakieś wypłowiałe. Dochodzę do ostatniego akapitu, włączam myślenie.
Kupić bym nie kupił, ale sam opis zapachu bułek, spowodował u mnie uśmiech. Cofnąłem się (na chwilę, ale jednak) o jakieś 15 lat. Fajnie.
Spoko, mnie obecnie często wyłącza się myślenie. Szczególnie po dniu intensywnej pracy umysłowej.
Cofnęliśmy się zatem razem, tylko ja o trochę mniej lat, bo…. nie, kurde. Też wychodzi, że ok. 15 lat. Starość… ;x