Do zakończenia drugiej współpracy ze sklepem internetowym Biozona, a jednocześnie uporania się ze wszystkimi dostępnymi na rynku surowymi batonami marki MaxSport, zostały mi dokładnie trzy warianty. Pierwszy – zaprezentowany dziś Raw Protein Paleo Zenberry – jest połączeniem suszonej żurawiny z bzem, a raczej sokiem z niego. I olejem słonecznikowym. Baza tradycyjnie została wykonana z daktyli i mieszanki białek Vega Profusion. Dalej występują rodzynki, olej kokosowy (ughr) oraz nasiona: lnu i chia.
Raw Protein Paleo Zenberry
Do degustacji batona Raw Protein Paleo Zenberry podeszłam dość długo po spróbowaniu wersji Peanut Volcano i Jungle Banana, za to niedługo po pierwszym spotkaniu z produktem konkurencyjnej marki – niebiałkowym Raw Energy Peanuts & Dates. Różnica w konsystencji tego ostatniego oraz bohatera dzisiejszej recenzji była ogromna. Raw bar marki MaxSport okazał się bardzo twardy, zwarty i suchy. Dotykanie go nie sprawiło, by na opuszkach odłożył się choćby ślad tłuszczu czy lepkości. Przy krojeniu i gryzieniu lekko się sypał. Zanim wzięłam pierwszy kęs, pomyślałam, że to wada. Tuż po zmieniłam jednak zdanie. Słodycz przypominał… krówkę w wersji kruchej!
Aromatem Raw Protein Paleo Zenberry odwoływał się do pierwszych surowych batonów, jakich miałam przyjemność próbować. Chodzi tu oczywiście o twory marki Zmiany Zmiany, a konkretniej mojego ulubionego Lewego Sierpowego. Pachniał mocą świeżych i słodko-kwaśnych owoców, odrobinę razowo, a przede wszystkim zdrowo. Wyglądem również mnie zachwycił, ponieważ w jasnej bryłce osadzone zostały maleńkie skrzące się fragmenty żurawiny. Wyglądały jak klejnoty.
Smak Raw Protein Paleo Zenberry nieco mnie zaskoczył, był bowiem tak samo słodki, jak i kwaśny. I to kwaśny w sposób świeży i pyszny, bo żurawinowy. Dopiero po chwili, po pogryzieniu i przełknięciu pierwszego kęsa, dotarło do mnie to, czego się obawiałam – olej kokosowy. Był tradycyjnie kwaśnorzygowinowy i już w połowie degustacji zaczęło palić mnie w gardle. Swoją drogą, wyczuwanie oleju kokosowego stanowi moją supermoc. Nie odgadnę, ile gramów cukru zawiera jogurt, ani ile % kakao znajduje się w czekoladzie. Nie wiem, jaki posmak dają ksylitol i mleko w proszku. Olej kokosowy jednak wyczuję z drugiego końca miasta państwa planety.
Na początku degustacji proteinowego batona marki MaxSport jego konsystencja odrobinę mnie zasmuciła. Lubię rawowe gumeczki, miękkie i zdatne do żucia, tworzące przy tym gęste surowe bagienko. Szybko jednak odkryłam, że wersja kruchej krówki wcale nie jest gorsza. Inna, ale ciekawa i sprawiająca, że do produktu mogłabym wrócić. Jedyny minus stanowi dodatek kwaśnorzygowinowego oleju kokosowego*, który zakłóca przyjemność odbioru batona i powoduje pieczenie w gardle.
Kwasek pochodzący od żurawiny jest cudowny, a słodycz ogólna umiarkowana. W toku degustacji do głosu dochodzą nasiona chia i… słonecznik? Pewnie to smak lnu, acz sprawia wrażenie słonecznikowego. Proszkowatość jest jakby niższa niż w białkowych poprzednikach. Daktyli niestety nie wyczułam. Gdyby nie ten nieszczęsny rzygolej, Raw Protein Paleo Zenberry przyznałabym 6 chi.
* Zastanawia mnie, czemu w tym wariancie olej kokosowy nie został zastąpiony masłem kakaowym i marchewką, tak jak we wszystkich innych surowych słodyczach marki MaxSport,
Ocena: 5 chi
Skład i wartości odżywcze:
(kliknij obrazek, by przenieść się na stronę Biozony,
lub wejdź do sklepu internetowego)
Może z czasem popracują nad „rzygolejem” i go wyeliminują :P
Oby. Skoro zrobili to w innych wariantach z serii Paleo, czemu tutaj nie…?
Dla mnie zapowiada się świetnie, bo olej (jeśli tylko nie jest zjełczały, nie wiem jak smakuje ten w Twoim odczuciu ten kwaśnorzygowinowy :P) mi nie przeszkadza, a taką konsystencję bardzo lubię.
Podpowiem: smakuje kwaśnorzygowinowo :P
Dalej nie wiem jak, więc nie pozostaje mi nic innego, jak upolować baton i spróbować :D
Jest też droga alternatywna. Możesz najeść się obrzydlistw, wziąć w ręce miskę, wsadzić palec do gardła… :P
Wygląda fajnie. Jak… no po prostu fajnie. A zresztą, podobny do QB z maliną.
Zen, ren, len – a to wszystko i tak nic, bo Ty narzekasz na olej kokosowy. Ić!
TYLKO NIE DO QB Z MALINĄ, weź nie bluźnij.
Tego nie jadłam, ale Blood Orange też mi przypominał konsystencją taką twardą, kruchą krówkę :D Podobała mi się taka struktura.
Zachwyciłaby mnie ta kwaśna nuta żurawiny (a może soku z bzu?) w połączeniu ze słodyczą. Jak się natknę na niego, to na pewno kupię :D
Blood Orange wciąż przede mną. Zostawiłam go na koniec, bo miał najodleglejszą datę ważności.
Żurawiny, a może rzygowiny? ;>
Haha ten olej Cię prześladuje :P Przez Ciebie i my patrząc na skład jakiegoś produktu jak widzimy olej kokosowy to się zastawiamy, czy będzie to rzygolej xD
Skrzywiłam Was, sorry!
Krucha krówka i przede wszystkim inność… czy miałby u mnie szanse? Pewnie nigdy się nie przekonam.
Aha :D