Prawie zawsze, gdy Pyszczek wraca z samotnych zakupów, przynosi mi coś słodkiego. Czasem nowego na rynku i/lub nieznanego, innym razem jedzonego wielokrotnie i lubianego. Do drugiej grupy należał Milky Way ameo, który został upolowany w Biedronce. Z racji odległego terminu ważności upchnęłam go w puszce i skazałam na potencjalnie wieczne wielomiesięczne zapomnienie.
Parę dni po wejściu w posiadanie mlecznego produktu MARSa trafił mi się jego kuzyn – niedostępne w Polsce rurki waflowe z kremem o smaku orzechów laskowych o nazwie Amicelli. Słodycz otrzymałam od mojej słodyczowej dobrej wróżki Ani, która upolowała cały kartonik. Uznałam, że to dobry czas, by rozpieczętować Milky Way ameo i porównać z zagraniczną nowinką.
Amicelli
Pojedyncze rurki Amicelli znajdują się w osobnych folijkach, te zaś w kartoniku. Dostarczają podobną do Ameo liczbę kalorii – ok. 520 w 100 g – i ważą po 12,5 g. Pachną cudownie, bo połączeniem mlecznej czekolady z kremem z orzechów laskowych. Aromat ów przywodzi na myśl obłędne Ferrero Rocher i Kinder Bueno. Wstępnie czułam się bardziej niż zachęcona do degustacji.
Podczas gdy nadzienie w Milky Way ameo jest cudownie mleczne, ale niesympatycznie twarde i zwarte, wnętrze Amicelli okazało się mięciutkim kremem stworzonym na podobieństwo kremu z Kinder Bueno. Było tłuściutkie i proszkowate. Początkowo sądziłam, że kakaowe, jednak przy kolejnych degustacjach – by upewnić się w ocenie, odbyłam ich trzy – wyczułam obiecane orzechy laskowe.
Część twarda w Amicelli to typowa rurka waflowa, którą można kupić w większych opakowaniach oraz na wagę. Jest krucha, ciemna(wa), chrupiąca i pełna charakterystycznych małych dziurek. Znajdująca się na niej czekolada to produkt mleczny, ale jednocześnie okrutnie cukrowy. Nie tylko nie przypomina tworu MARSa, ale w połączeniu z cukrowym nadzieniem stanowi przesadę roku.
Amicelli należy pochwalić za nienaganną konsystencję, z której Milky Way ameo niewątpliwie powinien brać przykład. Rurki cudownie chrupią, by chwilę później zalać język gęstym i mięciutkim kremem rodem z Kinder Bueno. Smakują kakowo (bardziej?) i orzechowolaskowo (mniej?), ale przede wszystkim – niestety! – cukrowo. Sprawia to, że nie chciałabym zjeść zawartości całego kartonika, a tym bardziej kupować produktu regularnie, gdyby pojawił się w Polsce. Myślę, że to twór w sam raz na raz.
Ocena: 3 chi ze wstążką
Obrzydlistwo!!!! Szkoda czasu i zapału … raz były przed jakimiś świętami w Biedrze. Skusiłam się 10 zł wcięło a rurki poszły do kubła na śmieci …nigdy więcej
Wow, aż tak źle? Zaskoczyłaś mnie.
Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek widziałam te rurki w Biedronce. Po Twojej recenzji widzę, ze nie są warte zachodu – człowiek nic nie traci a tylko zyskuje….. pieniądze, które ewentualnie wydałby na te rurki :P
Ja na przykład nigdy nie widziałam ich w Biedronce. Tym lepiej, bo mogłabym je kupić i się zdenerwować, zupełnie jak Martha.
Dawno nie jadłam Ameo, ale za dzieciaka (jak byłam w przedszkolu) uwielbiałam je – choć wydaje mi się, że miało bardziej ciągnące się nadzienie niż przywołujesz teraz. Czas wypróbować ponownie :D
Tych nie jadłam, ale jak piszesz, że nie dorównują Ameo – to nawet nie żałuję :D
Swoją drogą, lubię no-namowe rurki waflowe, które w środku oblane są czekoladą. Jadłaś takie? Są MEEEGAAA!
Za czasów przedszkolnych Ameo istniało? Ani trochę ich nie pamiętam z tamtego okresu.
Pewnie, że jadłam. Kupowałam takie w Żabce. Były w paczuszkach po 70 g, o ile dobrze kojarzę.
No to było jakieś… 15-16 lat temu :D Wydaje mi się, że istniało. Albo to wczesna podstawówka była.
I tak! Dokładnie te z Żabki. Uwielbiam
Wiele razy jakoś ostatnio na nie trafiłam o dziwo, ale trzymam się z daleka. Ostatnimi czasy mam straszne obrzydzenie do rurek z kremem, nawet Mamie je zaszczepiłam.
(-O, patrz, rurki…
-Weź, fu.)
Cukrowość nie dziwi, to, jak wyszły również. Nuuda!
PS Pyszczek czyta bloga i nie trafia przypadkiem na to, co już jadłaś i nie chcesz więcej? :P
Wiele razy? To znaczy gdzie na przykład? ;>
Czyta bloga, ale wiesz, jak to jest. Jeśli człowiek nie interesuje się słodyczami, to nie zapamiętuje ich nazw. A już tym bardziej nie zapamiętuje, co smakuje drugiej osobie. W większości przypadków, jak jest w sklepie sam, dzwoni i pyta. Kochany :)
Biedra (?), bazarek, stoisko z chemią i słodyczami koło apteki, którą musiałam ostatnio aż trzy razy odwiedzić… taakie tam.
To dobrze, że chociaż tak. :D
Ey, też chcę takie stoiska! Pewnie jeszcze mają niskie ceny? ;>
A gdzie tam…. Lindt z niemieckiego rynku ostatnio 20 zł za 150 g był, a Milki kosztują po jakieś 5-6 zł. Nic, tylko brać. <3
Łe, to u mnie w Hali Targowej podobnie.
Jakoś jasny krem w ameo bardziej do mnie przemawia, lubię też to zwarte nadzienie (twardym bym go nie określiła), które fajnie oddziela się od wafelka :)
No to odnośnie smaku się zgadzamy, konsystencji nie bardzo.
Wyglądają znajomo ale raczej nie miałyśmy okazji ich jeść :)
Tym lepiej dla Was ;) Nie no, aż tak źle nie jest. Po prostu przeciętnie.
Cukrowe? Ja to chyba naprawdę mam nadludzką odporność na cukier. Może dlatego oceniłam je bardziej pozytywnie.
Lepiej spójrz na pierwszy komentarz :P
Ufff, całe szczęście, że ich nie kupiłam :P
Już mi się pomieszało, czy jesteś wegetarianką, czy weganką. Jesz takie rzeczy? Z mlekiem w składzie? W sumie jesz, czyli wegetarianką. Ok, odpowiedziałam sobie sama :D
Srajdy bajdy. Zrobią Pop Tart’s z okruszkami Amicelli i popędzisz jak popieprzona po kolejny kartonik. Wychwalając w niebiosa pyszną konsystencję oraz połączenie bagienka z „czymś do chrupnięcia”.
No dobra, masz mnie ;<
Kilka razy już przymierzałam sie by to kupić,ale jakoś sie waham
Hmm, no nie wiem. Może akurat Tobie posmakują, tym bardziej że tragiczne nie są. Wręcz przeciwnie: smaczne, tylko bardzo cukrowe.