Pod koniec kwietnia bieżącego roku w Biedronkach pojawił się nowy produkt marki Arla – islandzki Skyr w dwóch wariantach smakowych: jagoda – czarny bez oraz malina – żurawina. Mimo iż nie brzmiały zbyt mojo, postanowiłam je kupić. Pierwszym argumentem był fakt, że tydzień wcześniej poznałam się i zaprzyjaźniłam z upolowanymi w Carrefourze Skyrami marki Bohusovicka Mlekarna, drugim zaś gorące zapewnienia Szpilki, podług której produkt miał być rewelacyjny.
W ten oto sposób wyposażyłam się w jeden kubeczek wersji malinowo-żurawinowej oraz… 4 z jagodą i czarnym bzem, bo przecież potem nie będzie.
Skyr jogurt typu islandzkiego jagoda – czarny bez
Opakowania Skyrów marki Arla były bardzo ładne. Nie tylko posiadały uroczy kształt, ale również cieszyły oko szatą graficzną i kolorystyką. Desery zawierały 0,3% tłuszczu, czyli więcej od dalekich kuzynów za Carrefoura, mniej zaś niż tradycyjnemu skyrowi przypisuje Wikipedia (0,5%). Dostarczały przyjemnie mało jednostek biodrowych, co powinno ucieszyć osoby będące na dietach odchudzających oraz oszczędzające się, by nocą władować do żołądka więcej słodyczy.
Tytułowe owoce – jagody i czarny bez – występowały w Skyrze w formie naturalnej, a więc całych owoców i pesteczek. Żaden nie dominował, obu było po 5%. Cukier stał na dalszym miejscu, bo dopiero czwartym. Jeszcze później pojawiła się skrobia i parę innych niepotrzebnych rzeczy.
Deser wyglądał naprawdę uroczo. Na wierzchu pyszniła się gwiazdka/rozetka, która przywiodła mi na myśl bitą śmietanę z Grand Dessertów. Aromat także prezentował się pięknie, Skyr bowiem pachniał słodziutkim i intensywnie jagodowym dżemem.
Biała część Skyru była bardzo (!) gęsta i idealnie gładka, wręcz aksamitna. Niestety ona również – jak odpowiednik konkurencyjnej marki – sklejała zęby. W smaku była naturalna i tak okrutnie kwaśna, że aż cierpka (na jeden kubeczek przypadała siatka niedojrzałych cytryn). Pod nią znajdował się bardzo rzadki dżem (sos) wypełniony owocami. One również pozostały dalekie od ideału, gdyż były twarde, kamienne, niemal niesłodkie. Smaku jagód musiałam szukać z lupą.
Do plusów pierwszego bohatera dzisiejszej recenzji zaliczam: zapach, kolor, gęstość, jednolitość, atrakcyjną kaloryczność, niską słodycz i rozmiar w sam raz na raz. Do minusów: obrzydliwe, twarde jak kamień owoce, którymi musiałam pluć przy każdej z czterech degustacji, cierpkość, nikły smak jagód oraz efekt sklejania zębów. Zakupu nie żałuję tylko dlatego, że poznałam coś nowego.
Może gdybym nie miała porównania do wspomnianych kilkukrotnie Skyrów marki Bohusovicka Mlekarna, produkt Arli nie oburzyłby mnie tak bardzo. Niestety, porównanie mam.
Ocena: 2 chi
Skyr jogurt typu islandzkiego malina – żurawina
Drugi Skyr również zachwycił mnie opakowaniem, szatą graficzną, gramaturą i kalorycznością. Problem stanowił smak, który w połowie większej części opierał się na malinie (6% udziału w skyrowym interesie, podczas gdy żurawinie przypadło tylko 4%). Po czterech degustacjach jagodowo-bzowego okropieństwa wyśpiewywałam hymny radości, że drugi wariant kupiłam pojedynczo.
Malinowo-żurawinowy produkt marki Arla ponownie pachniał ładnie – kwaśną, ale babciną marmoladą z truskawek i malin. Biała część okazała się gęsta, kremowa i jedwabista. Ona także niesympatycznie sklejała zęby. Była cierpka, kwaśna, naturalna. Przełamywał ją rzadki różowiutki sos pełny owoców i pesteczek. Słodycz deseru była niska, podobnie jak smak, który plasował się na granicy bezsmaku.
W (bez)smaku Skyru – oprócz kwachu i malin – występowała nuta, która od pierwszej do ostatniej łyżeczki kojarzyła mi się z szaletem miejskim. Nie mniej irytujące były kamienne pestki: mordercze i właziwzębowe. Po raz kolejny musiałam bawić się w selekcjonowanie i plucie.
Plusami produktu są: treściwość, niska słodycz, kaloryczność, rozmiar, gęstość, jedwabistość. Minusami: wstrętny kwach, kamienne pestki, twarde owoce, posmak szaletu miejskiego, cierpkość i efekt sklejania zębów. Deser okazał się odrobinę lepszy od poprzednika, co mnie zaskoczyło, acz nadal tragiczny.
Ocena: 2 chi
Paskudztwo no i w składzie miało skrobię więc dostałam od razu zgagi
Jak zwykle skład interesuje mnie mniej, ale smak… yuk ;)
Twoja recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu, że muszę je spróbować :D Część ich cech faktycznie zniechęca, ale ta konsystencja i niska słodkość wręcz przeciwnie i chyba w niedalekiej przyszłości kupię ;)
To potem wiesz… Insta raport plz ;)
Niestety jak na złość zniknęły z Biedry – chyba nie są mi pisane ;/
Ale jak dorwę, to raport oczywiście dostaniesz :)
ej! A gdzie ja Ci rzekomo napisałam, że są rewelacyjne? Ani słowo takie nie padło ;) Oj Olga… …. … W każdym razie może czytasz w myślach, bo faktycznie odebrałam je zgoła inaczej! Kwach? Eeee… bez przesadyzmu, myślę, że w tej kwestii nie równają się Piątnicy 0% :D Mi smakowały i to bardzo więc nie biorę sobie do serca Twojej recenzji, choć przyznaję bez bicia, że oryginalnych Skyrów nie jadłam, nie mam odniesienia i w takiej postaci jak dostałam to mnie zauroczyły ;) Być może powiela się analogiczna sytuacja z jogurtami Panna Cotta od Jogobelli, które Ci bardzo smakowały, a mnie niesamowicie rozczarowały bo miałam odniesienie z przed kilku lat jak smakowały wcześniej :) Czego oczy nie widzą temu sercu nie żal ^^ Buźka! :* :D
Sprawdziłam historię wiadomości i słowo 'rewelacyjne’ rzeczywiście nie padło. Zwracam honor! Wszystko przez to, że uznałam, iż 'musisz kupić’ = 'to rewelacyjny deser’. Nadinterpretacja oraz przewidywanie przyszłości w jednym :D
po prostu czytasz mi w myślach Skarbie :D
Nie tylko w myślach ;>
Spróbowałam ze dwie łyżeczki jagodowego, wkurzyłam się że zachęciły mnie pozytywne opinie i resztę wstawiłam do lodówki xd Zgadzam się z każdym słowem tej recenzji.
Nic dodać, nic ująć <3
To ja jakąś smaczną partię trafiłam, bo ani kwaśną ani twardą ani włazizębową (ale kupioną w Berlinie, więc może dlatego, hihi). Uwielbiam je ?❤
Skład ten sam? Niewykluczone, że inny.
Ojeju! Jestem bardzo zaskoczona! Dla mnie sos jagodowy był dość słodki, a dopiero po starannym wymieszaniu całej zawartości opakowania poziom słodyczy spadł do idealnego dla mnie poziomu. Nie znalazłam też żadnych twardych kawałków owoców. Może po prostu miałam szczęście i trafiłam na dobrą partię. :O
Aż dziwne. Może rzeczywiście inna partia. Tak czy owak, ja powtarzać degustacji nie zamierzam. I tak najadłam się tego okropieństwa zbyt wiele ;)
My nie mamy żadnych zastrzeżeń do wersji z czarnym bzem :) Bardzo nam smakował :)
To dobrze, Arla nie zbankrutuje :P
A Zuzia z bloga Let It Sweet bardzo je polecała :D No cóż, gdyby nie to, że biała część jest baaaardzo kwaśna (czego w nabiale nie lubię), to na pewno bym kupiła :)
Pamiętam jej opinię. Szanuję, ale nie rozumiem :P
Ja Cię podziwiam, w życiu bym nie jadła cztery razy czegoś co mi nie smakuje.
No cóż… Tym razem nie miałam komu wcisnąć.
Pod koniec kwietnia bieżącego roku – eeee? Tego roku? Co to za recenzja?! Jogurty, które wrzucali poprzedniej wiosny – to tak. Do tego nas przyzwyczaiłaś.
PS Zakładałem, jak człowiek zmanipulowany – po firmie, że będzie to coś lepszego niż C. Arli (?) nie dorwę, ale Carrefourowi dziś zostawiłem kilka złotówek więcej za PONOĆ lepszego jogurtowca. Zobaczymy.
Teraz jest baaardzo inaczej. Ale nie martw się, i staruchy w folderze zalegają. Po prostu do publikacji wybieram nowe.
PS Czekam <3
Dlaczego nie dziwią mnie te oceny?
O ile malinowo-żurawinowy był według mnie trochę za słodki (mam na myśli sos), tak jagoda-czarny bez bardzo mi smakował. Nie sklejał mi zębów, a na to jestem dość wyczulona i właśnie tym, że smakował głównie cierpkim czarnym bzem, a nie jagodą mi się w nim podobało. No i prawie brak słodyczy. Żałuję, że zdążyłam tylko po jednym kupić i mi zniknęły. Kurde… Ty miałaś kilka, a Ci nie smakowały, a ja tylko po jednym kupiłam, bo byłam sceptycznie nastawiona, co zmieniło się po spróbowaniu. Los z nas kpi.
W takim razie poprzez 'sklejanie zębów’ rozumiemy coś innego. Podczas gdy mnie 'Twoje’ jogurty niczego nie sklejają, Ty narzekasz na nie jak na III wojnę światową. Tutaj z kolei nie czujesz niczego podejrzanego, ja zaś równie sklejającego zęby produktu nie jadłam od momentu założenia bloga, a pewnie i dłużej.
Tak, los z nas kpi.
Zaintrygowało mnie to teraz. Mam to uczucie prawie zawsze przy jogurtach 0 % , to takie… nazywam to sobie „kredowym sklejaniem”, takie meh. Czasami jak jem coś cierpkiego to też tak mam, ale w mniejszym stopniu. W sumie przy tych jogurtach też miałam takie poczucie, że zawartość tłuszczu jest niska, ale to nie było jeszcze takie bardzo silne. Właśnie nie takie sklejanie przy nich było, a bardziej to poczucie kredowości (wtf), ale przy tym smaku jakoś nie zwracałam na to aż tak uwagi. :P
Dla mnie owo tajemnicze 'sklejanie zębów’ występuje przy intensywnie białkowych i/lub cierpkich jogurtach, serkach i deserkach. Na zębach pozostaje coś takiego, że jak je ściskasz, a potem rozwierasz, to masz wrażenie, że się do siebie kleją i zaraz mlasną.
Smak obrzydliwy równie bardzo jak skład.
Skład obrzydliwy? Chyba jesteś przyzwyczajony do baaardzo zadbanych pod względem surowców produktów. W kwestii smaku się zgodzę.