Baton Milkizz jest odpowiednikiem wawelskiej tabliczki czekolady o tej samej nazwie. Pojawił się na rynku kilka miesięcy po niej, dając szansę na spróbowanie extra smaku mleka z tubk ;) tym, którzy z jakichś względów nie chcieli kupić wersji pełnowymiarowej, 100-gramowej.
Słodycz składa się z dwóch warstw: nietypowej dla Wawelu mlecznej czekolady oraz nadzienia o smaku mleka skondensowanego. Tabliczkę kupiłam ze względu na zaciekawienie kremem oraz szansę spełnienia zawartej w nazwie obietnicy, batona zaś dla porównania.
Milkizz (baton)
Podczas gdy czekolada składa się z pięciu rządków po trzy kostki każdy, batona bez problemu podzielimy na połowy (liczy sześć kostek). Logo firmy ustąpiło kreseczkom przypominającym podpaski, które mogliśmy podziwiać w trakcie degustacji dawnych tabliczek Wawelu, np. Karmelowej. W środku batona znajduje się o 1% mniej nadzienia niż w tabliczce, jednak w wyniku skupienia czuć je zdecydowanie bardziej.
Milkizz pachnie smaczną, intensywnie mleczną i słodką czekoladą, czym wyróżnia się na tle wawelskich produktów, za którymi w znacznej większości nie przepadam. Z zamkniętymi oczami powiedziałabym, że to produkt innej marki, może nawet Milki (bluźnierstwo?!). Smutne wydało mi się jedynie to, że nadzienie było twarde, podczas gdy liczyłam na krem mięciutki i bagienkowy.
W temperaturze przekraczającej 20 stopni Celsjusza kostki batona Milkizz topią się w palcach. Czekolada odpowiada swojemu aromatowi, będąc mleczna i bardzo słodka. Nie przypomina produkowanych przez tę markę plastikowych deserówek. Rozpuszcza się bagienkowo, co należy zaliczyć do plusów, niestety owo bagienko znika w mgnieniu oka. Jest też proszkowata, przez co brakuje jej aksamitności.
Nowy produkt Wawelu nie jest zły, to na pewno. Nie widząc opakowania ani symbolu na kostkach, prawdopodobnie nawet bym nie zgadła, że to właśnie Wawel. Czekolada smakuje i zachowuje się dobrze, a krem – choć smakiem nie odpowiada nazwie batona, a także jest za twardy – cechuje przyjemna gęstość i aksamitność, której zabrakło polewie. Słodycz ogólna jest odpowiednia.
Baton Milkizz to nie Kinderki, niemniej naprawdę mi smakował. Mogłabym kupić go ponownie.
Ocena: 5 chi
No to muszę spróbować :D Pani Chrup wspominała coś o tłustości, charakterystycznej dla topionego serka (?), ale widzę, że jak sama nie spróbuję, to się nie przekonam. Kinderki uwielbiam, choć widzę, że Wawel tutaj ustępuje pod względem smaku. Ale mimo wszystko, jestem ciekawa :)
Swietnie pamietasz ;D dla mnie smakowal jak slodki serek topiony w czekoladzie jak slowo daje, a jadlam go 3 razy bodajze, bo za kazdym razem nie dowierzalam xD Nie, to nie jest na moje nerwy wiec podziekuje, ale skoro Oldze naszej kochanej smakuje to Tobie zycze samych pozytywnych odczuc, aczkolwiek subiektywnego zdania nie zamierzam wcale zmieniac ;) a brrrrr….
Innego niż subiektywne zdania i tak mieć nie możesz :P
Serek czułam w czekoladzie. Bardzo wyraźnie!
to prawda, że nie mogę i rozprawiałyśmy kiedyś o tym, ale na obiektywność też mi się wcale zbytnio nie sili :D Nawet tą sztuczną i umowną ;)
Kupiłam, jadłam – moim zdaniem, tyłka nie urwało :D Nadzienie jakieś super aksamitne nie było, choć biorąc pod uwagę jego twardość, to faktycznie można odnieść takie wrażenie. Wolę Kinderki, zdecydowanie.
Łe, to w ogóle bez porównania. Kinderki deklasują inne słodycze z mlecznym nadzieniem.
Nawet nie widziałam, że takie istnieją, ale rozejrzę się za nimi :)
Naprawdę? Myślałam, że każdy je już zna.
No nie rzuciły mi się w oczy jakoś :D
Dzisiaj, jak w Lidlu wybierałam inne czeko, wpadł mi w ręce Milkiiz karmelowy, więc przypomniało mi się o batoniku, ale go nie znalazłam.
Gdzieś kiedyś śmignął mi w sklepie kiedy robiłam zakupy :)
Nie sądzę, by miał Cię w najbliższym czasie zainteresować.
Nigdy nie lubiłyśmy mleka z tubki, więc do tego batona nas nie ciągnie ;) Zwłaszcza, że Pani Chrup wyczuła w nim serek topiony :P
awww… pamiętałyście… aż się wzruszyłam :D Jem stanowczo za dużo serków topionych w diecie… ale w słodyczach to dla mnie stanowczo za wiele xD Za to z Wawel bardzo lubię kwadratowe czekoladki orzechowe (takie zielonkawe opakowanie) :) Za to reszta mogłaby dla mnie, nie istnieć :) Mleko z tubki jadłam z dwa razy w życiu, ale takich ekscesów nie miałam :D … aż się boję spróbować jakiejkolwiek teraz bogatsza o te doświadczenia :)
A poza dietą też jakieś serki topione jesz? :D
Orzechowe cuksy, o których piszesz, rzeczywiście są smaczne. No i w mlecznej czekoladzie :)
Skondensowane mleko z tubki to unicorn dzieciństwa. Mam do przetestowania cztery gostyńskie smaki, tylko coś się nie mogę zebrać.
to dziwne… ale jem i to za dużo… bo z kaszami i warzywami xD Może już tak mi uszami wyłażą, że nadinterpretuję rzeczywistość :D
ooo! Będę czekać! Czekam na ideał, który będę mogła spróbować, a Ty mi do tego utorujesz drogę :D
Brakuje mi jednego porównania. Jak ta tubkomleczkowatość wypada w stosunku do Hitów. W ciachach smaku dawnych lat nie było. A tu? Kupując taką czekoladę mam konkretne oczekiwania.
Nie ma ani tu, ani tu*. Smak mleczka z tubki kryje się… w tubce. W innych miejscach nie ma sensu szukać.
* „Czekolada smakuje i zachowuje się dobrze, a krem – choć smakiem nie odpowiada nazwie batona”.