Podczas gdy klasyczna deserowa czekolada Wawelu nie jest słodyczem, którego walory potrafię docenić, mlecznej byłam naprawdę ciekawa. Chciałam spróbować jej już w chwili, gdy na rynku pojawiła się tabliczka bez dodatków. Z zakupu zrezygnowałam tylko dlatego, że posiadanych w domu słodyczy było zbyt wiele, a czyste czekolady nie kuszą mnie na tyle mocno, bym przełamała się i powiększyła zbiory.
Sytuacja zmieniła się pod koniec roku 2016. Wreszcie zdecydowałam się na zakup pierwszej w życiu tabliczki mlecznej czekolady marki Wawel. Przekonał mnie fakt, iż była nadziewana, i to nie byle jak! W Milkizz znalazł się krem o smaku mleka skondensowanego, modnie i młodzieżowo nazwanego przez producenta mlekiem z tubk ;). Co prawda wiedziałam, że słodycz nie będzie miał z tubkowym klasykiem z XX wieku wiele wspólnego – podobnie jak Hit Milky – ale i tak musiałam go spróbować.
Z degustacją czekolady czekałam do początku roku 2017, gdy na rynku pojawiła się wersja batonikowa.
Milkizz (100 g)
Czekolada i baton z serii Milkizz składają się z tych samych warstw – mlecznej czekolady i nadzienia o smaku mleka z tubki – różnią je jednak proporcje. Wygrywa baton, w którym kremu znajduje się o 1% mniej niż w tabliczce, ale z racji uformowania kostek został zgromadzony w jednym miejscu i czuć go lepiej.
Kostki czekolady Milkizz posiadają nowy, o wiele lepszy od starego kształt. Zamiast podpaskowych kresek ozdabia je logo marki Wawel. W kolorze są przyjemnie mlecznoczekoladowe. W zapachu niby też, acz do głosu dochodzi silny akcent, którego nie wyczułam w batonie: serek topiony z popularnych trójkątów.
Konsystencja produktu jest pozytywna i negatywna zarazem. Czekoladzie należy się plus za bagienkowość, lecz minus za proszkowatość. W smaku przoduje słodycz. Krem ułożony został cienką warstwą, przez co wydaje się bardziej zbity i twardszy, choć smakuje tak samo jak w wersji batonikowej. On również jest bardzo słodki, do tego mleczny. Ani trochę nie przypomina mleka skondensowanego.
Podczas jedzenia tabliczkowej i batonowej wersji Milkizz zastanawiałam się, czy nie jestem ostatnio zbyt wyrozumiała. Czy nie jest tak, że gdy jem coś z Pyszczkiem, smakuje mi bardziej. Na szczęście kolejny wieczór i ponowna degustacja wstrętnego Michasia Vobro udowodniły, że wszystko ze mną w porządku.
Ostatecznie więc postanowiłam zaufać swoim odczuciom. Uważam, że tabliczkowa Milkizz nie jest czekoladą doskonałą, jest za to czekoladą dobrą. Gorszą od batona, proszkowatą, niekompatybilną z ze swoją nazwą i zawierającą nutę serka topionego, jednak zdatną do zjedzenia w całości. I najważniejsze: jako mleczna czekolada na tle plastikowych deserówek Wawelu prezentuje się wręcz rewelacyjnie.
Ocena: 4 chi
(niższa ocena ze względu na gorsze rozplanowanie warstw)
<3 Nic dodać, nic ująć… może jednak będą ze mnie ludzie… Ohhh yeaa! :D
a z tej okazji zarzucam ,,polskiego bita"! https://www.youtube.com/watch?v=_4reuXDPyss
I z Ciebie, i ze mnie ;*
Z czekolad Wawel jem tylko czasami peanut butter i nie wiem, czy kiedykolwiek jadłam zwykłą mleczną… Nie wiem też, czy tej spróbuję i na chwilę obecną wolę batonika, za dużo mam innych czekolad :D
Nie cierpię wawelskiej tabliczki Peanut Butter :'(
Ale wyjechali z tym napisem na opakowaniu o smaku mleka z tubki. xD Cieszę się, że nie jest to smak mojego dzieciństwa i cieszę się, że czekolada Ci smakowała. Jak pewnie się domyślasz, już biegnę kupić wszystkie, jakie tylko u mnie w sklepach mają i jeszcze poproszę, by mi sprowadzili więcej.
Czekaj, nie kupuj tyle, bo już jedzie do Ciebie dostawczak z Wrocławia.
Spoko, wysprzątałam piwnicę, by mieć, gdzie to wszystko trzymać.
Lepiej wysprzątaj żołądek.
A jednak serek topiony się pojawił xD
Owszem, jest i on ;)
To już wiem, że się skuszę na batona, a od tej tabliczki będę uciekać :D Zapach serka topionego to nie jest coś, czego poszukuję w słodyczach (choć same serki lubię – aczkolwiek nie jadam) i myślę, że bardzo by mi to przeszkadzało.
Hmm… a wyobraź sobie taką czekoladę z prawdziwym serkiem topionym zamiast słodkiego nadzienia :D To coś dla Kimiko.
Recenzję u niej na pewno bym przeczytała, ale sama z siebie w życiu bym takiej nie tknęła :D
Tak, tak! Już widzę te dzieci biegające po polu i jedzące serek z tubki! Ona miał swój urok, ale tylko na kanapkach. W czekoladzie ma byś szorstki i słodki. Tak, że po zjedzeniu tubki, nie ma już ochoty na obiad… tylko na drugą tubkę.
Nigdy nie jadłam serka topionego ani pasztetu z tubki. Hmmm.