Jak wspomniałam w ostatniej wawelskiej recenzji, tabliczkę Milkizz Karmelowy kupiłam wraz z ciemną Zabajone. Wśród tegorocznych nowości marki tylko one zainteresowały mnie na tyle, bym zechciała powiększyć swoje zbiory i wydłużyć kolejkę produktów czekających na degustację. Dodatkowym argumentem był fakt, iż zapolowałam na nie z Pyszczkiem, czyli musiałam stawić czoła jedynie połowom.
Zabajone
Według wujka wszystkich internautów zabajone to: „tradycyjny włoski deser przygotowywany z żółtek jaj, cukru, słodkiego likieru, często z dodatkiem serka mascarpone”. Wawelska czekolada potwierdziła wujkową opinię, pachnąć jednocześnie adwokatem i alkoholowym toffi. Przypominała wedlowskiego Pawełka, co naprawdę mnie urzekło. Ślinianki zaczęły pracować jak szalone.
Pomimo wyższej zawartości kakao czekolada rozpuszczała się szybko, brudząc palce i wargi. Była kakaowa, przesadnie słodka i tradycyjnie plastelinowo-plastikowa. Bagienka nie uświadczyłam. Po pysznym batonie i dwóch tabliczkach Milkizz żyłam nadzieją, że Wawel wraz ze zmianą wyglądu czekolad poprawił też ich jakość. Niestety, nic z tego. Mleczna jest w porządku, ale ciemna została, jaka była.
Nadzienie tabliczki Zabajone było gęste, bardzo tłuste i proszkowate ziarniste (albo mączne?). Smakowało dziwnie, bo jajkiem z plastiku. Gdyby tylko ono było niejednolite, całość prezentowałaby się atrakcyjnie, jednak w połączeniu z równie proszkowatą polewą wyszło coś – dyplomatycznie rzecz ujmując – nie tak ciekawego, jak się spodziewałam. Szkoda, bo potencjał był.
Nie wiem, jakie nadzienie musiałby wymyślić Wawel, bym po raz kolejny obudziła w sobie pokłady nadziei i zaufała producentowi, że stworzył coś naprawdę smacznego. Mam oczywiście na myśli twory deserowe, bo mleczne są dużo lepsze i pewnie jeszcze kiedyś się na nie skuszę.
Zmianę wyglądu czekolad oceniam na duży plus, lecz wygląd to nie wszystko. W smaku Zabajone była za słodka, w konsystencji zbyt polewowa, w całokształcie do bólu przeciętna. Pomysł wydawał się super, ale wykonanie zawiodło. Czekolady nie polecam, chyba że… nie, na jednorazową degustację też nie polecam.
Ocena: 3 chi
Jak tylko ją zobaczyłam jakiś czas temu w Tesco, wiedziałam, że pojawi się u Ciebie. Nawet ja mam coś z tych nowości. Mama kupiła mi z solonym karmelem, ale jestem bardzo sceptyczna, bo to ciemna, a wiadomo, że tania ciemna… no, mnie bardzo prawdopodobnie nie zadowoli. Tym bardziej, że jak piszesz, jest jaka była, meh. Wydaje mi się, że takim producentom ciemną łatwiej zepsuć niż mleczną, bo w ciemnych przecież niezwykle istotne jest kakao, a wiadomo.
Sztuczne jajo… nie no, wiedziałam, że to nie będzie nic dobrego, ale tego się nie spodziewałam, haha. Myślałam, że raczej margaryna i cukier w cukrze po prostu.
I zgoda co do zmiany wyglądu!
Nie zgodzę się co do zdania, że tania ciemna to zła ciemna. Dla Ciebie może i tak, ale nie dla mnie. Taki Wedel… mmm. Po prostu Wawel robi źle.
Nie lubię zabajone i nie ma znaczenia, czy to Wawel czy nie ;P
Fair enough ;)
Taki smak to już kompletnie nie dla mnie i nawet bym nie widziała czego mam oczekiwać. Smak zabajone zawsze kojarzył mi się z bliżej nieokreślonymi w smaku lodami :D No a jajko z plastiku czy zapach Pawełka to nie moje smaki :D
Haha, mnie kojarzył się dokładnie tak samo! Jak chodziłyśmy z mamą na lody, a ja byłam przedszkolna i wczesnoszkolna, prawie zawsze wybierała gałkę zabajone. Ja uważałam ów twór za 'dziwne i bliżej nieokreślone lody a la bakaliowe, które bierze mama’.
Nawet jednorazowa degustacja jednej kostki też nas nie zachęca :P Zabajone to w ogóle nie nasze smaki :)
Moje owszem, ale nie w wydaniu wawelskim.
Za Wawelem nie przepadam (jem tylko te czekolady bez cukru, bo mają przystępną cenę w porównaniu z Torrasami, Balance czy Surovital) – pamiętam te katusze czekoladami o smaku Tiki Taki, Malagi czy Kasztanków, które mama mi sprawiała (czekolada dziennie to był standard, więc cóż – jadłam i takie :D). Po zabajone na pewno bym nie sięgnęła, bo nie lubię alkoholu. Gdyby to była czekolada o smaku kogel-mogel… Tylko bez posmaku jajka z plastiku :D
A jak oceniasz nadziewane Terravity?
1. Tabliczka bez cukru jest zjadliwa? Kiedyś kupiłam wafelki cytrynowe z tej serii. Powiem jedynie: FUJ. 2. Jak można nie lubić alkoholu? ;< 3. Malagę i TT lubię w formie cukierków, niestety coraz mniej. 4. Czekolada dziennie, ech... Jak bym czytała o mojej przeszłości ;) 5. Tabliczka z koglem-moglem, omg! <3 6. Była niedawno recenzja ;> W skrócie: lubię. http://livingonmyown.pl/2017/04/28/terravita-70-cocoa-czekolada-nadziewana-cytrynowa-wisniowa-mietowa/
Zjadliwa, ale nie idealnie bagienkowa (lekko proszkowa za sprawą maltitolu). Wafelków cytrynowych nie jadłam, ale teraz je wycofali i wypuścili kakaowe oraz waniliowe – kakaowe są super, a waniliowe… ech, leżą i tak będą leżeć chyba, aż je wyrzucę :D
O, czyli nie było ze mną tak źle :P
Nie dziwię się, że cytrynowe wycofali :D
Pewnie bym obojętnie przeszła koło niej i widać bym nic nie straciła:) . Pozdrawiam ciepło:)
Oj, nie straciłabyś niczego.
Ostatni raz z tym smakiem miałem styczność przy okazji ciastek (dr Gerrard), kupionych w Biedronce. Tam również była czekolada. I szczerze mówiąc, zapamiętałem je dużo lepiej. Ale co Kardynałki, to Kardynałki.
Ach, to zupełnie co innego!