Jeśli śledzicie mojego bloga uważnie, za sekundę najpewniej przewrócicie oczami, narzekając, że znów się powtarzam. Niestety, co jakiś czas muszę wspominać o rzeczach powszechnie znanych – zwłaszcza gdy wymaga tego tematyka recenzji – ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy na bloga zajrzy ktoś nowy (jeśli jesteś nowy, witam Cię!). A teraz przejdźmy do rzeczy i miejmy to za sobą.
Mimo iż Kit Katy są jednymi z moich ulubionych batonów, rzadko zdobywają maksimum punktów. Unicorna smaku doczekała się tylko przywrócona po latach wersja orzechowa: Kit Kat Chunky Hazelnut. Nie sprawia to jednak, że nie mam ochoty na testowanie nowości. Jest wprost przeciwnie! Wiedząc, ile cudownych smaków znajduje się za granicą, z rozpaczy rwę z głowy włosy. (I dlatego są takie długie – to peruka).
Pomarańczowa ciekawostka – prezentowany dziś Kit Kat Orange – pojawiła się parę lat temu w polskim Tesco. Myślałam, że sklep wprowadził ją na stałe, niestety wkrótce zniknęła. Byłam zła, że nie nabrałam batoników na zapas, okazały się bowiem rewelacyjne. Szczęśliwym trafem dane mi było spróbować ich ponownie, gdy z Irlandii przyleciał Przemek – znajomy z czasów gimnazjum, którego poznałam w świecie Tibii. Było to nasze pierwsze spotkanie po około trzynastu latach od pierwszej rozmowy.
Przemku, dziękuję!
Kit Kat Orange
Małe batoniki Kit Kat Orange są pomarańczowe niemal w każdym aspekcie. Pomarańczowa jest szata graficzna ich opakowań, intensywnie pomarańczowy i słodki zapach, pomarańczą kusi również smak.
Pomarańczowy smak tkwi już w czekoladzie, której zwyczajowo po bokach znajduje się najwięcej. Jest cudownie miękka i gęsta (zwłaszcza ciepłą porą roku), bagienkowa, słodziutka – niestety cukrowo – i mleczna. W tle pojawia się subtelna pomarańczowa goryczka.
Wafle w batonikach Kit Kat Orange są kruche i chrupiące. Znajdują się między nimi dwie warstwy kremu, prawdopodobnie tradycyjnego, czyli kakaowego. Krem ów jest o wiele mniej słodki od czekolady, która stanowi kopalnię cukru i fabrykę białej śmierci.
Nie zmieniłam zdania. Kit Kat Orange to bez wątpienia jeden z najlepszych wariantów batonów marki Nestle, jakich dane mi było próbować. W środku jest kruchy i umiarkowanie słodki, na zewnątrz cukrowy i pomarańczowy do granic przyzwoitości. Chrupie i zalewa usta bagienkiem jednocześnie. Gdyby tylko pojawił się w Polsce, kupiłabym sto opakowań na zapas.
Ocena: 5 chi
O nie. Nie dobra Ty. Uwielbiałam ten wariant kitkata … Ale mi smaka narobiłaś :P
Sobie też, a już nie mam ;<
Z jednej strony chciałabym go umieścić u siebie w ramach testu Kit Katów, ale z drugiej… już mam dość tego mojego testu, bo jestem po spróbowaniu kilku i łatwo się domyślić, jakiej natury mam problem. :> W dodatku nie wygląda to do końca tak, jakbym chciała, bo muszę sobie robić dłuższe przerwy i w ogóle, bo po prostu nie mam do tego siły.
Ech, życie jest okrutne, a Ty mi jeszcze taką recenzją dokładasz.
Nie ma to jak zmuszać się do jedzenia słodyczy, żeby ktoś mógł przeczytać ich recenzję :P
Nigdy ich u siebie nie widziałam, ale w moim mieście Tesco jest mniejsze ;)
No to może nie dostarczyli. W sumie i tak byś nie kupiła ;>
Jadłam je kiedyś w Irlandii i pamiętam, że chociaż nie przepadałam nigdy za zestawieniem czekolada – pomarańcza, one mi smakowały, podobnie jak tamtejsza czekoladowa kula Terry’s with orange (która teraz i w Polsce jest dostępna,a przynajmniej była w Tesco). Ale Kit Kat to nie jest mój ulubiony baton póki co :)
Kulę kojarzę z Kuchni Świata, ale nigdy mnie nie kusiła.
Tekst z peruką mnie rozwalił <3
Kocham połączenie czekolady z pomarańczą (i czekolady z wiśnią, z kokosem, orzechami, krokantem, chrupkami ryżowymi…). Kusi na maksa i nawet ta cukrowa czekolada stałaby się zaletą :)
Nie ma się co śmiać! Ja muszę walczyć z nią każdego dnia, zwłaszcza gdy spoci mi się łysy czerep.
Zaskoczyłaś mnie.
Nie cierpię Snickersów i Lionów, Twixy i Marsy mnie nie porywają, ale wszystkie Kit Katy, mimo że są zasładzające, trafiają w mój gust. Pewnie za granicą (a już w szczególności w Japonii, gdzie mają tyle nietypowych smaków) obkupiłabym się nimi jak głupia.
Tyle że te japońskie mają fatalną jakość polewy. Ale fakt, też bym się obkupiła :P
Ten pomarańczowy smak zdecydowanie nie jest dla nas :)
Nie szkodzi. Zjem za siebie i za Was ;)
Będzie mi się śnić po nocach:( czekolad plus pomarańcza i czekolada plus mięta to smaki które bardzo lubię:(
Trzymajmy kciuki, żeby znów zawitały do Polski.
Ale w Tesco też były takie miniaturki? Bo wątpię by ładowali długi pasior… przecież cena słodyczy z importu jest wtedy zabójcza. Fajnie wygląda, a do tego (jak sądzę) nieźle smakuje. Bo pomarańczę w czekoladzie można zepsuć. Co sama zresztą wiesz.
Tak, długi pasior był. Dokładnie tai sam, jakiego zrecenzowałam :)