Degustacje Kit Katów przywiezionych mi z Irlandii przez Przemka – po raz kolejny serdecznie dziękuję! – z bliżej nieokreślonego powodu podzieliłam na trzy: w pełni pomarańczową, Cookies & Cream + Toffee Treat oraz w pełni ciemnoczekoladowo-miętową. Decyzja ta sprawiła, że początkowo o środkowych wariantach trudno było mi myśleć oddzielnie i wystawić sprawiedliwe oceny. W efekcie testy musiałam ponowić, poświęcając wariantom ciasteczkowemu i toffi osobne wieczory.
Kit Kat Toffee Treat
Kit Katowi w wariancie Toffee Treat przypadł papierek koloru… powiedzmy, że żółtego (toffi-żółtego) oraz czekolada o barwie kawowej, podszyta ciemniejszym spodem. Batonik marki Nestle pachniał duszno (jak karmelowy popcorn z kinowego bufetu), odrobinę kawowo i odrobinę toffi. Podobnie jak w przypadku Cookies & Cream, pozostał częściowo nieodgadniony.
Czekolada na batoniku była typowo kitkatowa: mleczna, gęsta i bagienkowa, oczywiście grubsza po bokach, nadzienie zaś kakaowe, suche, ziarniste i twarde. Było go malutko. W którejś z warstw, a może w całokształcie, pojawiła się alkoholowa nuta. Adwokata? Być może. Poza nią był cukier, całe morze cukru. Podczas pierwszej degustacji toffi nie wyczułam wcale.
Tak jak w przypadku wariantu Cookies & Cream, druga degustacja Kit Kata Toffee Treat przyniosła mi zgoła odmienne wnioski. Przede wszystkim toffi wyczułam już w zapachu, i to nie w jakiejś tam zwyczajnej formie! Przed oczami od razu stanęło mi jasne nadzienie z uważanej drzewiej za doskonałą Toffee Wholenut Milki. Czekolada była mleczna i toffi, odrobinę kinderkowa.
Po czterech degustacjach orzekłam, że krucho-bagienkowy Kit Kat Toffee Treat smakuje mi dużo bardziej niż Cookies & Cream, aczkolwiek jest odrobinę gorszy od mlecznoczekoladowo-pomarańczowego. Gdyby nie cukrowość, niechybnie sama zjadłabym całe opakowanie. Przez przyznaniem 5 chi batonikowi marki Nestle powstrzymał mnie jedynie fakt, że tyle otrzymała wersja Orange, a oceny musiałam zróżnicować.
Ocena: 4 chi ze wstążką
4 to też dobra ocena… widzę, ze batony jeszcze trzymaja fason :)
Jeszcze? Zawsze! :)
Mamie na pewno by smakowało, skoro przypomina wspomnianą Milkę. Mnie cukrowość odstrasza, choć ta nuta adwokata brzmi nieźle. Tyle smaków Kit Katów, a tak naprawdę wszystkie cukrowe i w sumie tyle. :>
Skąd ja znam „przyznałabym…, ale musiałam zróżnicować”.
Owszem, cukrowość to cecha znamienna Kit Katów. Co i tak nie wpływa negatywnie na fakt, że je uwielbiam.
Tofi nie jest dla mnie. Zacukrzylabym się na śmierć :P
Więcej dla mnie! <3
Myślę, że ten by mi smakował najbardziej, choć pewnie cukier by mnie trochę przytłoczył ;)
A popcornu karmelowego w kinie nigdy nie jadłam – zawsze brałam zwykły i biadoliłam, że znowu mi go posolili mimo iż chciałam bez soli :D
Ja też nie jadłam karmelowego ;> Wyobrażam sobie smak, bo znam zapach. Prawdopodobnie jest zacny.
Skoro pomarańczowy nas nie kusi to ten wariant mógłby być naszym ulubionym :)
Może :)
Bardzo ładnie wygląda :),do gorzkiej kawy super.
Zgadzam się x2 :)
Zapach toffi powoduje u mnie ślinotok, więc na samą myśl o tym wariancie cukier mi spada i chce mi się czegoś słodkiego, haha :D
Znam to. Na toffi i karmel reaguję podobnie.
Tego strasznie chciałam spróbować, ale niestety nigdzie nie udało się dorwać :(
A gdzie szukałaś?
Patrząc po kolorze, to jemu nadałbym pomarańczowy (pomarańczowo-śmietankowy) smak.
PS Drzewiej. Tyle z recenzji zapamiętam. Reszta, szczerze, mnie nie porwała.
Zawsze lepiej jedno słówko niż nic :D