Zachęcona dobrym smakiem Wiśni w czekoladzie oraz cudowną konsystencją Malagi z rodzynkami w czekoladzie sięgnęłam chytrą łapką do siatki z owocami biedronkowej marki Luximo Premium, gdzie spoczywały jeszcze dwie sztuki Czarnej porzeczki w czekoladzie oraz dwie Śliwki w czekoladzie.
Jak zdradziłam w opublikowanej niedawno recenzji Malagi, z ostatnim wariantem cukierków miałam już do czynienia – nawet dwa razy – niestety nie przypadł mi do gustu obrzydził mnie jak mało co. Nie wiem, kto wówczas odpowiadał za produkcję śliwek, ale obecnie jest to Jutrzenka Dobre Miasto*, której oryginalny produkt bardzo lubię. Wręcz najbardziej z próbowanych dotąd owoców w polewie! Cieszę się więc, że w 2016 roku to właśnie ta marka pojawiła się w popularnych dyskontach. Skądinąd nie tylko w Biedronce, ale również Lidlu (cukierek nazywał się Śliwka Dobromiejska).
* W razie gdyby znudzeni życiem i wrogo nastawieni do mnie komentatorzy recenzji dawnej Śliwki kandyzowanej w czekoladzie marki Luximo Premium postanowili przenieść się do któregoś z nowych wpisów, radzę im porównać wygląd cukierków – gołym okiem widać, że nie jest to ten sam produkt – lub napisać maila do Biedronki z pytaniem, kto odpowiadał za produkcję śliwek w roku 2014.
Czarna porzeczka w czekoladzie
Bohaterka dzisiejszej recenzji wizualnie nie różniła się od poprzedniczek. Była ogromna, występowała w tysiącach różnych kształtów – nigdy nie trafi się na dwa takie same cukierki – a jej deserowa polewa obeszła szronem. Dwie sztuki ważyły aż 50 g, co na szczęście przy niskiej kaloryczności owoców w czekoladzie (tu: 373 w 100 g) nie doczepi nam czwartego podbródka do trzech już posiadanych.
W przekroju Czarna porzeczka w czekoladzie prezentowała się najgorzej z czterech dostępnych w sklepie owoców marki Jutrzenka Dobre Miasto, ponieważ owoce rozpuściły nadzienie w najmniejszym stopniu. Wydawało się przez to znacznie bardziej suche i twarde, w pełni stałe. W pierwszym cukierku porzeczka ulokowana była na spodzie – i było jej mniej – w drugim zaś w centrum.
Cukierki pachniały słodką bardzo słodką czarną porzeczką z dżemu. Kiedy poczułam ów zapach, zrozumiałam, że stopniowanie słowa intensywny w języku polskim jest błędne i powinno wyglądać tak: intensywny –> intensywniejszy –> Czarna porzeczka w czekoladzie. Pokrywała je cienka ciemna czekolada, której po raz kolejny nie dało się ocenić, bo oddała pole do popisu wnętrzu.
Serce produktu mnie zwiodło. Wyglądało na suche i twarde, a okazało się mięciutkie i gumkowe (to akurat plus). W smaku było przede wszystkim cukrowe, zaraz potem kwaśne od czarnej porzeczki. Owoce cechowały świeżość, jędrność i sprężystość, a ich skórki odpowiednia twardość. Niestety posiadały również wady. Pierwszą był znikomy smak – wpływały jedynie na kwaśność cukierka – drugą morze kamiennych pestek, których nienawidzę w owocach tego typu, szczególnie malinach i jeżynach.
Truflowość w Czarnej porzeczce w czekoladzie okazała się znikoma, podobnie jak alkoholowość. Pestek było za wiele, na dodatek nieprzyjemnie twardych, porzeczkowego smaku zaś za mało. Producent przedobrzył z cukrem, co mogłabym zarzucić każdemu z owocowych wariantów, jednak w tym odczułam problem najdotkliwiej. Do plusów należy intensywny zapach, cudowna konsystencja i czekoladowo-irysowy smak kremu. To niestety zbyt mało, bym cukierki kupiła ponownie. Moje serce zostaje przy poprzednikach.
Ocena: 3 chi
O, a to jest tak niecodzienne, że aż bym sama spróbowała i… bardzo bym się zawiodła. Cukrowość, nietruflowość i prawie brak alkoholu pewnie szybko sprawiłyby, że zupełnie straciłabym zaufanie do cukierków. Dobrze, że moja Mama na nie nie trafiła i nie próbowała mnie częstować.
Te akurat były słabsze, ale nie zniechęcaj się – a raczej mamy ;) – do reszty serii.
No tak, tona pestek w takich cukierkach jest istotnym minusem (co innego w świeżych owocach – tutaj, ze względu na wysuszenie, ich obecność jest intensywniejsza). Pewnie ten cukier miał zbalansować kwaśność porzeczki. A miało być tak pięknie :D W ogóle z takich owoców w czekoladzie jadłam tylko Śliwkę Nałęczowską – kiedyś jej nienawidziłam, a potem pokochałam.
Od Nałęczowskiej o niebo lepsza jest śliwka z Jutrzenki.
Niby zapowiadają się nieźle, ale i tak ich nie spróbuję – już opakowanie mi mówi, że to cukierki nie dla mnie :D
Opakowania do Ciebie mówią? Mogę pomóc Ci w znalezieniu specjalisty w Twojej okolicy. I nie przejmuj się, czasem tak sę zdarza. To żaden wstyd.
Tak, potrafię słuchać opakowań – to pożyteczna umiejętność i póki co nie będę z tym walczyć ;) W razie co, specjalistów znam :D
Oki. Ufam, że wiesz, co robisz.
Czarna porzeczka to chyba jedyny owoc, za którym delikatnie mówiąc nie przepadam :/
Z jakiego powodu? ;>
Nie jestem w stanie powiedzieć, chyba jej aromat tak bardzo mi przeszkadza :/ Rzeczy o smaku i sok rownież nie.
Ciekawe. A aronia? Zawsze kojarzyła mi się z czarną porzeczką.
Ja z kolei czarną porzeczkę bardzo lubię. Nektar z niej to mój ulubiony wariant smakowy wśród soków i nektarów.
A to ta wersja smakowała nam najbardziej xD Zresztą dżem porzeczkowy to nasz ulubiony, więc może dlatego :P
Miałyście suche wnętrze, czy Wam trafiło się wilgotne?
Szczerze, to dokładnie nie pamiętamy, bo to było dawno ale grunt, że nam odpowiadało :)
Wygląda NAJLEPIEJ spośród prezentowanej (do tej pory) trójki, a „Owoce cechowały świeżość, jędrność i sprężystość, a ich skórki odpowiednia twardość’uznaję za plus. I to tyle z plusów.
PS Ciekawe jakby smakowały takie cuksy z białą/ czerwoną porzeczką.
Aż musiałam wygooglować białą porzeczkę. Wygląd znam, ale jak to smakuje? Nie wiem. Z czerwoną za to nie widzę przeciwwskazań. Tak naprawdę z każdego owocu można zrobić czekoladki. Z jabłka, banana, agrestu…