Na koniec przygody z suszonymi owocami w polewie z Biedronki, sprzedawanymi pod marką Luximo Premium, zostawiłam wersję klasyczną: Śliwkę w czekoladzie. Powodem był fakt, iż tuż po niej kupiłam w Lidlu produkt konkurencyjnej marki własnej Czekolateria i spodziewałam się, że mogą pochodzić z tego samego źródła – fabryki Jutrzenki Dobre Miasto. O ile jednak w przypadku dzisiejszego bohatera to informacja sprawdzona, o tyle słodycze z Lidla jak zwykle pozostają zagadką.
Śliwkę kandyzowaną w czekoladzie marki Luximo Premium już na blogu prezentowałam. Co jednak ważne, nie był to ten sam produkt, który w markecie znajdziemy dziś. I całe szczęście.
Śliwka w czekoladzie
Śliwka w czekoladzie okazała się jedynym owocem z jutrzenkowej serii, który w wyniku paru miesięcy oczekiwania na swą kolej nie obszedł szronem. Jej polewa posiadała kolor czekolady deserowej, ale idącej w stronę mlecznej. Sztuka ważyła aż 25 g, co przy niskiej kaloryczności nie miało znaczenia.
W cukierku znajdowała się naprawdę duża śliwka. Pachniała owocem nie suszonym, ale wędzonym. W aromacie pojawiła się również nutka zaduchu.
Podobnie śliwka smakowała. Choć sto lat nie jadłam jej w wersji wędzonej, nie przypominała znanych mi suszonych. Okazała się bardzo twarda i mało słodka, dla mnie zbyt mało.
Polewa Śliwki w czekoladzie była cienka i kakaowa, rozpływała się bardzo szybko. Znajdujący się pod nią krem cechowała przyjemna miękkość, ponieważ nasiąknął wilgocią fioletowego owocu. Smakował czekoladowo i truflowo zarazem. W tle migotała alkoholowość, acz tak odległa, że bez rozkładania cukierka na części pierwsze prawdopodobnie się ją przegapi.
W całokształcie nowa Śliwka w czekoladzie marki Luximo Premium jest zacna i godna zakupu, przez co kompletnie nie przypomina starej wersji owocu w polewie sprzedawanego w Biedronce na wagę. Już na pierwszy rzut oka różni je wiele aspektów: rozmiar, gramatura, czekolada (kolor i grubość) czy wnętrze (tu jest krem, w poprzedniej go nie było). Nie oznacza to jednak, że produkt jest wolny od wad. Należą do nich przede wszystkim twardość śliwki, zwłaszcza skórki, oraz nadmierna cukrowość.
Śliwkę w czekoladzie mogłabym kupić ponownie, choć gdybym miała wybór, sięgnęłabym po inną. Chociażby tę produkowaną pod oryginalną marką Jutrzenka Dobre Miasto.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Raczej nie jestem fanką śliwek w czekoladzie. To nie tak, że ich nie lubię, bo jak ktoś mi je podaruje to zjem, ale żebym sama kupiła… nieeee
Ja też nie kupuję śliwek w czekoladzie, ale przez rozmiar – nie przepadam za małymi słodyczami. Ze względu na smak są super.
Jeden cukierek i zaspakaja apetyt na słodkie do końca dnia :D
Chyba nie :P
Nigdy nie przepadałam za śliwkami w czekoladzie ale kiedyś zastanawiałam się nad tym gdzie tkwi sekret tego, ze jedne
jedne w smaku są w porządku a a drugie wręcz przeciwnie. Dopiero dzięki blogom recenzenckim dowiedziałam się, że są śliwki suszone i kandyzowane :P To te suszone były zjadliwe :P
W czekoladzie lubię oba rodzaje, byleby zostały wykonane poprawnie. Nie mogą być kwaśne ani przesuszone, oblane plastikową polewą ani czymś równie ohydnym.
Gdyby to była cała śliwka (zielona i kwaśna) zanurzona w pół-deserowej czekoladzie, to może bym ją wziął. Nie przemawia do mnie rozkpalciocha, z czegokolwiek by nie była zrobiona.
Zielona? Nie przesadzaj. Ja też uwielbiam surowawe owoce, ale żeby zupełnie niedojrzałe i kwaśne jak szatan? A fuj!
Właśnie ta Śliwka Nałęczowska też ma w sobie nieco twardawą śliwkę, ale absolutnie mi to nie przeszkadza :) Krem fajnie tę suchość równoważy. Powyższej nie jadłam, ale brzmi super :)
Nałęczowską recenzowałam. Nie umywa się do śliwki z Jutrzenki Dobre Miasto.