Zgodnie z aktualną porą roku prezentuję wam hit Bożego Narodzenia – marcepanowe kartofelki o niewyszukanej nazwie Marzipan Potatoes. Produkuje je wiele marek i jest to ogólna nazwa migdałowych słodyczy o tym kształcie. Zrecenzowane tu wyszły spod skrzydeł lidlowej marki Favorina, która oferuje produkty dobre, ale ponadprzeciętnie cukrowe. Ponieważ marcepan i formę kartofelków lubię, trzymałam kciuki, by okazały się lepsze od chlebka z rumem.
Słodycze otrzymałam od mojej słodyczowej dobrej wróżki Ani.
Marzipan Potatoes
Do degustacji migdałowych ziemniaczków zasiadłam z Pyszczkiem. Podczas gdy on obojętnie wrzucił jednego do ust i orzekł, że jest smaczny, ja przystąpiłam do szczegółowej analizy. Pierwszym odkryciem był zaskakujący aromat Marzipan Potatoes. Marcepanki pachniały… struclą z makiem. Kupioną w sklepie, suchą jak wiór, wzbogaconą najgorszego rodzaju rodzynkami, oblaną nieprzyzwoicie dużą ilością lukru i w przekroju przypominającą zakręconego ciemnego ślimaka struclą makową, której nie mogło zabraknąć w kredensie moich dziadków. Nigdy jej nie lubiłam, dziś jednak myślę o niej z nostalgią.
Marzipan Potatoes były miękkie, ale bez przesady. Nie rozpadały się, można by za to ulepić z nich jakąś figurkę. Mimo iż pokrywało je kakao, nie brudziły palców. W smaku również owego kakao nie było czuć. Już z zewnątrz realizowały obietnicę zawartą w zapachu, smakując jak makowiec z lukrem i migdałami (lub ponadprzeciętna dawka cukru z makiem i migdałami).
Wnętrze marcepanków marki Favorina było cudownie gniotkowe. Wypełniały je marcepanowe farfocle w formie zalążkowej, a także – niestety – proszkowaty cukier, coś jak puder. W Marzipan Potatoes smaku marcepana było sporo, więcej jednak znalazło się słodyczy. W tle przewijał się olejek migdałowy.
Po dwóch, a nawet trzech kulkach Marzipan Potatoes byłam zachwycona. Ponieważ jednak 125-gramową paczkę sprawiedliwie podzieliliśmy na nas dwoje, przypadło mi trochę więcej kartofelków niż marne trzy. Przy czwartym miałam już dość nadmiernej cukrowości, a niestety nie czułam niczego innego (i paliło mnie w gardle). Pyszczek jadł na raty, więc pokonanie połowy paczki zajęło mu kilka dni.
Kartofelki miały świetną konsystencję i były odpowiednio nawilżone, co zawdzięczały inwertazie obecnej w składzie. Ach, byłabym zapomniała – w tym samym składzie na pierwszym miejscu stał cukier, migdałów było zaledwie 27%, nie obeszło się również bez wody i syropu glukozowego. Optymistycznie nastrajała niska liczba jednostek biodrowych: 430 w 100 g.
Ze względu na przyzwoity poziom marcepanowości kulistej formie marcepana z Lidla mogłabym przyznać 4 chi. Niestety cukrowość sprawia, że nie mam ochoty na powtórkę. Gdyby ktoś mnie poczęstował, pewnie bym wzięła, niemniej sama Marzipan Potatoes Favoriny nie kupię na pewno.
Ocena: 3 chi
Kilka miesięcy temu widziałam je w Lidlu na przecenie ale nie kupiłam – nie lubię marcepanu :P
No to wcale się nie dziwię, że nie kupiłaś :P
Nie pamiętam, żeby pachniały makowcem, a tego kakao było tyle, co kot napłakał :P
Ze względu na ilość migdałów to z marcepanem ma niewiele wspólnego. Zapamiętałam te kulki podobnie – dużo cukru pudru (nadającego proszkowość) i wilgotna, gniotkowa konsystencja. Bardziej miałam wrażenie, jakby to był taki lukier plastyczny, którym się pokrywa torty, niż marcepan. I moje miały zbyt mało aromatu migdałowego.
I właściwie to nie były moje, tylko mamy :P
’Lukier plastyczny do tortów’ – tak!
Nie jadłam i nic nie wskazuje na to, aby miało się to zmienić :D
A co do słodyczy świątecznych to też jestem na czasie i w niedzielę jadłam mikołaja, a to jeszcze nie koniec zapasów ;) Jadłam też marcepanki w czekoladzie, ale innej firmy.
Parę dni temu na przecenie w Biedrze dorwałam bożonarodzeniowe czekoladki :)
A szkoda, zmarnowany potencjał :( Dobry marcepan nie jest zły :) A zły tragiczny też nie jest :P
Masz rację. Jeszcze nie jadłam – i nie wyobrażam sobie! – marcepana zasługującego na 1 chi.
Trochę inaczej wygląda sprawa z lidlowym chlebkiem z rumem, bo tam zawiniły dodatki, a nie sam marcepan. No ale on też jedynki nie dostał, więc wszystko się zgadza.
Solo nie mogłyśmy ich przejeść ale upieczone w środku babeczki cynamonowej był to hit na świątecznym stole :)
Ooo, to brzmi dobrze!
Ja je tak kocham <3
Sam cukier? Winszuję gustu :P
Kupiłam, bo chciałam sobie zrobić nieprzesłodzony jogurt z nimi i z makiem a’la Ehrmann… Nie wyszło. xD W sumie z recenzją się zgadzam, choć moją najlepszą recenzją tych kulek byłoby po prostu wzruszenie ramionami. Mamie z kolei bardzo smakowały, bo słodkie i bez czekolady, a marcepany przeważnie u nas są w ciemnej, więc nie dla niej.
Nieprzesłodzony. Od Favoriny. Aha. To zdecydowanie najlepszy żart, jaki usłyszałam w tym roku :D
Mama nie zniesie nawet odrobiny ciemnej polewy na marcepanie? :O
Niee, ja myślałam, że jak wymieszam jedną kulkę z jogurtem, to jogurt wyjdzie nieprzesłodzony. Tylko nie pomyślałam, że jedna kulka doda cukru, ale nie marcepanowości. :>
Nawet odrobiny. Na przykład pralinko-cukierki Wawel z nadzieniem advocatowym koniec końców jadła tak, że wylizywała środek, a ciemną czekolado-polewę wypluwała.
Szacun dla mamy. Niezły wariat. Od razu widać, że macie wspólną krew.
Wyglądają jak frytki, którymi zajadałem się w latach 90-tych. Tzn. forma ich podana jest taka sama. Na całe szczęście one miały smak ziemniaków. Bo gdyby były choć odrobinę marcepanowe… zaoszczędziłbym pewnie kilka ładnych setek, na braniu samych burgerów, bez zestawów.
Ey, ziemniaczane kuleczki to nie frytki! Zakochałam się w nich bodajże w ubiegłym roku. Mmm :)