Dr Gerard, Biszkopty morelowo-śmietankowe z polewą

Pewnego dnia na moim talerzyku degustacyjnym znaleźli się bohaterowie dzisiejszej recenzji: Biszkopty morelowo-śmietankowe z polewą. Upolowałam je wraz z Pyszczkiem w Carrefourze, gdzie leżały na bocznym regale i kusiły promocyjną ceną. Uległam wcale nie ze względu na fakt, że nie mam zbyt dużego rozeznania w produktach marki Dr Gerard i chciałam wprowadzić ją na bloga, ale przez słabość do śmietankowo-morelowych Biszkopcików Paryskich z Biedronki, których producentem również jest Dr Gerard.

Prezentowane tu Biszkopty od Biszkopcików Paryskich różni rozmiar, kształt, waga oraz fakt, że te pierwsze mają dwukolorową polewę, a drugie są łyse. Wolę wariant numer dwa.

Dr Gerard, Biszkopty morelowo-śmietankowe z polewą dwukolorową, kremem i dżemem, copyright Olga Kublik

Biszkopty morelowo-śmietankowe z polewą

Zapisanie nazwy produktu przysporzyło mi nieco trudności. Biszkopty to za mało, umieszczanie całego opisu w nazwie zaś nie miało sensu. W końcu zdecydowałam się na półśrodek i opis własny.

Prezentowane tu Biszkopty morelowo-śmietankowe z polewą zapakowane zostały osobno – każde opakowanie to jedno ciasteczko. Pierwsze ważyło 28 g, a drugie 24 g, choć według producenta powinny ważyć po 27,3 g. Kaloryczność w 100 g jest przyjemna, bo wynosi 432 jednostki.

Dr Gerard, Biszkopty morelowo-śmietankowe z polewą dwukolorową, kremem i dżemem, copyright Olga Kublik

Przez opakowanie Biszkopty sprawiały wrażenie twardych i przesuszonych, lekko skamieniałych. W rzeczywistości były całkiem w porządku. Dwukolorowa polewa nie lepiła się do palców, a biszkopty okazały się typowo biszkoptowe i suche, acz na szczęście nie morderczo przesuszone.

Biały krem o smaku śmietankowym był gęsty, lecz jednocześnie puszysty, zwarty, tłusty i niby aksamitny, a jednak wypełniony cukrem zmielonym na puder i cichutko chrupiącym pod zębami. W sercu produktu znalazł się morelowy dżem – chrupiący od cukru, gęsty, zwarty.

Dr Gerard, Biszkopty morelowo-śmietankowe z polewą dwukolorową, kremem i dżemem, copyright Olga Kublik

Pojedyncze Biszkopty marki Dr Greard pachniały całkiem ładnie, choć sztucznie. Producent ewidentnie wylał na nie wiadro aromatu, ponieważ w naturalnym świecie tak intensywna i ostra, na dodatek podkręcona spirytusem* morelowość nie istnieje.

Warstwa polewy nie narzucała się smakiem, choć gdy wsadziłam ciastko do herbaty i biszkopt się rozpuścił, ona zaś została na języku, lekko mnie wykrzywiło. Biszkopt był biszkoptowy i delikatnie alkoholowy. W białym kremie też czułam procenty, lecz przede wszystkim cukier (śmietanki zabrakło). Dżemor z kolei był bezczelnie o smaku, a nie morelowy. Słodki, z nutą różaną. W porządku, ale bez szału.

Dr Gerard, Biszkopty morelowo-śmietankowe z polewą dwukolorową, kremem i dżemem, copyright Olga Kublik

Biszkopty morelowo-śmietankowe z polewą nie spełniły moich oczekiwań. Okazały się ciastkami typu taniego. Średnimi bez herbaty, beznadziejnymi po zamoczeniu w niej. Słodkimi, aromatyzowanymi i sztucznymi. Na imieninach u ciotki można się nimi poczęstować, ale do domu kupować nie warto.

* W składzie alkohol nie występuje.

Ocena: 3 chi


Skład i wartości odżywcze:

Dr Gerard, Biszkopty morelowo-śmietankowe z polewą dwukolorową, kremem i dżemem, skład i wartości odżywcze, copyright Olga Kublik

24 myśli na temat “Dr Gerard, Biszkopty morelowo-śmietankowe z polewą

  1. Mam sentyment do tych ciach. Moja babcia mi je kupowała w osiedlowym sklepiku. Kojarzą mi się zawsze z nią ilekroć je widzę na sklepowej półce :( to były czasy …
    Dziś mojej babci już nie ma a ciach ze względu na skład raczej nie kupię sama ale jak ktoś mnie nimi poczęstuje to z pewnością na jedno z uwagi na stare czasy się skuszę ;)

    1. Nie, nie, nie! W sklepach osiedlowych były inne, SMACZNE. Wiem, bo też je kupowałam.

      Przykro mi z powodu Twojej babci. Czuję dokładnie to samo, tylko względem innych 'babcinych’ słodyczy, np. smażonych 'okienek’ lub paluszków z miodem i sezamem.

  2. Dla mnie już za dużo tego wszystkiego – biszkopt, krem, dżem w środku i jeszcze polewa na wierzchu – to nie na moje nerwy. Na pewno nie kupię i nie spróbuję – takie ciastka omijałam odkąd pamiętam :D

  3. Chciałam je spróbować, ale wybiorę paryskie. Alkoholowa nuta mnie nie kusi zdecydowanie. A nuż widelec znajdę dawny smak podłużnych, płaskich biszkoptów z dżemem i polewą czekoladową, które pamiętam z przedszkola :)

          1. Nie, nie, to zupełnie inne produkty. Powyższe ciacha znam – one są kruche. Te, które wrzuciłam, to mięciutkie biszkopciki z mięciutkim wnętrzem i nieco plastelinowo-plastikową polewą czekoladową (a nie czekoladą) – a przynajmniej tak je zapamiętałam z przedszkola – ale były przepyszne i wszystkie dzieciaki się o nie biły :D Najczęściej serwowane z kisielem :)

              1. Tak, tak, to jeszcze inny produkt :D Petitki łódeczki miały bardziej wodnistą galaretkę, jak dobrze pamiętam, i było jej więcej. Te wspomniane przeze mnie miały taką marmoladę, nieco bardziej treściwą w swej konsystencji. I generalnie to były dość cienkie ciastka, jak dobrze pamiętam.
                Kurczę, aż będę musiała kupić, by odświeżyć sobie smak. Jak dobrze, że za tydzień jadę do domu – będę tuczyć tatę :D

  4. Ciastko typu taniego haha. :D U mnie za jakiś czas będzie seria rzeczy typu taniego (przez mamę!), ale obecnie takich mam wyjątkowo dość. Nawet patrzeć i myśleć o nich nie chcę. Co do tych biszkoptów… one już na wygląd… no wiesz. Przynajmniej może jakieś ciotki wpadną na pomysł, by je kupić, to ktoś będzie miał możliwość zjedzenia czegoś nietrującego (czy tylko ja zawsze bałam się słodyczy itp. leżących u ciotek na talerzykach?).

    1. Nie zwalaj na mamę. Każdy wie, że tak naprawdę kochasz i po kryjomu wpieprzasz tanie słodycze. Drogie ciemne czekolady są wyłącznie na pokaz.

      Nie bywałam u ciotek, ale wiem, co masz na myśli. U zaawansowanej wiekowo sąsiadki bym ciastka nie tknęła ;)

      1. Kilogramami!

        Ja u ciotek też może parę razy w życiu tak byłam, jako dzieciak w dodatku, ale talerzyki był! I to było jeszcze w czasach, gdy obowiązkowo ludzie stawiali szklankę z paluszkami na stole. Zawsze mnie ciekawiło, czy to taka dekoracja zbierająca kurz, czy ktoś to naprawdę je. Taak, już jako dzieciak byłam praktyczna (patrz: komentarz o spartańskich wnętrzach, nielubieniu bibelotów zbierających kurz itp. pod postem o meblach dla miłośników słodyczy).

        1. Ha! Od miliona lat nie widziałam paluszków w szklance stojących na stole <3 U mojej babci zawsze były, ale sypała je, żeby od razu zjeść, nie żeby stały. Jak sama czasem chrupię, też umieszczam w szklance :)

  5. Podsumowanie jest tym, co chciałem napisać. Wyglądają jak takie ciacha, które leżą w kartonach, dzielnie czekając na kupującego. Ze smakiem bywa różnie, ale bezsprzecznie najlepsze są (były) u babć i dziadków. Samemu trudno po nie sięgać. Nie mają otoczki.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.