Do zrecenzowania batona Karmellove mlecznego zbierałam się jeszcze dłużej, niż do kupienia go i zjedzenia. A uwierzcie, że z tym ostatnim zwlekałam aż nadto. Zarówno jego, jak i wersję orzechową poleciła mi moja słodyczowa wróżka Ania. Ponieważ czekolady z karmelowej serii Wedla lubię – zwłaszcza wafelkową i czystą, bo orzechowa z solą mogłaby nie istnieć – namowom z przyjemnością uległam.
Batoniki kupiłam w ubiegłe wakacje, a więc w roku 2016. Degustacja odbyła się niedługo potem. Recenzja powstała w połowie czerwca roku 2017. Pozdrawiam.
Karmellove mleczny
Na początku moich notatek na temat batona pojawiło się bluźniercze porównanie, za które w owym czasie mogłoby mi sie oberwać. Dziś na szczęście procent osób bloggujących o słodyczach i mających rozeznanie w walorach czekolad marki Zotter jest o wiele niższy, więc śmiało mogę swoje odczucia zapisać. Otóż po wciągnięciu Karmellove mlecznego z opakowania uznałam, że jest jak tabliczka For Good Ones.
Baton Karmellove mleczny ważył 40 g, tak jak obiecał producent. Posiadał kolor czekolady znamienny dla tej serii słodyczy. W składzie pojawiła się sól, co nieco mnie zasmuciło.
Po przekrojeniu batona zobaczyłam pokruszone orzeszki. Nie ukrywam, że zamiast nich wolałabym trafić na słodkie karmelowe szkło, które przemieniłyby Karmellove mlecznego w Karmellove Creme Brulee.
Produkt pachniał cudnie. Przypomniał mi, jak długo i intensywnie wwąchiwałam się w próbowanie wiele miesięcy wcześniej karmelowe tabliczki. Był to aromat słodkiego Karmellove i słonych fistaszków z puszki.
Polewa na batonie była cienka. Na szczęście nie przyssała się do wnętrza niczym pijawka, więc łatwo dało się ją zgryźć. Smakowała jak typowa Karmellove, czyli cudownym i intensywnym, słodziutkim karmelem. Była tłuściutka i proszkowata, oczywiście bagienkowa. Tuż pod nią znajdowało się intensywnie i słodkie mleczne nadzienie. Twardawe, zwarte i proszkowate. Nie krem, ale właśnie nadzienie. Urozmaicały je sporych rozmiarów, chrupiące i superświeże orzechy. To w nich znajdowała się sól, na szczęście plasująca się na poziomie akceptowalnym. Gdzieś tam w tle pochrupywały marginalne, lekkie i kruche ciasteczka.
Pod względem konsystencji baton Karmellove mleczny to umiarkowana twardość połączona tłuściutką masą, proszkowatością oraz chrupiącymi i idealnymi orzechami. Smak z kolei przedstawia się jako splot karmelu, słodyczy i soli. W gruncie rzeczy wedlowskie łakocie to takie karmelowo-mleczno-słone, bogato wypełnione fistaszkami michałki. Nie przyczepię się do niczego. Wzorowy produkt.
PS W składzie pojawiła się informacja, że baton może zawierać orzechy. Drogi Wedlu, na nic innego nie liczyłam!
Ocena: 6 chi
Kilka razy czytałam o nim, ze jest smaczny, ale to nie mój typ. Moja siostra kiedyś lubiła białe czekolady (nie wiem jak teraz), więc moze jej by smakował ;)
Ja chyba nigdy nie byłam szczególną entuzjastką białych czekolad. To znaczy lubię, ale umiarkowanie. Mleczna 4ever! <3
Michałki? Pierwsze skojarzenie, jak go zobaczyłam, to biały Pierrot :D Nie jadłam, ale skoro tak polecasz, to spróbuję. Zwłaszcza, że jest bagienkowy <3 A wspomnianego Zottera nie jadłam, więc ode mnie nie oberwiesz :*
Mam nadzieję, że nie oberwę również za polecenie rozczarowującego batona :P
Ja też go kupiłam w zeszłe wakacje, chyba w Lublinie albo w Krakowie – pamiętam, że wówczas pierwszy raz go zobaczyłam. Smakował mi bardzo z tego co pamiętam i wypadałoby zjeść ponownie :D
Też bym mogła zjeść ponownie, zwłaszcza że Pyszczkowi zaświeciły się oczy (nie pamięta, że kupiłam mu go na Dzień Mężczyzn!) i będzie polował.
„Ponieważ czekolady z karmelowej serii Wedla lubię – zwłaszcza wafelkową i czystą, bo orzechowa z solą mogłaby nie istnieć”…
…
..
.
Dlaczego mnie to nie dziwi? Mam zupełnie na odwrót! Lubię tę z orzeszkami i solą, a cały Wedel mógłby nie istnieć. Ok, niby tylko raz ją jadłam i nie mam zamiaru wracać, ale wolę pozostać z myślą, że w sumie i Wedlowi coś się mogło udać, toteż od batona trzymam się z daleka. Po recenzji wiem, że miałabym traumę. Sól na Twoim poziomie akceptowalnym, w moim przypadku byłaby odebrana jako… brak soli?
PS Kiedyś widziałam czekoladę w stylu „Dunkle haselnusse” z polską naklejką, że jest wegańska, bezglutenowa i nie zawiera orzechów. Widać zdarza się i tłumaczom, i producentom. A potem: „Co autor miał na myśli?”.
Nakarmić alergika, a potem zgarnąć za niego milionowe odszkodowanie :)
To prędzej alergik by zgarnął. Chyba że by umarł.
Umarł, umarł. I był z nami spokrewniony.
Dla mnie o dziwo mdły. O dziwo, bo czekolada karmellove baaardzo mi smakuje. Najbardziej ta zwykła-zupelnie jak tabliczka o smaku zappa :D
Ostatni raz jadłam Zappa w przedszkolu lub w klasach 1-3 podstawówki :o
Spróbuj przypomnieć sobie jego smak jedząc karmelove ;) Naprawdę wydaje mi się, że to ten smak :D
Nie przypomnę sobie w ten sposób. Musiałabym zrobić na odwrót: jeść Zappa i wówczas myśleć o Karmellove.
Co za ulga, że smakował. Polecanie Ci słodyczy jest trochę stresujące, bo potem mam wyrzuty sumienia jak nimi plujesz ; )
E tam, weź. Kimiko wg moich ocen i opinii poleca słodycze swojej mamie. To dopiero stresujące!
Nie ma to jak wkurzyć czytelnika na samym początku wpisu. SŁONE orzeszki musza być słone! Baton jadłem, ale.. kurde nie pamiętam czy to on czy następnik mi bardziej smakował. Powtarzać nie chcę, bo jednak czekolada wychodzi bardziej opłacalnie.
Ale w czekoladzie brak nadzienia ;>
Ech, przypomniało mi się jakie to było dobre…
Siedź cicho i jedz Pierrota.