Uwielbiam mieć słodyczowych znajomych – zwłaszcza gdy poza sprawami związanymi z jedzeniem i nowinkami sklepowymi mamy ze sobą o wiele więcej wspólnego – ponieważ zdarza się, że w niespodziewanym momencie proponują lub robią coś, czego wcale bym się nie spodziewała i/lub o czym zawsze marzyłam. Tym razem związanego z jedzeniem.
Weźmy na przykład moją słodyczową dobrą wróżkę Anię. Nie dość, że zaprzyjaźniłyśmy się na tyle, że gdyby nie było ze mną Pyszczka, popłakałabym się na środku galerii handlowej, gdy uświadomiłam sobie, że opuszcza Wrocław na zawsze i właśnie widzimy się po raz ostatni, to jeszcze niedługo przed wyjazdem sprawiła mi miłą niespodziankę: podarowała trzy zagraniczne batony marek MARS i Nestle – 3 Musketeers, Butterfinger i Baby Ruth – które do tej pory jedynie googlowałam, wycierając z brody ślinę.
Najcenniejsze w tej historii jest jednak moje odkrycie. Powoli uczę się życia między ludźmi i gdybym miała poświęcić owe batony, a także dorzucić parę swoich, zrobiłabym to, byle tylko Ania nie wyjeżdżała. Moment straty niestety jest trudny. Ale to już opowieść na inny czas.
3 Musketeers
Zanim sprawdziłam, kto jest producentem batona 3 Musketeers, byłam pewna, że nie MARS, a Nestle. Na oko wyglądał jak ciemny Milky Way, może kakaowy. Albo jak Mars Xtra Choc, tylko bez karmelu.
Baton był leciutki, ważył zaledwie 14 g.
3 Musketeers okazał się mięciutki i piankowy w znajomy, milkywayowy sposób. Pachniał zaskakująco, bo ciemną czekoladą z wysoką zawartością kakao. I to nie byle jaką, bo taką lepszą, droższą, z wyższej półki. Podobnie smakował, co było dość osobliwe, gdyż z jednej strony czułam cierpką i ciemną czekoladę, z drugiej worek cukru i konsystencję chmurki. Dwa zupełnie inne światy, które niekoniecznie się zgrywały.
Ciemnoczekoladowość batona 3 Musketeers sprawiła, że na pewno zapamiętam go na długo. Znajdowało się w niej sporo kakao, ale także posmak czerwonych owoców i popiołu z papierosa. Niecodzienne nuty zrujnował poziom cukrowości, którą MARS powinien był podarować sobie chociaż ten jeden raz.
Na chwilę obecną sercem – jeśli już muszę – zostaję przy Milky Wayu. Nie ukrywam jednak, że 3 Musketeers z chęcią zjadłabym w większym rozmiarze.
Ocena: 3 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
Milk chocolate (sugar, chocolate, cocoa butter, skim milk, lactose, milkfat, soy lecithin), sugar, corn syrup, hydrogenated palm kernel oil and/or palm oil, less than 2% – cocoa powder processed with alkali, salt, egg whites, artificial and natural flavors.
Amerykańskie słodycze są dla mnie zdecydowanie za bardzo przecukrzone … nie jestem w stanie ich zjeść i te polewy wszystkie na jedno kopyto …
Łe, nie zgadzam się.
Nuta papierosowa nie brzmi kompatybilnie z batonikiem, który wygląda super – z wierzchu właśnie skojarzył mi sie z milky wayem. A na cukrowośc zawsze jestem gotowa jedząc takie batony, nie zdziwiłabym się chyba ;)
I nie była kompatybilna, stąd tylko 3 chi ze wstążką :P
Co? Popiół papierosa? Fuuuuuj :D Ale wygląda jak taki czekoladowy Milky Way – a wraz z Marsem to jedne z moich ulubionych batonów (no dobra… jest ich tak wiele, że nie umiem się ograniczyć :D). Ale design opakowania pozostawia wiele do życzenia niestety.
Milky Waya bardzo długo nie lubiłam. Polubiłam… hmm, może z rok temu.
Jadłaś Marsa Xtra Choc?
Nie, nie jadłam :(
Ania i Ola porównują go Milky Way’a – rzeczywiście z wyglądu troszkę go przypomina :)
O, na takie porównanie nie wpadłam (:
3 Musketeers jest w porządku, ale Butterfinger nie lubię i myślę, że Tobie też nie będzie smakował. Jest wstrętny.
BOOYAKASHA! ;D
Rzadziej kogoś widując, za każdym razem gdy masz okazję, możesz doceniać każdą wspólną chwilę 3 razy bardziej :)
Chyba to prawda.
Ooo, wzruszył mnie te wstęp, ale to, że wyjechałam wcale nie oznacza, że widziałyśmy się wtedy ostatni raz. Ja mam dla Ciebie już tyle słodyczy schomikowanych, że choćby w celu ich przekazania musimy się spotkać :)
Muszę się do Ciebie kiedyś wybrać, tylko moje oddalanie się od domu… Wiesz… :(
Ej, chyba zrobiłaś postępy w tej kwestii : )
Troszku.
Widzieć widziałam, nigdy mnie nie interesowało, co to właściwie jest, ale teraz to już w ogóle ani opakowanie, ani tym bardziej wnętrze i opis nie zachęcają.
Nie zjadłabyś papieroska w cukrowej czekoladzie? :o
Nie, chociaż za młodu byłam bliska wybebeszenia papierosa i zjedzenia liściorów.
Ble. Skąd ten paskudny pomysł?
Btw, mój gimnazjalny chłopak opowiadał, że jego kolega założył sobie, że spróbuje smaku wszystkiego. Akurat był na etapie wypicia szklanki wody z kibla.
Znany z czelendży, czitdejów, czitmilów i innych okazji na wpieprzenie słodkości. W zasadzie to mało który film z YT, określał go jako słabego batona. Sam bym spróbował. Bo mi reklamy już mózg wyżarły.
Ja z kolei spróbowałabym pełnowymiarowej wersji.
Trzeba przyznać, że narobiłaś nam smaka na Milky Waya, ale jakiś czas temu jadłyśmy go w wersji cukierkowej i od cukru aż nas zęby zabolały xD
Cukierkowa wersja czegokolwiek to zło w czystej postaci.