Poza otrzymanymi od Ani miniaturowymi batonami 3 Musketeers i Baby Ruth na talerzyku znalazł się również Butterfinger. Zupełnie nie wiedziałam, co o nim myśleć. Ze względu na wygląd i kolor opakowania skłaniałam się ku odpowiednikowi Wunderbara, jednak Ania szybko rozwiała moje wątpliwości. Googlować z kolei nie chciałam, żeby nie zepsuć sobie niespodzianki. Musiałam czekać.
Butterfinger
Drugim strzałem, tym razem raczej w odniesieniu do smaku niż formy Butterfingera, było gęste i zwarte masło orzechowe. Kiedy jednak wypakowałam batona z folii i zobaczyłam, jak rozsypał się na podejrzane, kruche i suche warstwy, straciłam grunt pod nogami. To było jakieś dziwactwo! Zupełnie nie wiedziałam, co mnie czeka, i przestałam dalej zgadywać.
W notatkach zapisałam, że Butterfinger wygląda jak sprasowany i zmęczony życiem, ściśnięty i torturowany, zakuty w dyby karmel. I taki mniej więcej baton był. Dziwny i nieodgadniony. Dopiero po ugryzieniu zorientowałam się, że znam tę konsystencję. Długo się głowiłam, aż znalazłam pierwowzór: cukierki Raczki! One są takie… warstwowe i trzeszczące, chrupiące i kruche. Zupełnie jak cieniutkie i położone jedna na drugiej – na podobieństwo ciasta francuskiego – płaty cukru.
Gryz tajemniczego batona marki Nestle przyniósł mi jeszcze jeden, poza skojarzeniem z Raczkami, wniosek. Otóż wcale się nie pomyliłam, sądząc, że Butterfinger ma smak masła orzechowego. Bardzo słodkiego, lekko słonego, intensywnie fistaszkowego. Na tak cudownym wnętrzu polewa z mlecznej czekolady była zupełnie zbędna i tylko przeszkadzała. Nasiąknęła masłoorzechowym smakiem, sama będąc odrobinę karmelowa.
Dawno żaden słodycz nie zaskoczył mnie tak, jak Butterfinger. Kruszył się jak obłąkany i miał szaloną konsystencję Raczków, ale był absolutnie pyszny. Gdyby usunąć z niego rozpraszającą mleczną czekoladę, stanowiłby ideał. Może i okazał się przecukrzony oraz przefistaszkowany, ale właśnie przez te cechy jedyny w swoim rodzaju i godny wielokrotnego zakupu.
Mam ogromną nadzieję, że któregoś dnia zjem tego batona w pełnym rozmiarze. Marne 20 g masła orzechowego w formie kruchych cukrowych płatów to stanowczo zbyt mało.
Ocena: 5 chi
(bez czekolady byłoby 6 chi)
Skład i wartości odżywcze:
Corn syrup, sugar, ground roasted peanuts, hydrogenated palm kernel oil, cocoa, molasses, and less than 1% of dairy product solids, confectioner’s corn flakes, nonfat milk, salt, soy lecithin, soybean oil, cornstarch, natural flavors, monoglycerides, tbhq and citric acid (to preserve freshness), annatto color. Contains: peanut, milk and soy ingredients.
Właśnie jak zobaczyłam zdjęcie, to pomyślałam o takich rwących się cukierkach – ni to truflach słabej jakości, ni to Irysach. Rwące wnętrze niczym chałwa, chrzęszczące i mocno cukrowe. Albo jak wata cukrowa!
Przefistaszkowanie dla mnie nie istnieje, więc jestem go bardzo ciekawa :D
Tak coś czuję, że to przefistaszkowanie nie odnosi się do ilości, a do za sztucznie wyolbrzymionego smaku. :>
Wszystkie wymienione przez Ciebie produkty są miękkie – nawet chałwa – a Butterfinger to twór cukierkowy i chrupiący niczym rozgryzany TWARDY cukierek. Nie trufel ani Pierrot, ale wspomniane w recenzji Raczki czy Kukułki. Sądzę, że jeśli sama go nie spróbujesz, nie dasz rady tego „poczuć”. Baton jest… po prostu oryginalny :P
O, to chyba tym plułam, kiedy w USA ktoś mi to zachwalał, że takie o wiele lepsze od Reese’s. Nigdy nie pojmę, czy naprawdę aż tak trudno napchać masła orzechowego pod jakąkolwiek czekoladę i już?
Ok. Według Ciebie prawie idealny, luźno patrząc po recenzji można pomyśleć, że owszem, takie rwące się coś, może i fajna sprawa, ale dobrze wiem, że według mnie teraz na pewno byłby za cukrowy, sztuczny itp. choć szczerze mówiąc smaku nie pamiętam.
Nawet nie wspominaj przy tym batonie o paskudnych Reese’s!
Twój opis pasuje do niego idealnie – wnętrze wygląda, jakby wiele w życiu przeszło :)
Raczki zawsze lubiłam, ale po Twojej recenzjo wnioskuje, że mi by bardziej przypominał wawelowe cukierki fistaszkowe :D
Ach, możliwe. Nie jadłam tych cukierków.
Pamiętam, że w dzieciństwie raczki mi smakowały… fistaszki również bardzo lubie, gorzej z przecukrzeniem ale dla dobrego batonika od czasu do czasu można się przecukrzyć :P Napisałaś, że mleczna polewa rozprasza – ze skrobać o ile to możliwe i zjeść sam środek :P
Tobie by ten baton nie smakował, jak sądzę.
Och nie… okrutnie wspominam z siostrą Butterfingers w postaci kostek… o.O… … … never again xD
Oj, czemu?
zaspamowałam wtedy wpisem na IG około rok temu i wolę do tego nie wracać Pysiu! :D ale na Korsarzowe zasłodzenie już się piszę ;)
Brzmi tajemniczo. Jak nie zapomnę, w wolnej chwili przeskrolluję tablicę i poszukać odpowiedniego zdjęcia z opisem.
Mam nadzieję, że kiedyś go dorwę ;)
A ja, że dorwę wersję pełnowymiarową.
W Carrefourach jest w większej wersji. Ale po milion złotych, więc nigdy się nie zdecydowałem na zakup. Pal licho to, jakim sposobem jest przefistaszkowany. Jest smaczny, mając w sobie to coś, co powoduje, że się go zapamiętuje.
PS Polewa z 3M byłaby tu lepsza?
Nigdy go nie widziałam w Carrefourze. Z zagranicznych słodyczy o smaku masła orzechowego są tam tylko Reese’s i Snickers.
PS Nie, nie powinno być żadnej.
Nie jadłyśmy go nigdy ale robiłyśmy domową wersję :) Nie wiemy czy smakuje podobnie… pewnie nie xD Ale i tak możemy stwierdzić, że domowy batonik był pyszny :D
Jak mogłyście zrobić domową wersję popularnego słodycza, nie próbując najpierw oryginału? :P
Z przepisu z bloga na.zdrowie :D Zachwalała, więc chciałyśmy spróbować i faktycznie bardzo dobre :)
Hmm :P
Dentyści będą zadowoleni.
Nie wątpię ;>