Oreo. Ciastka, których nie jestem wielką fanką, a jednak kuszące na tyle, że gdybym tylko mogła, spróbowałabym każdego smaku. Zagraniczne cudo, które z bliżej nieokreślonego powodu zyskało sławę na całym świecie, rozbijając skarbonki młodych i starych. Złote dziecko marketingu.
Cinnamon Bun Oreo. Twór od dawna stojący na jednym z pierwszych miejsc listy niedostępnych w Polsce ciastek Oreo, których smak bardzo chciałam poznać. Herbatniki z cukrowym kremem i jedną z najcudowniejszych przypraw – cynamonem. Gdyby nie Muszka i jej mąż, który na wyjeździe służbowym wyrzucił wszystkie ubrania (z walizki do rzeki), aby przywieźć swej ukochanej jak najwięcej oryginalnych słodyczy, nie spróbowałabym ich albo nigdy, albo nie w najbliższych latach. Serdecznie dziękuję!

Cinnamon Bun Oreo
Od Muszki otrzymałam trzy sztuki Cinnamon Bun Oreo, które na wadze pokazały 45 g. (Według producenta porcja to dwa ciastka). Wyglądały jak brudne Golden Oreo, gdyż jasny herbatnik posiadał ciemne, korzenne zabarwienie. Krem był tradycyjnie biały jak śnieg. Przypomniałam sobie, że podczas degustacji złotego wariantu chciałam dosypać do niego cynamonu, ale koniec końców nie pamiętam, czy to zrobiłam.
Degustację zaczęłam od kremu, który był gruby, proszkowaty (pod zębami strzelały drobinki cukru), gęsty, zwarty i tłusty (nie pamiętam, żeby w którejkolwiek z próbowanych dotąd wersji było to aż tak odczuwalne). Smakował jak czysty lukier z odrobiną cynamonu, która przeszła nań z ciastka. Bez trudu dało się go odkleić od obu herbatników, zrolować i/lub ugnieść niczym plastelinę. Był okrutny.
Ciasteczka pachniały cudnie, gdyż intensywnym i słodkim cynamonem. Pod palcami okazały się bardzo, bardzo tłuste. Nie chrupały jak w innych Oreo, co mogło być spowodowane dwoma faktami: 1) otrzymałam ciastka przebywające poza opakowaniem, 2) sprawiały wrażenie wilgotnych i zatłuszczonych jednocześnie (kiedy im się przyjrzałam, doszłam do wniosku, że ciemniejszy odcień wynika nie tylko z dodania cynamonu, ale również wchłonięcia tłuszczu – na pewno wiecie, jak wygląda taka tłusta barwa). Smakowały ciekawie, bo przypominały maślano-zbożowe herbatniki z cynamonem i nutką soli. I worem cukru.
Z otrzymanej od Muszki paczki słodyczy Cinnamon Bun Oreo ucieszyły mnie najbardziej. Jakże złudne były me nadzieje! Ciastka okazały się tworem złożonym z tłuszczu, cukru, tłuszczu, cynamonu, tłuszczu, cukru i zbóż. I tłuszczu. Jedzone w całości zrobiły na mnie jeszcze gorsze wrażenie, niż kiedy rozkładałam je na warstwy. Krem był cukrową i tłustą plasteliną, a herbatnik maślano-zbożowym cukrowym piekłem. Przez chwilę przeszło mi nawet przez myśl, że w odwecie za przyznanie złej oceny czemuś, co wyjątkowo lubi, Muszka przed wysłaniem paczki zalała amerykańskie ciastka olejem i syropem glukozowym. Zrobiło mi się na sercu lżej, gdy napisała, że jej też nie smakowały.
O ile kocham cynamon, o tyle ten wariant Oreo jest okropny, obleśny i sprawiający, że człowiekowi robi się niedobrze. Jeżeli narzekacie na cukrowość Pop Tarts i/lub tłustość chałwy, do tego czegoś nie zbliżajcie się nawet na kilometr. Choć po otrzymaniu przesyłki żałowałam, że znajdują się w niej tylko trzy sztuki, podczas degustacji niemal płakałam, że aż trzy. Porażka na całej linii.
Ocena: 2 chi
(bo ładnie pachniały i dało się je przełknąć)
Skład i wartości odżywcze:
Sugar, Unbleached Enriched Flour (Wheat Flour, Niacin, Reduced Iron, Thiamine Mononitrate {Vitamin B1}, Riboflavin {Vitamin B2}, Folic Acid), Palm and/or Canola Oil, High Fructose Corn Syrup, Salt, Baking Soda, Cinnamon, Soy Lecithin, Natural and Artificial Flavor.
Dawno temu przez pewien czas miałam parcie na takie cynamonowe zakrętasy, ale nawet wtedy nie ciągnęłoby mnie do czegoś o ich smaku. Tym bardziej, jeśli chodzi o Oreo pozbawione lubianej przeze mnie części, a więc ciemnego herbatnika.
Czuję, że mimo różnicy gustów odebrałabym podobnie jak Ty, a zdanie „Jeżeli narzekacie na cukrowość Pop Tarts i/lub tłustość chałwy, do tego czegoś nie zbliżajcie się nawet na kilometr.” właściwie podsumowuje doskonale mój punkt.
Umarłabyś, gdybyś to zjadła. Serio. Porażka.
Uważam, że Oreo jest zdecydowanie przereklamowane. Jak to opisujesz, to w głowie mam myśl, że to ewidentne ohydztwo – cukier z tłuszczem, fuj. Masakra. Nawet herbatnik zepsuli.
Zgadzam się, Oreo jest bardzo, bardzo przereklamowane. Ten wariant zaś… dżizas, fuj!
Oreo… taki „przerost formy nad treścią” ale ma swoich miłośników ;)
Ehm. Tak właśnie jest (:
A widząc pierwsze zdjęcie już nam się oczy zaczęły świecić! Jaka szkoda, że to taka porażka :/ Zawsze myślałyśmy, że cynamon wszystko potrafi uratować ale tutaj nie miał szans podołać.
To jest nawet większa porażka, niż sądzicie ;)
Nie jestem wielką fanką oreo, ale jak widzę niedostępne u nas smaki, to nie umiem nie kupić. I żałuję, że kiedyś nie zwracałam na to uwagi będąc w innych krajach. Te wydawałyby mi się całkiem smaczne, więc też zapewne przeżyłabym niemałe rozczarowanie :)
Nie wiem, jak można skopać ciastka z cynamonem, ale można. Bardzo można.
A kiedyś chciałam je kupić! Całe szczęście, że do tego nie doszło ;)
Ja się w sumie cieszę, że spróbowałam, bo innej osobie tak na słowo mogłabym nie uwierzyć.
Oj słonko jak ja je jadłam z gorzką kawą i nie byłam wstanie zjeść gryza bez popitki:( . Zapach był prześliczny aż zachęcał do jedzenia . Ty się ciesz,że mąż zjadł te red velvet podobno były jeszcze bardziej słodkie i smak hmm niczego te chociaż zapach miały:). Fajnie napisałaś wstęp tak z jajem,może za jakiś czas pojedzie do Koreii to wtedy będzie więcej słodyczy z tamtego kraju :)
Masochista, że zjadł całe opakowanie sam. A może ktoś go związał i torturował?
Niech do Korei weźmie ze 3 walizki :D
Wdech…
Wydech…
Wdech…
Ekhm…
Nie. Pozostanę bez komentarza. Nie uwierzę, póki nie spróbuję (czy może raczej, uwierzę jak spróbuję?).
A wiesz, że myślę, że tym razem możesz przyznać mi rację?
Nigdy nie rozumiałem jak ktokolwiek może się zachwycać Oreo (a jest sporo takich ludzi). To są ciastka o nieciekawym smaku i nieciekawej strukturze. Smak cukru i sztucznych dodatków. Są warianty ohydne i są warianty takie sobie, nic wyżej.
Dokładnie. Zgadzam się.