Ze zjedzeniem otrzymanego w ramach słodyczowej wymiany proteinowego batona Blueberry Twist marki Oh My Goodness zwlekałam naprawdę długo. Na tyle, że pozwoliłam mu się przeterminować. Z jednej strony byłam ciekawa jagodowego smaku, z drugiej ilekroć dotykałam produktu przez opakowanie i czułam twardość, odkładałam go z powrotem do szuflady*.
Dzień degustacji nadszedł spodziewanie – został zaplanowany. Obiecałam sobie, że albo zjem batona właśnie wtedy, albo zmieni smak, strukturę i resztę cech, przez co ocenię go w sposób krzywdzący.
* Szuflada jest ostatecznym etapem przeddegustacyjnej podróży słodyczy. Obecnie, jeśli są czekoladowe, leżą w puszce w lodówce. Jeśli ciastkowe, w szafce w większym pokoju. Jeśli zdrowe, w skrzyneczce. Kiedy nadchodzi ich czas, zostają przeniesione do szuflady przy łóżku i/lub spakowane do plastikowego pojemniczka, w którym podróżują ze mną do Domu Numer Dwa.
Blueberry Twist
Spodziewałam się, że Blueberry Twist to twór proteinowy typu questowego, a więc konsystencją odpowiadający Quest Barom. Z tego powodu wstawiłam go do piekarnika na 10 minut, temperaturę ustawiając na ok. 220 stopni Celsjusza. Spotkała mnie niespodzianka, ponieważ zamiast urosnąć, tylko się przypiekł. Kuchnia z kolei wypełniła się intensywnym aromatem słodkich jagód z dżemu. Coś pięknego.
Baton był bardzo ładny, bo jasny i wypełniony całymi jagodami. W dotyku okazał się minimalnie tłusty, nie zostawiał na palcach żadnego śladu. Był gęsty i zwarty jak owsianka – albo jak miękka wersja flapjacka – nie przypominał typowego batona proteinowego.
W kontakcie z ustami Blueberry Twist wydał mi się czymś pomiędzy zakalcem a pieczoną owsianką. Był pełen zakalcowych owsianych (?) grudek. Nic w tym dziwnego, skoro składał się aż w 23% ze zbóż. I to nie byle jakich, bo bezglutenowych. Warto bowiem wspomnieć, że baton marki Oh My Goodness to produkt nie tylko białkowy, ale i bezglutenowy, z niską zawartością cukru.
Podczas degustacji Blueberry Twist sprawiał wrażenie nawilżonego. Jeśli odpowiadał za to tłuszcz, musiał to być bardzo przyjemny rodzaj tłuszczu. Cukru było w batonie niewiele. W pierwszej chwili poważnie się zdziwiłam, że można zrobić słodycz tak minimalnie słodki, a jednocześnie pełny smaku – wyraziście jagodowy, delikatnie kwaśny – i pyszny. Co przy okazji jest trochę szokujące, gdyż w składzie znajduje się zaledwie 0,6% mrożonych suszonych jagód. Jeśli produkt zawdzięcza zapach i smak aromatom, są to najlepsze i najbardziej naturalne aromaty, z jakimi miałam w życiu do czynienia.
Jagodowy baton proteinowy marki Oh My Goodness to opcja dla osób, które kochają zapach i smak świeżych (!) sezonowych owoców. Zawiera mało kalorii (106 w sztuce) i można go nazwać słodyczem typu light. Choć składa się ze zbóż, nie zawiera glutenu. Ani dodatkowego cukru.
Wersja na zimno jest lżejsza, bardziej sucha i delikatniejsza smakowo. Przypomina efekt połączenia pianki marshmallow z gumą do żucia i ziarnami. Jest pyszna, choć nie lepsza od wersji na ciepło. Ta druga z kolei przypomina upieczoną owsiankę ze świeżymi owocami i zaledwie szczyptą cukru. Ponieważ pierwszej przyznałam 5 chi, a drugiej pełne 6, ocenę końcową wypośrodkowałam.
Ocena: 5 chi ze wstążką
Świeżość owoców do mnie przemawia, ale z kolei skojarzenie z pianką marshmallow i gumą do żucia sprawia, że chciałabym uciec jak najdalej. Jeszcze zboża do takich tworów? Trochę trudno mi sobie wyobrazić coś takiego, ale wydaje mi się, że taką konsystencję bardzo źle bym odebrała.
Kiedy przeczytałam recenzję miałam takie samo wrażenie – owoce tak ale pianki i guma do żucia już nie :P
Gdyby nie fakt, że już znam tę konsystencję, pewnie też wydałaby mi się odrzucająca. Cóż poradzić? Spróbować! ]:->
Ciekawy….czuje ze by mi smakował,szczegolnie ten na ciepło :D
Na ciepło wszystko jest lepsze :P
Na tyle mnie zaciekawiłaś, że przeszukuję zaraz Internety, żeby ogarnąć, gdzie go dorwać. Nie wiem, co zachwyciło mnie bardziej – czy konsystencja pieczonej owsianki/zakalca (uwielbiaaam!), czy delikatny aromat jagód (nie lubię takich sztucznych, które są w większości kupnych muffin borówkowych). Wow.
Baton może Ci posmakować. Przynajmniej taką mam nadzieję, bo w przeciwnym razie spuścisz mi łomot :P
Na razie spuszczę Ci łomot, bo nie wiem, gdzie mam go dorwać w Polsce :D
Guma do żucia nie pasuje mi do batonika, ale podejrzewam, że bym jej wcale nie wyczuła :D
A jagody bardzo lubię.
Co do szuflad na przysmaki to ja mam 2 – jedną na niezdrowe, z długim terminem ważności , a gdy termin też się trochę skraca transportuję je do szuflady w kuchni, do specjalnego pudełka. A zdrowe rzeczy trzymam w kolorowym, kartonowym pudełku.
Aprobuję. System musi być.
A jagody to jedne z moich ulubionych owoców.
Przypieczona wersja wygląda naprawdę kusząco :D Kochamy jagodowe smaki i jeśli są jak najbardziej naturalne to już w ogóle raj :D
Zgadzam się w pełni :)
W końcu normalny wpis. Baton z datą przydatności do spożycia celowaną na 3 lata, zdążył się przeterminować.
A tak serio, powiem Ci, że wygląda apetycznie. Flapjackową strykturę lubię, więc powinien i mi zasmakować. W możliwość trafienia przypadkiem nie wierzę, ale jak zobaczę na YT, przynajmniej będę wiedział o co chodzi. No, chyba, że po 3 latach zmienili szatę graficzną opakowania ;)
Cicho tam ;D
Ten baton jest dużo miększy od flapjacków, piankowo-gumowaty.