Prezentowana czekolada jest drugą tabliczką szwedzkiej marki Marabou, której miałam okazję próbować. Pierwszą była duża, słodka, mleczna i mięsista Oreo, otrzymana w ramach współpracy ze szczecińskim sklepem stacjonarnym Candy Point. Okazała się na tyle dobra, że z przyjemnością do niej wrócę.
Dzisiejszą bohaterkę – a w zasadzie jej fragment – również otrzymałam. W pewnym sensie. Tym razem bowiem poczęstowana zostałam w pracy, tak jak wszyscy inni. Wiedziałam, że sprawi mi nieco kłopotu, ponieważ – jak nazwa i grafika na opakowaniu wskazują – Black Saltlakrits to mleczna czekolada ze słoną lukrecją. W pełni świadomie i odważnie stawiłam jej jednak czoła.
Black Saltlakrits
Tak samo jak wspomniana we wstępie tabliczka Oreo, Black Saltlakrits prezentowała się przepięknie. Kostki były grubiutkie, mięsiste. W kolorze ciemnomlecznoczekoladowe. Każdą dekorowało logo marki, czyli ozdobna litera M. Ze środka okiem łypały szczodrze dodane siwo-czarne płytki słonej lukrecji.
Black Saltlakrits pachniała słodką i ziołową lukrecją, ale również stanowiącą tło mleczną czekoladą. Ta druga była gęsta i bagienkowa, w smaku słodka i bardzo mleczna. Lukrecja z kolei występowała w postaci cukierkowo szklanych płytek. Przypominała większe i płaskie skupiska skrystalizowanego cukru. Przyjemnie chrupała. Po zetknięciu z językiem była najpierw… ostra jak ocet albo czysty kwasek cytrynowy, a dopiero potem słona i ziołowa. Skądinąd lukrecjowość w lukrecji okazała się najniższa.
Zupełnie się nie spodziewałam, że smak lukrecji nie będzie mi przeszkadzał. Być może zaakceptowałam go, ponieważ okazał się łagodny. A może dlatego, że w zdecydowanie gorsza była sól. Tak intensywna, że w pierwszym odczuciu ostra niczym kwas. Piekła w język i poddawała w wątpliwość przydatność do spożycia tabliczki Black Saltlakrits. Poza nią w produkcie występowała wysoka cukrowość zawdzięczana czekoladzie.
Wbrew moim przypuszczeniom, Black Saltlakrits nie jest okropnym słodyczem. Przede wszystkim dzięki czekoladzie, która okazała się pyszna: mleczna, słodka (cukrowo), gęsta i bagienkowa.
Jedynym i poważnym minusem tej ziołowo-kakaowej kompozycji jest sól. Gdyby nie jej stężenie, mogłabym zjeść nawet całą tabliczek. Niekoniecznie naraz. W obecnej formie poprzestałam na dwóch kostkach.
Ocena: 3 chi ze wstążką
no i pierwsza! Yolo-Piccolo! :D
Troll!
Jesteś chyba pierwszą osobą jaką „znam” (tylko z internetu, ale zawsze coś), która twierdzi, że lukrecja jest całkiem smaczna :).
A na przykład ja nie twierdzę, że lukrecja jest „całkiem smaczna”. Twierdzę (tak po prostu jest!), że lukrecja jest bardzo smaczna. ;)
Nic podobnego! Nienawidzę lukrecji, jest wstrętna. To w tej czekoladzie wyjątkowo mi nie przeszkadzała, bo nie było jej czuć. Lukrecjową obrzydliwość wyparła kwaśna sól ;)
A mi właśnie dzięki tej kwasowości soli ta czekolada w ogóle smakowała. :D Lukrecję oczywiście wolałabym silniejszą, a cukrowość mniejszą, ale ogólnie jak na Marabou okazała się miłym zaskoczeniem.
No tak, Kimiko lubi być na kwasie :P
Na kwasie i na czasie. xD
Po mojej pierwszej tabliczce czekolady z solą (Biedronkowa gorzka, 70% chyba) jestem tak sceptycznie do tej kombinacji nastawiona, że nie zamierzam więcej próbować. Lubię delikatną sól, która podbija smak słodki, ale w tabliczce dają takie kryształy, że to po prostu przeszkadza. Ale samej lukrecji jestem bardzo ciekawa.
Nie cierpię czekolad z solą, a wielkie kryształki to już w ogóle ohydztwo. Wolałabym przez miesiąc ładować w siebie tylko lukrecję, niż przez tydzień jeść tabliczkę z solą dziennie. Yuk, yuk.
Jak tylko jakiś słodycz ma sól to wiem, że nie jest to produkt dla mnie . Podejrzewam, że lukrecja i mi by nie przeszkadzała ;)
Czyli teoretycznie zgoda.
Ani za lukrecją nie przepadamy ani za solą w tabliczkach, więc na pewno byśmy poprzestały na jednej kostce :P Może nawet i tą jedną zjadłybyśmy na pół xD
W sumie dobra decyzja.
Sól to zło :P
Zgadzam się. Jedyny produkt, który solę, to kuskus.
Za pisanie o lukrecji i Oreo w jednej recenzji…. Nie, kara to za mało. Nawet jeśli jedno z drugim nie ma nic wspólnego, kara to za mało.
O! Mam. Pokutą będzie miesiąc spędzony na produktach, które mają w sobie Oreo, a potem opublikowanie słów godnych tych prze-ciastek!
Ale przecież Oreo jako coś dobrego wymieniłam… :'(
Co do kary – nope :'( Chyba że mogę jeść same lody Oreo na patyku.