Kilka wieczorów po degustacji klasycznych chipsów marki Pringles sięgnęłam po kolejny wariant smakowy, tym razem tradycyjny w sensie ogólnochipsowym, czyli paprykowy. Liczyłam na to, że zagłuszy rozczarowanie słoną legendą i chrupiącym ulubieńcem z lat dzieciństwa.
Paprika
Jak podaje tłumacz, Paprika marki Pringles to „pikantny produkt piekarski” (?!). On również, jak wersja klasyczna, został stworzony na bazie płatków ziemniaczanych. Oznacza to, że przyjemnie chrupie, ale zaraz potem rozpuszcza się na gęstą i aksamitną ziemniaczaną papkę. Niestety nie lubię tego typu chipsów.
Paprykowe Pringles w pierwszym odczuciu pachniały przeciętnie atrakcyjnie, po chwili zaś po prostu nieładnie. Przywiodły mi na myśl tanią a la azjatycką knajpkę, którą przez ostatnie lata studiowania każdego dnia mijałam w drodze na przystanek tramwajowy. Jedne zostały hojnie obsypane przyprawą, inne niemalże wcale. Co ciekawe, przyprawa znajdowała się głównie z jednej strony.
Chipsy Paprika były ostre i słodkie zarazem, a owa słodycz okazała się rewelacyjna. Tak jak obiecywała nazwa, pierwsze skrzypce grała w nich papryka. Tłuszczu na szczęście nie było wiele, a przynajmniej nie tyle, co w wariancie Original. Podczas gryzienia chrupacze dały się poznać jako kruche i chrupiące, niestety na języku spodziewanie papkowate.
Tłustość paprykowych chipsów Pringles zostawała na palach (w smaku nie była wyczuwalna), pikantność zaś na wargach (nie drażniła przełyku). Esencjonalność smaku przypadła mi do gustu, a słodycz wprowadzała ciekawy akcent. Gdyby tylko produkt nie miał konsystencji wypieczonej papy, która w wyniku kontaktu ze śliną na powrót papieje, przyznałabym mu więcej chi, a może nawet kupiła ponownie. W obecnej sytuacji była to przygoda jednorazowa.
Ocena: 4 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
Rozdrobnione płatki ziemniaczane, oleje roślinne (słonecznikowy, kukurydziany), tłuszcz roślinny, mąka ryżowa, skrobia pszenna, przyprawa o smaku paprykowym [cukier, papryka w proszku, wzmacniacze smaku (glutaminian monosodowy, inozynian disodowy, guanylan disodowy), drożdże w proszku, glukoza, cebula w proszku, granulat bulionu warzywnego, czosnek w proszku, barwnik (ekstrakt z papryki), kwas (kwas cytrynowy)], emulgator (E471), maltodekstryna, sól.
Właśnie te Pringlesy niedawno jadłam. Pikantne mi się nie wydały wcale, lekko słodkie i chrupiące już tak, no i faktycznie w kontakcie ze śliną papiały ;)
Lubisz papiejące chipsy? :P
Ja ogólnie chipsów nie lubię :D
Ciekawe skąd pomysł na logo marki tych chipsów i tego wąsatego pana :P
Może to ostrzeżenie, że jak będzie się je trzymało otwarte za długo, to wyrosną im włosy i wąsy? Mi się ta twarz skojarzyła po prostu z kształtem ich chipsa, ale w sumie może jakiś średnio wyszkolony rysownik po prostu próbował sportretować producenta? xD
Nie pomyślałam o kształcie twarzy pana z logo jako o chipsie. Good point!
Jak pomyślę, że to ja miałabym to jeść, to aż mnie z obrzydzenia dreszcz przechodzi. O nie, dobrze, że to Ty jadłaś i dobrze, że w sumie Ci smakowało. Nie wiem, ostatnio zrobiłam się strasznie wrażliwa na konsystencję i nawet np. jedna czekolada setka mnie obrzydziła. Tutaj taka papa… to chyba byłoby najgorsze. Nie lubię chipsów, ale jakbym miała jakieś jeść, to niech by już były chipsowo chrupiące, a nie papiejące.
Ja z kolei jadłam niedawno kilka ciemnych czekolad i choć były smaczne, w konsystencji plastelinowawe. Smuteczek do kwadratu.
Jaka nazwa :D „Pikantny produkt piekarski”. Nawet nie zwróciłam na to uwagi :P Też zauważyłam, że w tych chipsach przyprawa jest po jednej stronie – i lubiłam tę, która była nimi okraszona, bo ta druga była taka bezsmakowa.
Pod poprzednim wariantem smakowym już pisałam, że paprykowe i cebulkowe to moje ulubione, więc na pewno by mi smakowały :D
Smakowałyby… nawet jeśli papieją? :P
Tak :D
Coś nam się wydaje, że my nawet nigdy Pringles nie jadłyśmy ;P
Do nadrobienia w ramach poznawania kultury końca XX wieku! :)
Papa, czy raczej papryka – tylko Chio! Potem Crunchips. Żadne inne, nawet równe, ułożone, dystyngowane.
Pamiętam reklamy Chio Chips :D A Crunchips to bardzo apetyczna nazwa, bo gdy się ją wymawia, chrupie. Ziomek odpowiedzialny za pomysł musiał być geniuszem marketingu.