Bohatera dzisiejszej recenzji – żelkowe pianki w czekoladzie norweskiej marki Nidar – otrzymałam od koleżanki z pracy, zakochanej w pomidorach i prowadzącej kulinarnego bloga Moniki. Z liczącej 400 g paczki wypożyczyłam ok. 70 g, co dało 8 sztuk dla mnie i tyle samo dla Pyszczka. Wieczorową porą zasiedliśmy na tradycyjnym miejscu degustacji, czyli łóżku, i rozpoczęliśmy testowanie.
Bamse Mums
Nie jestem entuzjastką żelków, lecz pianek już tak (a przynajmniej lubię je nieco bardziej). Poza tym kocham czekoladę, więc do Bamse Mums byłam nastawiona jednoznacznie pozytywnie.
Po otwarciu opakowania do moich nozdrzy dotarł cudny, odrobinę milkywayowy zapach. Łączył apetyczną mleczną czekoladę i wanilię. Przywiódł mi na myśl próbowanego dawno temu Marshmallow Fluffa, któremu oddałam serce ze względu na smak i oryginalność.
„Pianki” były mięciutkie, ale zwarte i dziegciowe (żujne, jak mawia Ola z Healthy Cottage). Nożowi nie ulegały tak łatwo, jak baton czy wafelek. Pokrywająca je mleczna czekolada okazała się cienka i zmęczona życiem, pokryta szarym nalotem. Z idealnie białym wnętrzem komponowała się bardzo ładnie. Chciałam spróbować jej osobno, niestety się nie udało. Przyrosła do pianki na stałe.
Marshmallow występujący w Bamse Mums to żelko-pianka, czyli ani żelka (np. Haribo), ani pianka (np. Jojo). Trochę szkoda, bo liczyłam na tę drugą. Biały twór cechowały gęstość, zwartość i sprężystość oraz słodki, bliżej nieokreślony, waniliowawy smak. Dopełniała go delikatna mlecznoczekoladowość zewnętrznej warstwy, prawdopodobnie bagienkowej, bo podczas ssania zostawiała na wargach przyjemnie gęsty ślad.
Warstwę marshmallow oceniam na 3 chi, bo za dużo w niej żelkowatości, mleczną czekoladę zaś na co najmniej 5 (powiedziałabym o niej więcej, gdyby dało się ją oddzielić od białego wnętrza), w efekcie czego Bamse Mums otrzymują 4 chi. Nie wróciłabym do nich, ale gdyby trafiło do mnie całe 400-gramowe opakowanie, nie oddałabym ani sztuki. Podobała mi się zwłaszcza milkywayowość, choć i aura zagraniczności, niedostępności oraz oryginalności dodała swoje trzy grosze.
Ocena: 4 chi
Aż jestem ciekawa, jak smakuje dziegdź :D Kojarzy mi sie właśnie z piankami na herbatnikach w czekoladzie. A taka żelkowa pianka to bardziej kojarzy mi się z ptasim mleczkiem :) Spróbowałabym!
Ptasie mleczko jest delikatne i lekkie, a prezentowane słodycze twardsze, gęstsze i trudniejsze do ugryzienia. Btw, narobiłaś mi smaka na ptasie.
Wybacz :D Sama sobie narobiłam smaka – na cytrynowe Wedla, ochhh.
Nigdy nie jadłam cytrynowego, poza tym nie przepadam za wedlowskim. Zdecydowanie wolę Alpejskie Mleczko Milki.
O zgrozo, aż mnie ciarki przeszły. Już samo to, czym to jest… ale jeszcze żelkowatość i milkywayowość? O nie, dobrze, że gdybyś dostała wielkie opakowanie nie próbowałabyś nikomu oddać ani sztuki, bo bałabym się, że jeszcze ją dla mnie spróbujesz wepchnąć.
Głupiaś :P
Pianki jadłam raz w życiu – właściwie spróbowałam i to o jeden raz za dużo :P
To nie jest typowa pianka.
Milkywayowość mnie zachęca, jednak ani piankowość ani żelkowość juź nie :P
No cóż. Może po spróbowaniu zmieniłaś zdanie… a może nie ;)
Ciekawie to brzmi i wygląda, ale przez żelatynę nie spróbuję i myślę, że jakoś to zniosę ;)
Tym razem zadowolisz się opisem (:
Zajebiście wyglądają. Zagranamaninionoczność, milkywayowość, fluffowatość… nastawia pozytywnie. Co dziwne, bardziej pozytywnie niż na pianki w białej czekoladzie, w formie babeczek, które jadłem…. ponad trzy lata temu.
Pianki w białej czekoladzie w formie babeczek? Poka fotkę z neta! (Ja znam tylko te zwykłe grzybki-ciepłe lody w różnych czekoladach).
Coś podobnego do zrecenzowanych przeze mnie miśków jest teraz sprzedawane na sztuki w Żabach, Freshach i Netto.
Osobiście wolałybyśmy takie misiowe czekoladki niż pianki ;)
100% czekolady? Nuda, wolę pianki ;)
Właśnie takowe misiaki pożeram :)) mąż przywiózł z Norwegii 2 opakowania, szkoda że tak mało 😢 mnie osobiście odpowiada konsystencja środka 😋 wciąąąągające są i to bardzo! 😜
Kup mężowi pod choinkę bilet tam i z powrotem do Norwegii. Niech naprawi swój błąd :D