Lubię wafelki, ale jadam je rzadko. Zresztą jest wiele produktów, które darzę sympatią, lecz nie mam czasu lub ochoty ich kupować. Weźmy na przykład chałwę czy marcepan. Ze względu na smak mogłabym je jeść niemal codziennie. Prowadzenie bloga jednak – poza radością, którą funduje – sprawia różnego rodzaju problemy. Do podstawowych należy fakt, że nie ma się czasu na powtórki. Trzeba kupować nowe, kitrać, spisywać daty ważności i każdego miesiąca szaleć z rozpaczy, że zaraz coś się przeterminuje. Można też odpuścić i wrzucić na luz, ale spójrzmy prawdzie w oczy… czy rzeczywiście bym potrafiła?
Góralki malinowe to drugie Góralki w moim życiu. Wafelka upolował dla mnie Pyszczek.
Góralki malinowe
Z pierwszej degustacji Góralków – wariantu nugatowego – wafla zapamiętałam jako zbyt dużego, przesadnie suchego i smakowo wyciszonego. Nie wspominając już o tym, że z nugatem nie miał wiele wspólnego. Ponieważ jednak wafelki z owocowymi kremami przyciągają mnie do siebie w niezrozumiały sposób, w Góralkach malinowych pokładałam większe nadzienie. Yyy, miałam na myśli nadzieje.
Wafelek marki I.D.C. Polonia, lubianej przeze mnie ze względu na pyszne Lusette czekoladowe, pachniał kwaśno-słodką i sztuczną maliną. Sztuczność ta nie równała się na szczęście plastikowości odnalezionej w Princessie White Raspberry. Odniosłam wrażenie, że w tle występowała słodka wiśnia (wisienka).
Góralki malinowe składały się z kilku płatów bardzo jasnego wafla, czterech grubych warstw różowiutkiego kremu i czekolady, którą ledwo co muśnięte zostały boki. W tego typu produktach polewa – nawet w skrajnej postaci – wydaje mi się całkowicie zbędna. Nie dało się poznać ani jej smaku, ani konsystencji. Podczas zgryzania wydawała się w porządku: słodka, czekoladowa w nieokreślony sposób, zwykła.
Znacznie więcej mogę powiedzieć o waflu, który był gość gruby, w smaku i kolorze niewypieczony, jasny, pszenny. Przylegał do gęstego kremu suchego typu, acz z lekko tłustym zacięciem. Krem ów był proszkowaty, lecz nie ziarnisty. Sprawiał wrażenie wypełnionego mąką lub czymś o podobnym rozmiarze. Oznaczał się smakiem jednoznacznie słodkiej maliny z minimalną nutą kwasku.
Słodycz Góralków malinowych plasowała się na poziomie idealnym. Malinowy smak odpowiadał balonowej gumie do żucia lub śmietankowo-malinowym żelko-piankom (tworowi w rodzaju Buziaczków Fruittelli). Wafle nie były stetryczałe, ale przez grubość i liczbę warstw nieco… trudne w obcowaniu.
Myślałam, że dzięki owocowemu wariantowi przekonam się do tej serii wafli marki I.D.C. Polonia, jednak nic z tego. Nadal uważam, że Góralki są za duże, za suche i przeciążające. Gdyby były cieńsze, albo chociaż bardziej wypieczone, przyznałabym im więcej chi, bo smak mnie zadowolił. Powrotu nie przewiduję.
Ocena: 3 chi ze wstążką
(za całokształt, bo sam smak co najmniej 4 chi)
Po malinowej Princessie wiem, że co jak co, ale owocowe wafelki nie są dla mnie. Pamiętam, jak zasładzające już kiedyś wydawały mi się inne smaki, więc na ten bym się nie odważyła.
Chciałam napisać to samo xD Chociaż, głupia ja, nabrałam się na malinowego magnuma widząc powszechny zachwyt. A fe.
Malinowego Maguma będę bronić, bo mimo iż nie cierpię malin, zachwyciło mnie połączenie smaków (intensywnie mlecznoczekoladowego z kwaśnawym owocowym).
Wafelki z owocowymi sosami też uwielbiam. Już kupiłam w Biedronce miniaturowe Grześki na wagę do powtórki – dla przyjemności własnej oraz do podmiany fotek w ich recenzji.
Góralki jadłam raz i uznałam je za jedne z gorszych wafli, suche i bezsmakowe .
Suche, otóż to! Okrutnie wręcz suche, co tłumi ich smak.
Góralki jadłam tak dawno, że smaku nie pamiętam kompletnie, ale kojarzą mi się z chrupkością i świeżością… No i jadłam wersje nieowocowe, bo owocowe nadzienia w dalszym ciągu mi do wafli nie pasują.
Góralki ani trochę nie kojarzą mi się z chrupkością czy świeżością. Przede wszystkim z suchością i 'zapychalczością’.
Góralki jadłam dawno, chyba w wersji cytrynowej i pamiętam, że ani trochę mnie nie zachwyciły – tylko tyle, bo smaku już w ogóle. Na razie nie zamierzam do nich wracać :)
Cytrynowe Góralki przegapiłam, tak jak i Wafle Teatralne. Szczerze żałuję. Ciągnie mnie do owocowych wafli, bo jest ich na rynku polskim mało.
Wafle Teatralne? Wydawało mi się, że one jeszcze są do kupienia ;)
Cytrynowe? Napisz gdzie, chętnie się przejadę ;>
Ja nie wiem, czy coś ze mną nie tak, że nie wyczułam plastikowej nuty w Princessie White Raspberry? Nieustannie przywołuję jako ohydztwo owocowe wafle Yogo – tragedia.
Z Góralkami nigdy nie miałam do czynienia, ale muszę się na nie skusić, żeby móc doświadczyć, o co chodzi z tym „przeciążeniem” :)
Ey, Yogo Wafle to moje dzieciństwo, więc proszę spadać na dżefko :P
Więcej dla Ciebie :D
Nie, mnie też już wystarczy :D
Bardzo dawno nie jadłam góralków, a tych najnowszych smaków nigdy. Zdecydowanie muszę to nadrobić :)
Mam jeszcze w zbiorach śmietankowo-wiśniową nowość, więc ona pojawi się na blogu na pewno. Nie wiem za to, czy będę testować resztę serii, bo i tak mam świadomość niskich ocen, jakie niewątpliwie waflom przyznam.
ja ich osobiscie bardzo nie lubię :/
Góralków ogółem? Malinowych Góralków? A może w ogóle wafli z owocowymi kremami? :P
Od razu chciałem pisać o Princessie. Jak widać, słusznie. Według mnie najlepszym wariantem są Nugatowe. Potem długu, długo nic.
Jadłam jako pierwsze. Dla mnie totalna lipa i brak realizacji tytułowego smaku.
Fu, fu, fu xD Owocowe wafelki to zło :P
Nope ;>