Prezentowany dziś wariant czekolady marki Ritter Sport – Keks + Nuss – jadłam na początku października ubiegłego roku. Po dacie powstania pliku ze szkicem wnoszę, że miało to miejsce między pierwszym a piątym dniem miesiąca, na pewno nie później. Czy pamiętam cokolwiek z degustacji? Niewiele. Całe szczęście, że robię tak skrupulatne i drobiazgowe notatki.
Keks + Nuss
Nie przepadam za czekoladami nafaszerowanymi rozdrobnionymi orzechami – nawet jeśli są mleczne – chyba że twarde bakalie występują w towarzystwie rodzynek. To wystarczający powód, bym nieznanej mi wcześniej tabliczki nie kupiła. Znaczenia nie ma wówczas nawet marka.
W tym wypadku jednak słowem-kluczem jest nieznana. Panienkę Keks + Nuss bowiem znałam, ponieważ jadłam ją na początku przygody z marką Ritter Sport, gdy skusiłam się na sezonowy zestaw miniaturek. Była na tyle dobra, że powzięłam wówczas decyzję o powrocie, jak tylko ukaże się w wersji 100-gramowej. Po dwóch latach moje życzenie zostało spełnione.
Wierzch jak wierzch, za to spód Keks + Nuss naprawdę robił wrażenie. Odznaczały się na nim wielkie chrupki i morze orzechów, skądinąd też nie tak maleńkich, jak się obawiałam.
Tabliczka pachniała mleczną świąteczną pychotką. Pomimo zwartości i braku kremowego nadzienia rozpuszczała się bagienkowo. Przekrój zdradził, że tytułowe dodatki zajmują jedynie dolną połową kostek.
Świeże i jędrne bakalie nadawały tabliczce Keks + Nuss laskowoorzechowego smaku, który coś mi przypominał. Toffifee? Nugat? Albo oba naraz. Nawet bagienko, które powstawało po rozpuszczeniu się czekolady, było mleczno-nugatowe. Po jego zniknięciu na języku pozostawały twardawe, idealnie chrupiące i słonawe chrupki o maślanym posmaku.
Doskonale pamiętam, że zjadłszy miniaturkę tabliczki Keks + Nuss, zaczęłam przypuszczać, iż 100-gramowa odpowiedniczka będzie równie pyszna, jeśli nie pyszniejsza.
Nie pomyliłam się. Czekolada powitała mnie rewelacyjnym smakiem zbliżonym do smaku tabliczek wypełnionych całymi orzechami laskowymi. Chrupki były tłuściutkie, wręcz pączkowo, lecz pyszne. Dodatki odpowiednio chrupały, baza zaś przemieniała się w bagienko.
Połączenie konsystencji idealne – nic dodać, nic ująć. Cukrowość oczywiście występowała, jak w każdym Ritter Sporcie, ale ten mały minus zniknął pod lawiną plusów. Do Keks + Nuss wrócę z wielką przyjemnością.
Ocena: 6 chi
Ja niezmiennie wolę czekolady bez chrupkowych wypełnień, tym bardziej że te chrupki są słonawe. Ale wygląda smakowicie ;)
Niezmiennie zatem: więcej dla mnie :P
Uwielbiam chrupacze w czekoladach – pamiętam taką tabliczkę, chyba z Pasji Smaku z chrupkami ryżowymi. Sama czeko tyłka nie urywała, ale w połączeniu z tymi chrupkami – niebo w gębie! A jeszcze z orzechami to w ogóle miazga.
Ja się tylko pytam: dlaczego takich tabliczek nie produkują bez cukru? Kurczę, chyba mam pomysł na biznes :D Inwestorzy poszukiwani!!!
Wygooglowałam Pasję Smaku. Chodzi o markę własną Żabki? Te tabliczki wyglądają przerażająco…
Mnie ostatnio BARDZO kuszą czekolady Light Sugar. Nie znam ich składu, ale po nazwie marki wnoszę, że są bez cukru. Kojarzysz? W razie czego sprawdź na FB.
Tak, dokładnie o tę markę. W „mrocznych czasach” nie wybrzydzałam bardzo mocno :P
Nie słyszałam o tej marce, ale teraz sprawdziłam – czekolady na bazie oleju kokosowego, masła kakaowego i odżywki białkowej. Brzmi bardzo ciekawie i widzę, że mają lokal w Wawce, tylko czynny jest w tygodniu… Może 1 września się tam kopsnę, bo mam wolne, a tak to nie chce mi się tam zaglądać, bo mam nie po drodze :P
Jak będziesz, zrób z przyczajki fotkę czekolad i mi wyślij :P
Ritter podejmuje próby powrotu do świetnej formy :>
Zobaczymy, czy próby okażą się udane, bo mam jeszcze dwie nowe tabliczki w puszce (brownie oraz karmelowy mus) + trzecią zjadłam wczoraj.
Byłam fanką wedla brownie (jadłam raz, ale co może wydawać się zaskakujące, uznaję go za jedną z najlepszych czekolad jakie w życiu jadłam ;)) więc mam wysokie nadzieje (można tak powiedzieć??) co do wariantu brownie właśnie :)
Zrecenzowałam wedlowską tabliczkę Brownie. Czytałaś?
Czytałam zdecydowaną większość recenzji na blogu :P „Znam” Cię krótko, ale intensywnie ;)
Nadrobiłaś 3 lata codziennego publikowania recenzji? Wytrwała bestia z Ciebie :)
I dziękuję. Nawet nie wiesz, jakie to miłe.
Muszę spróbować :)
W wolnej chwili zapraszam do mnie: https://smilingshrimp.blogspot.com
Zatem Ty próbuj, a ja w wolnej chwili zajrzę :)
Pamiętam, że mnie też bardzo smakowała. Kiedyś na pewno zrobię powtórkę.
Ja też, o ile nie wycofają.
PS Dobrze Cię tu widzieć, mój uciekinierze :) :*
Tym wstępem przypomniałaś mi o recenzji marcepanów. Uh, też z października mam notatki, ale jakoś im więcej czasu mija, tym trudniej do recenzji się wziąć.
Ten wariant ni jak by mnie nigdy do zakupu nie skusił. Za bardzo jest mi coś takiego obojętne, taka toffi-nugatowa, a jednak z chrupaczem… Nie. Zwłaszcza porównanie do pączków odstrasza.
U mnie w chwili obecnej na recenzję najdłużej czekają budynie. Kompletnie nie mam serca, żeby je opisać. Zrobię to jesienią, kiedy zacznę wyjadać resztę zalegających w szufladzie proszków i nie będę już miała wyjścia.
Btw, jakie to marcepany?
Głupiaś! Ta Ritterka jest pyszna :) …ale ok, masz rację, kompletnie nie dla Ciebie.
Pochrupałybyśmy sobie taką czekoladkę ;) Zwłaszcza, że czuć nugatowe klimaty :D
Ja też bym pochrupała (ponownie).
Ja to chyba nie umiem patrzeć na obrazek. Widzę same chrupki i orzeszki, a bakalii nic. I niech tak lepiej pozostanie. Inaczej RS skazany będzie na niepożarcie.
Toż tu innych bakalii poza orzechami nie ma :O