Nie przepadam za żelkami. Czyżbym miała deja vu? Nie, po prostu często o tym przypominam. Kiedy ktoś mnie częstuje, chce mi zrobić prezent lub zobaczy, że w gazetce jakiegoś sklepu pojawiła się żelkowa nowość, którą Olga na pewno będzie zainteresowania. I rzeczywiście, kiedyś – mniej więcej czasach gimnazjum – zapewne dałabym się skusić, ale nie dziś.
Przynajmniej w teorii. W praktyce bowiem okazjonalnie się na coś żelkowego skuszę, zwłaszcza że kolorowe miniaturki dobrze wyglądają w kamerze. Nie zawsze są to obrzydliwe fasolki o smaku rzygów, ale przecież nie chodzi o to, żeby się męczyć i jeść wstrętne produkty (a może właśnie o to?). Czasem zdarzy się coś dobrego. Weźmy na przykład taką wielką paczkę pełną smakowitości, którą zakupić można w Lidlu.
Test żelek z Lidla: SugarLand, Party Mix minis
Party Mix minis to jeden z największych imprezowych hitów niemieckiego marketu. W zestawie znajdują się małe paczuszki z różnymi wariantami żelek. Słodkie, kwaśne, twarde, miękkie – każdy znajdzie coś dla siebie. Zdadzą egzamin zwłaszcza podczas urodzin (można poczęstować znajomych), Halloween (wygodnie będzie rozdawać je dzieciakom), albo przeprowadzki do domu pełnego robaków, gdzie każdy produkt spożywczy trzeba trzymać w szczelnym opakowaniu. Różnie w życiu bywa.
My żelkom stawiliśmy czoła niedawno, zachwycając się ich naturalnym smakiem, nieprzesadną słodyczą oraz genialną konsystencją. Jeśli macie ochotę dowiedzieć się więcej, kliknijcie play.
Paczka Party Mix minis marki SugarLand zawiera:
- cheeseburgery
- Milli Muh – wariant beżowy
- Trolls
- Milli Muh – wariant różowy
- Mini Fruties
- Funny Cola
- Happy Bears
- Sour Worms
Skład i wartości odżywcze:
Paczka żelek z Lidla waży 425 g i zawiera 338 kcal w 100 g.
Sugerowana porcja (jedno małe opakowanie) to 20 g i 68 kcal.
Skład: syrop glukozowy, cukier, żelatyna, kwasy: kwas cytrynowy, kwas mlekowy, kwas jabłkowy; mleko w proszku odtłuszczone, soki owocowe z soków zagęszczonych (cytrynowy, pomarańczowy, truskawkowy, brzoskwiniowy, jabłkowy, wiśniowy), skrobia modyfikowana ziemniaczana, colouring foods (elderberry, red grape, black currant, black carrot, sweet potato, red radish, apple, cherry, turmeric, safflower, lemon, spirulina, caramel sugar syrup)*, substancja utrzymująca wilgoć: sorbitol, naturalne aromaty, substancja żelująca: pektyny; regulator kwasowości: cytryniany wapnia; olej z nasion palmy, substancje glazurujące: wosk pszczeli, biały i żółty, wosk carnauba; tłuszcz palmowy.
* Tłumacz chciał sprawdzić, ile osób rzeczywiście przeczyta skład.
***
Macie doświadczenia z lidlowym Party Mixem minis?
Wolicie wyroby innych marek?
A może w ogóle nie lubicie żelek?
Za żelkami ogólnie nie przepadam, a tych ze względu na żelatynę na pewno nie spróbuję.
A tłumacz wyjątkowo leniwy :D
Niczego nie tracisz :P
Czołóweczka pierwsza klasa!
Ja też nie lubię żelków – chyba że są to kwaśne żelki (jak te wormsy) lub takie długie z białym środkiem. Ale wieki ich nie jadłam.
A o domu z robakami nic nie mów, bo mam przed oczami moje ostatnie dwa miesiące na stancji – i te czerwone mrówki w kuchni. Matko. Jak dobrze, że tam już nie wracam.
Tych żelek z Lidla nie jadłam (a to mi nowość). Różowa krowa swoim wyglądem mnie nie zachęca, choć truskawkowa pianka brzmi kusząco :D A colowych żelek nie lubiłam.
I wolę, jak patrzycie na mnie :D
PS: W ogóle, jakie Ty masz długie rzęsy! Oddaj!
Nie chcę Cię martwić, ale te „długie z białym środkiem” to nie były żelki, tylko robaki. Najwyraźniej w domu, a potem na stancji miałaś więcej współlokatorów, niż sądziłaś.
PS Dzięki :) Wyhodowane na odżywkach.
Żelki – nigdy ich nie lubiłam, tak samo jak pianek. Chyba nigdy się z nimi nie polubię :P
E, pianki są o niebo lepsze, bo przynajmniej da się je pogryźć :P
Od dawna jestem na diecie wegetariańskiej, do niedawna żelatynę jednak jadłam. 2-3 miesiące temu przestałam ją spożywać, żelkom muszę więc powiedzieć pa pa. Na szczęście podobnie do Ciebie, nigdy za nimi nie przepadałam ;) Wolę jogurty, ciastka, desery itp. :p
PS. Bardzo dobrze Ci w takim warkoczu! Ile zapuszczałaś włosy? :)
Są też wegańskie żelki, ale skoro nie przepadasz, to żal tracić pieniądz.
Włosy zapuszczam od… hmm… Ostatni raz ścięłam na licencjacie, czyli z 5-6 lat temu. Nie pamiętam, na którym byłam roku.
Już od samego patrzenia rozbolała mnie żuchwa. ;) Kiedy jeszcze jadłam żelki, to też zawsze narzekałam, że są dla mnie za twarde. Z żelatyną pożegnałam się już dawno, więc tego typu słodycze wypadają z mojego jadłospisu, ale bardzo przyjemnie się Was ogląda.
Nie wiem, jak z własnej woli można jeść takie gumowe kamienie.
Dziękujemy :)
Żelki to już w ogóle kompletnie nie nasz gust ;)
No i piąteczka.