Rozpoczynamy kolejną serię recenzji. Tym razem objęła wszystkie surowe batoniki marki Dobra Kaloria, które od kilku miesięcy roku można dostać nie tylko w sklepach z żywnością ekologiczną, ale również osiedlowych marketach – na stałe w Lidlu, a okazjonalnie w Biedronce.
Zdrowe słodycze upolowałam niemalże rok temu, bo pod koniec sierpnia 2016. Jak to zwykle bywa, musiały swoje odleżeć, by w końcu zniknąć w czeluściach mojego żołądka w czerwcu bieżącego roku.
Dlaczego mój system degustacji wygląda tak… dziwnie? Dlaczego nie mogę kupić produktu i od razu zjeść? Często słyszę te pytania. W chwili obecnej bieżące konsumowanie jest niemożliwe, bo posiadając ponad 100 słodyczy – przez chwilę było ich mniej, ale znów doszły nowe; zawsze dochodzą… – musiałabym pozwolić reszcie srogo się przeterminować. Z kolei gdybym nowego produktu nie kupiła i nie wciągnęła na listę, nigdy bym go nie zjadła, bo nie byłoby na niego czasu.
W teorii rozwiązanie jest łatwe. Aby jeść słodycze na bieżąco, muszę najpierw wykończyć wszystko, co mam w domu. Niestety jest to niemożliwe do zrealizowania w krótkim czasie. Nie pasuje mi ani pochłanianie pięciu czekolad dziennie, ani próbowanie jednej kostki i oddawanie reszty komuś innemu.
Dobra Kaloria chrupiący orzech
Przodem puściłam batonika, którego posiadałam dwie sztuki. Pierwszą otrzymałam w ramach wymiany od Pand, druga weszła w skład kompletu słodyczy zakupionego w sierpniu ubiegłego roku.
Opakowania słodyczy marki Dobra Kaloria – produkowanych przez Kubarę – są bardzo ładne. Kuszą oko dopracowaną szatą graficzną i wpadającymi w oko kolorami. Czcionki są zacne, słowa zaś łatwo odczytać. Na tyle pojawiają się sympatyczne wstawki: i to wszystko! przy składzie oraz pomimo naszych starań może zawierać kawałki pestek owoców w ostrzeżeniu. Drobne zabiegi, a podnoszą zadowolenia konsumenta z zakupionego produktu jeszcze przed jedzeniem.
Chrupiący orzech składa się z daktyli, orzeszków ziemnych (29%) i chrupek zbożowych, one zaś z mąki kukurydzianej i ryżowej. Ostatniej kwestii nie rozumiem, bo jeśli w chrupkach nie ma wody, tłuszczu ani niczego innego, oznacza to, że… producent po prostu wsypał do batona mąkę i nazwał ją chrupkami?
Według opisu recenzowany wariant batona Dobrej Kalorii odznacza się smakiem masła orzechowego. Potwierdza to zapach, który rzeczywiście jest przyjemnie masłoorzechowy: fistaszkowy i słodko-słony.
Baton posiada barwę ciemno-jasną, marmurkową. Maleńkie kawałki orzechów widoczne są gołym okiem. Jest dość twardy, co na szczęście nie wpływa negatywnie na odbiór podczas degustacji. Mało tego, na takiej konsystencji cudownie zagryza się zęby. Raz na jakiś czas trafia się większy fragment daktyla.
Chrupiący orzech to produkt bardzo słodki – słodycz powoduje palenie w gardle, a w końcu zaczyna mdlić – i intensywnie fistaszkowy. Odnotowanej w zapachu soli w smaku już nie czuć, pojawiają się za to daktyle oraz… nuta wypieczonych paluszków lub precelków. Choć bezpośrednio w nazwie nie występuje masło orzechowe, sądzę, że tym razem ma do tego prawo.
Baton Dobrej Kalorii jest twardawy, kruchy i gęsty. Przepyszny, ale za słodki i za mały.
Poza cudownym składem plusami są niska cena i powszechna dostępność. (Trapi mnie jedynie kwestia mącznych chrupek). Prawdopodobnie jeszcze do niego wrócę, ale na pewno nie w najbliższym czasie.
Ocena: 6 chi
Wstęp rozumiem, ale nie mogę ukrywać, że mnie ratują bardzo długie daty czekolad, co niestety wszystkich słodyczy nie dotyczy, a w mojej kolekcji obecnie są prawie tylko czekolady.
Batony widywałam, ale nigdy mnie nie zaciekawiły.
Paląca w gardle słodycz odstrasza, no ale jeśli miałaby być daktylowa… trochę masłoorzechowy… Brzmi całkiem spoko, ale dalej nie wzbudził we mnie jakiś większych emocji. Może gdyby nie mączne „chrupki”? Mączności mówię „nie” po kulkach. Było ją czuć tak w ogóle?
Nie czuć mączności, nie ma chrupek – weird ;)
Mnie na chwilę obecną myśl o powrocie też nie kusi, bo batony są za małe i zbyt… popularne.
Tak! To, że takie popularne to już… ech, my, bloggerki, takie nietuzinkowe musimy być. xD
Nie musimy. JESTEŚMY! ]:->
Ten jest jednym z moich ulubionych z serii i nie czułam w nim palącej słodyczy na szczęście :D
ja również nie… ale jak wszyscy, którzy doskonale mnie znają… mam bardzo szeroką elastyczność pod względem cukru :D Ha! Czekałam rok na te Twoje testy, a co do wstępu- znam to, ale ja daję się często ponieść i wstawiam coś pomijając inne, przypominając sobie, że miałam je wstawić po sporym kawałku czasu ;) W folderach często przez to zalegają stare recenzje…
Co mnie zalega w folderach, to better nie mówić ;)
Bardzo lubię tę serię, chociaż wolę wersję z kokosem i/lub kakao, nie pamiętam dokładnie z czym one jeszcze występują. Szczerze mówiąc zgadzam się w stu procentach z recenzją, a podsumowanie dałabym już w ogóle identyczne – za małe i ZA słodkie. Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale wydaje mi się, że skoro to zdrowy baton, to powinien być mniej słodki. Z drugiej strony nie ma prawa być mniej słodki, skoro składa się z daktyli. Weź tu nie zwariuj.
Bardzo zaintrygowałaś mnie próbą odgadnięcia o co chodzi w chrupkach, sama nigdy na to nie wpadłam :D Ciekawe co by na to powiedział producent!
Miło, że nasze zdania są zbieżne :)
Jeśli chodzi o enigmatyczne chrupki, mogę wysłać do producenta mail z pytaniem. W sumie to nie głupie ;>
Jadłam go i jedyne co zapamiętałam to to, że był strasznie słodki a w smaku ok ;)
Czyli mniej więcej tak, jak ja ;)
Uwielbiam i lubię mieć go w zanadrzu, jak mam dużą chcicę na słodkie – kawałek starczy, by zaspokoić zachciankę. Całego na raz nigdy nie zjadłam i choć słodycz jest wysoka, to nie odnotowałam tego, by paliła w gardło :D Aaa, no i nie jestem pewna, czy można tego batona uznać za surowego, skoro ma chrupki – a żeby były chrupki, muszą być jakoś wypiekane.
Jak można zjeść zaledwie kawałek tak małego batona?! :P Skądinąd jest to odpowiedź na zagadkę, dlaczego nie paliło Cię w gardle. Po prostu nie doszłaś do odpowiedniego etapu.
Spróbuję rozwiązać zagadkę (nie)chrupek.
No łamię kawałek, który ma długość jakieś… 2,5-3 cm (ciężko mi powiedzieć). To taka niecała połowa batona :D
Bardzo niecała :P
Ciekawe rozważanie dotyczące procesu twórczego. Nie wiem czy ktoś w sklepie zwróciłby na to uwagę :)
Baton, choć wygląda fajnie, jest poza moim zainteresowaniem. Chyba, że przestanę marudzić i w końcu coś kupię, odrzucając „nie, bo nie” w siną dal.
Freaki na pewno :)
Kup wariant numer 6, czyli jabłko-cynamon.
Mój ulubiony <3 A zaraz za nim jabłkowy i kawowy :D
Nie pali w gardełku?
Matko święta. Dla mnie te wszystkie daktylowe „batony” ( nazwanie tego prawdziwym batonem to po prostu profanacja) są nie do przełknięcia. Świństwo fu fu fu. Dobra kaloria to nie wyjątek.
No wiesz co?! Bo aż się oburzyłam :D Natychmiast się tłumacz! ;>
Daktyl fuj fuj fuj! ;p Cukier z niedobrym posmakiem. Jednym nie pasuje stewia ( mi w sumie zazwyczaj też) a jednym słodkość z daktyla ;)
Ciekawe, ale rozumiem. Ja zdecydowanie należę do osób antystewiowych ;)
Bezapelacyjnie nasz ulubiony :D I chyba w ogóle ludzie za nimi przepadają, bo od kilku miesięcy utrzymują się u nas na szczycie najczęściej czytanych recenzji :D
O, ciekawe info :) Dużo osób/ktokolwiek narzeka na nadmierną słodycz?
Batoniki z tej serii bardzo przypadły mi do gustu. Straciłam zdjęcia z ich recenzji na moim blogu, ale nie czuję się z tego powodu specjalnie nieszczęśliwa, bo są to jedne z nielicznych słodyczy, do których wracam i chętnie sięgnę po wszystkie smaki jeszcze raz. Zdziwiło mnie to, że odebrałaś wariant Chrupiący Orzech jako bardzo słodki. Dla mnie miał idealny poziom słodyczy. Zauważyłam jednak, że za każdym razem te batoniki smakują troszkę inaczej, więc może po prostu trafiłaś na partię zawierającą więcej daktyli a mniej fistaszków.
Może trafiłam na żartobliwą partię, na złość konsumentom dosłodzoną cukrem/syropem :P