Jeżeli sądziliście, że Bean Boozled to już koniec obrzydlistw, na jakie nas – mnie i Pyszczka – stać, grubo się pomyliliście. Prezentowane dziś Bertie Bott’s Every Flavour Beans, czyli znane z książek i filmów o Harrym Potterze Fasolki wszystkich smaków Bertiego Botta, to kolejny wybór marki Jelly Belly, który powstał, by szokować, obrzydzać i zniesmaczać… ale przede wszystkim bawić.
Obrzydliwym fasolkom stawiliśmy czoła tydzień po degustacji Bean Boozled. Upolował je Pyszczek, gdy robił zakupy w Carrefourze. Zaoszczędziło nam to sporo zachodu, ponieważ zamawianie on-line wiąże się z płaceniem za przesyłkę, dłuższym oczekiwaniem i ryzykiem, że sprzedawca okaże się oszustem.
Zapraszam do zapoznania się z efektami degustacji.
PS To ostatni film w najbliższym czasie. Zdobyliśmy lepszy sprzęt, dzięki czemu nie będziemy musieli dłużej nagrywać słodyczowych testów szczoteczką do zębów. Zanim jednak przesiądziemy się na owo godne kręcidło, musimy przejść odpowiednie szkolenie i poeksperymentować.
Paczka Bertie Bott’s Every Flavour Beans zawiera 20 smaków:
- Banana (w naszej nie było)
- Black Pepper
- Blueberry
- Booger
- Candy Floss
- Cherry (w naszej nie było)
- Cinnamon
- Dirt
- Earthworm
- Earwax (w naszej była jedna sztuka)
- Grass
- Green Apple
- Toasted Marshmallow
- Rotten Egg (w naszej była jedna sztuka)
- Sausage
- Lemon
- Soap
- Tutti-Fruitti
- Vomit (w naszej nie było)
- Watermelon
Skład i wartości odżywcze:
Cukierki Bertie Bott’s Every Flavour Beans dostarczają 364 kcal w 100 g.
Opakowanie to 54 g i 197 kcal.
Skład: cukier, syrop kukurydziany, skrobia modyfikowana, puree z jeżyn, puree z cytryn, puree z bananów, koncentrat sou z wiśni, koncentrat soku z arbuza, koncentrat soku z jabłek, pieprz czarny, kwas cytrynowy, kwas jabłkowy, maltodekstryna, naturalne i sztuczne aromaty, barwniki (w tym E129, E102, E110, E133, E132), substancje glazurujące (wosk pszczeli, wosk Carnauba, glazura cukiernicza), zagęstnik (dekstryna z tapioki), sól.
***
Jedliście Bean Boozled i Bertie Bott’s Every Flavour Beans?
Jeśli tak, to które cukierki uważacie za zabawniejsze?
Jeśli nie, po które odważylibyście się sięgnąć?
Ja jadłam starszą edycję tych fasolek – byłam wtedy chyba w przedszkolu, a mój brat w gimnazjum. Te „wątpliwe” fasolki miały znak zapytania na sobie. Zjedliśmy z bratem wszystkie te bez znaku zapytania, a mój brat – jak Ci mówiłam – piekące chilli (był ciekawy tych fasolek z „pytajnikami” :P). Te typowe, dobre smaki były smaczne, trochę jak Skittles :D
A antenek do łapania kontaktu z UFO mam całe mnóstwo i nawet wsuwki mi ich nie ujarzmiają :P
Harry’ego Pottera oglądałam (choć 6 i 7 części nie pamiętam), a czytałam tylko pierwszą część :D
(Smaki były smaczne, brawo ja – zignoruj stylistykę :D)
Pamiętam z Twojego poprzedniego komentarza, że niedobre powinny mieć znak zapytania. Podczas nagrywania zdziwiłam się, że nasze nie mają.
Mnie z racji naturalnie prostych włosów rzadko robią się antenki :P
Co takiego tym razem moje oczy widzą? ;)Najgorszym smakiem na jaki trafiłam ja był glut z nosa-bleh. Ale jestem pewna, że rzyg i jajo gorsze.
Rzygów na szczęście nie mieliśmy. Ze złych rozpoznałam tylko kiełbasę i jajo – większość smakowała tak samo obrzydliwie, a dwa neutralnie. Nadal sądzę, że Bean Boozled są intensywniejsze, przez co zabawniejsze.
Jadłam te fasolki w podstawówce, choć pewnie to było jakieś inne wydanie. W ogóle nie pamiętam smaku, a gdyby były to jakieś obrzydlistwa, zapewne bym zapamiętała :D
Hmm, niektóre są naprawdę nieprzyjemne ;)
O takich fasolkach dowiedziałam jakieś 2-3 lata temu z internetu :P
I co dziś o nich sądzisz?
Oczywiście tych fasolek też nie jadłyśmy i nadal nie zamierzamy ich kupić xD Takie życie na krawędzi to nie dla nas xD
Poczekajcie, aż ktoś ukradkiem poczęstuje Was dżdżownicą :D
Haha, Wasze miny bezcenne :)
Które? ;>
Wiem, że to najmniej interesująca część Twojej recenzji, ale od kiedy dodajesz filmiki nie mogę się nadziwić, że osoba jedząca regularnie słodycze i (chyba) niezbyt często ćwicząca jest aż tak chudziutka. Pogratulować genów i przemiany materii ;)
To nie geny ani przemiana materii, niestety. Z tymi dwoma u mnie raczej gorzej niż lepiej ;) Po prostu nauczyłam się odmawiać i choćby oferowali mi czekoladę ze złota w innej porze niż moja deserowa, odmówię. Słodycze jem raz dziennie i na pewno nie 2 czekolady + 3 batony naraz. Wszystko wliczone jest w bilans kalorii i jakoś to leci :P A sportu rzeczywiście nie uprawiam, bo nie lubię. Ostatnio trochę się gimnastykuję, jednak takie zrywy trwają u mnie krótko i wracają, gdy zaczynam widzieć coś nieprzyjemnego w lustrze. Także… umiar i bilans, tyle :)