Wrigley, Tropical Skittles

Tropical Skittles to jeden z niewielu produktów, którym przyznałam kolejkową ulgę. Zamiast władować cukierki do puszki i przetrzymać do końca terminu ważności, swoją porcję wsypałam do filiżanki niedługo po otrzymaniu paczki od Szpilki i jej siostry. Do podjęcia decyzji skłoniły mnie dwa fakty: 1) halloweenowej wersji Darkside cukierków marki Wrigley kończyło się życie, a chciałam je porównać, 2) drażetki nie należą do moich ulubionych form słodyczy, więc chciałam zdjąć je z listy jak najszybciej.

Wrigley, Tropical Skittles, kolorowe cukierki o smaku owoców egzotycznych, copyright Olga Kublik

Tropical Skittles

Ponieważ degustacja Darkside Skittles bardzo mnie zaskoczyła i sprawiła radość, sięgnięcia po Tropical Skittles wprost nie mogłam się doczekać. Egzotyczne cukierki posiadały piękniejsze opakowanie, żywe i jasne kolory oraz przepiękny zapach mixu gumy balonowej i kwitnących wiosną drzew. Cudownie!

Do testów wzięłam po dwa cukierki z każdego smaku. Podobnie jak poprzednio, 10 drażetek waży 10-11 g i dostarcza ok. 40-44 kcal. W 100 g Tropical Skittles dostarczają 399 kcal.

Wrigley, Tropical Skittles, kolorowe cukierki o smaku owoców egzotycznych, copyright Olga Kublik

  • Skittles jasnoniebieskie: pachną przepięknie, bo kwiatami. Ich skorupka smakuje dziwnie, gdyż cukrem, cukrem, czymś tam i cukrem. Środek prezentuje intensywnego i słodkiego ananasa, co bardzo mnie zaskoczyło i urzekło. Naprawdę mniam.
  • Skittles fioletowe: położenie pastylki na języku przyniosło mi przykry wniosek, że skorupka to cukrowa masakra o smaku bliżej nieokreślonym. Być może winogronowym, a być może – tak jak w Darkside Skittles – zasugerowałam się kolorem. Środek smakował gumą arbuzową i torbą cukru.
  • Skittles jasnoróżowe: choć oczekiwałam od nich najlepszego smaku, okazały się zdecydowanie najgorsze. Nie wiem, jaka tragedia przytrafiła się skorupce, ale smakowała jak kupsko deska klozetowa w szalecie miejskim (unicorn na minusie) z domieszką arbuza. Środek po raz kolejny cieszył ananasowością, niestety fakt ów nie był w stanie uratować dramatycznej sytuacji.
  • Skittles pomarańczowe: ten cukierek skorupką odpowiadał pomarańczowemu wariantowi z Darkside Skittles. Był przyjemny i przypominał jakiekolwiek pomarańczowe żelki lub intensywny smakowo syrop dla dzieci. Środek w pewnym stopniu zaskakiwał, bo okazał się ananasowy – jak w każdym poprzednim wariancie – tym razem jednak z silną nutą olejku migdałowego.
  • Skittles żółte: bliżej nieokreślony smak skorupki i jakby cytrynowawy środek to wszystko, co potrafiłam wyciągnąć z wariantu żółtego. No, prawie. Poza cytryną we wnętrzu pojawił się oczywiście tropikalny hit: ananas.

Wrigley, Tropical Skittles, kolorowe cukierki o smaku owoców egzotycznych, copyright Olga Kublik

Tropical Skittles smakowały mi bardziej niż ich ciemny odpowiednik, acz nadal nie jest to produkt, po który sięgnę sama lub do którego z przyjemnością wrócę.

W cukierkach zaskoczyła mnie intensywna ananasowość środka oraz fakt, że tu pełne smaku było przede wszystkim nadzienie, w Darkside Skittles zaś smak skupił się w skorupce.

Ocena: 3 chi ze wstążką


Skład i wartości odżywcze:

Wrigley, Tropical Skittles, kolorowe cukierki o smaku owoców egzotycznych, skład i wartości odżywcze, copyright Olga Kublik

21 myśli na temat “Wrigley, Tropical Skittles

  1. Kto, jak nie ja, lepiej zrozumie chęć porównania, nawet kosztem wyjścia poza kolejność. Nie rozumiem jednak… jak można chcieć Skittlesy. xD Różne kolory opakowań rzeczywiście mi się w oczy rzucały, ale że produkt zupełnie nie mój, nigdy się nie interesowałam, czym się różnią.
    Nie powiedziałabym, że niebieskie będą ananasowe. Obstawiałabym coś kokosowego, mimo że to owocowe kwachocukierki. Szaletowe jasnoróżowe… hahaha. Mam wyczucie, że nie lubię różu.

    1. Ja niestety róż kocham :( Co zaś się tyczy zainteresowania różnymi smakami Skittlesów, to nie tak, że mam ochotę zestawiać je i kupować kolejne. Po prostu trafiły mi się dwa, więc chciałam mieć odniesienie. Sugeruj się głównie tym motywem: „2) drażetki nie należą do moich ulubionych form słodyczy, więc chciałam zdjąć je z listy jak najszybciej”.

  2. Nie wiem jakim sposobem próbowałaś deski klozetowej i to jeszcze l smaku arbuza :D
    A co do Skittlesów, to tych także nie jadłam i zapewne nie zjem.

  3. Ech, Skittlesy i tego typu produkty to nie moja bajka, nigdy się do nich nie przekonam, tak samo jak do rzeczy typu żelki. To dość dziwne, bo w smaku są naprawdę przyjemne (tylko nie te kwaśne!), ale jakoś tak ciężko mi je jeść, denerwujący jest rozmiar i to, że w sumie zamiast takich małych 'bobków’ mogłabym wziąć się za jakiś inny, przyjemniejszy w konsystencji i rozmiarze produkt. Ale jeśli miałabym urządzić pojedynek na tego typu słodycze, to zamiast Skittlesów wybrałabym chyba groszki z Jelly Bean Factory ;)

    1. „To dość dziwne, bo w smaku są naprawdę przyjemne (tylko nie te kwaśne!), ale jakoś tak ciężko mi je jeść, denerwujący jest rozmiar i to, że w sumie zamiast takich małych ‚bobków’ mogłabym wziąć się za jakiś inny, przyjemniejszy w konsystencji i rozmiarze produkt” – amen!

      Fasolki Jelly Belly rzeczywiście są bardzo smaczne, ale mają dużo gorszą konsystencję. Środek zamienia się w kleistą galaretkę i włazi w, na oraz pomiędzy zęby. Jak nagrywałam filmy, co chwilę musiałam dłubać.

  4. Jadłem je. Ale na jednej paczce się skończyło. Wszystko, co do joty, byłby pozbawione efektu wow. Jakby były wyblakłe. Bez kopa, jak choćby wersja kwaśna. Niemniej, niebieski i mi się podobał. Podobnie jak niebieski emenesm smakuje najlepiej.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.