Uwielbiam takie czekolady jak zaprezentowana dziś Chocolat Des Alpes z miodem, migdałami i nugatem marki Das Exquisite z Rossmanna. Nie ze względu na fakt, że odpowiadają górsko-trójkątowej tabliczce Toblerone, dzięki czemu mogłabym się na nich zdrowo wyżyć, a recenzję ukoronować oceną równą 1 chi, lecz raczej przez to, że dystrybutorzy są tak leniwi – a może ślepi? – że przez lata obecności czekolady na polskim rynku nie pofatygują się, by zmienić widniejącą na kartonowym opakowaniu literówkę.
Zgodnie z obecnym opisem Chocolat Des Alpes to czekolada mleczną, a nie mleczna. Rzetelna weryfikacja, nie ma co. Skądinąd to już drugi informacyjny błąd na produkcie spożywczym z Rossmanna. Pierwszym były fałszywe wartości odżywcze w deserze sojowym o smaku ciemnej czekolady marki EnerBio.
Chocolat Des Alpes czekolada mleczna z miodem, migdałami i nugatem
Ku mej rozpaczy czekoladę, do której nigdy nie chciałam podchodzić, otrzymałam pod choinkę od siostry Mikołaja. Pomyślałam wówczas, że musiałam być wyjątkowo niegrzeczna.
Mleczna wersja Chocolat Des Alpes zawiera cukier – oczywiście na pierwszym miejscu, bo jakże by inaczej? – dwa rodzaje mleka w proszku, parę innych nieatrakcyjnych składników ginących na długiej liście oraz głównych bohaterów w ilościach: miód 3,5%, migdały 1,5%, nugat 10%.
Czekolada marki Das Exquisite waży 100 g i dostarcza 536 kcal w tabliczce.
Czekolada z miodem, migdałami i nugatem pachnie mlecznie i kakaowo, bardzo przyjemnie. Sprawia wrażenie tworu uplasowanego pomiędzy klasyczną mleczną a przyjemna deserową. Ponieważ w dniu degustacji było gorąco, podtapiała się w palcach i zostawiała na nich słodkie bagienkowe ślady.
Dodatków w tabliczce marki Das Exquisite jest naprawdę sporo. Dzięki nim wydaje się kolorystycznie kosmiczna. Kostki – choć ze względu na kształt trudno nazwać je typowymi kostkami – okazały się bardzo cienkie. Spodziewałam się, że w połączeniu z twardym nugatem, drobno posiekanymi migdałami i wpływającym na specyficzną słodycz miodem wyjdą nieciekawie i zaraz powłażą w zęby. W końcu właśnie tak zapamiętałam pierwowzór, czyli skrytą w żółtym opakowaniu Toblerone.
Pierwszy gryz czekolady poważnie mnie zaskoczył. Nugat był miękki, orzeszki może i małe, ale przyjemnie chrupiące, czekolada zaś cudownie słodka – wcale nie miodowo – i mleczna. Całość rozpuszczała się na bardzo gęste bagienko. Gdyby jeszcze dodać do niej rodzynki, byłaby rewelacyjna.
Nie przypuszczałam, że czekolada toblerone’owego typu może okazać się smaczna i godna powtórnego zakupu. Mleczna Chocolat Des Alpes z Rossmanna zweryfikowała moje uprzedzenie i przekonała, że czasem warto dać szansę czemuś pozornie niedobremu i/lub odbiegającemu od naszego gustu.
Ocena: 5 chi
Widziałam – kilka razy na promocji, ale nie czułam potrzeby jej spróbowania…. to nie moje smaki ;)
Nie szkodzi. Rossmann nie zbiednieje :)
Kiedyś pewnie bardzo bym chciała spróbować, teraz zaś sama nie wiem… To jedna z tych rzeczy, których kawałek z chęcią bym przygarnęła, ale sama na pewno bym nie kupiła. Tutaj odwieczna kwestia: czy dobrze, że nie czuć miodu? W sumie, jakby miało być czuć jakiś sztuczny, to lepiej, że nie czuć (a wątpię, żeby w takim produkcie był jakiś zacny miód), no ale właśnie fajnie by było, gdyby jakiś dobry miodek się zaznaczył, skoro w dodatku to taki smak.
Co do końcówki. Właśnie! Wszystko może posmakować, oby tylko dobrze zrobione.
Zdecydowanie wolę brak miodu od złego jakościowo. Od dobrego chyba też :P
Nawet nie zwróciłam na nią uwagi – czerwone opakowania czekolad moje oczy jakoś omijają :D
Szkoda, bo mogłabyś trafić na przykład na czekoladę o smaku Indianina.
Za każdym razem będąc w Rossmannie widzę ją przy kasie i za każdym razem wydaje się tak samo nieciekawa, tak jak mówisz, kojarzyła się ze średnio smaczną Toblerone. Nigdy nawet nie pomyślałam, żeby ją kupić, a tu takie zaskoczenie. Spodziewałam się czegoś marnej jakości. Chociaż… w sumie pamiętam, że za czasów gimnazjalnych bardzo lubiłam rossmannową białą czekoladę z borówkami, do tej pory miło ją wspominam, chociaż nie rozpuszczała się jakoś wyjątkowo dobrze, była raczej trochę proszkowata. Jeśli to ten sam producent, to może i ta by mi zasmakowała? Kiedyś się przekonam ;)
Dawno temu zrecenzowałam taką czekoladę – odpowiedniczkę tej z Rossmanna, o której napisałaś.
Nie jadłam tego, ale podobieństwo (choćby z nazwy) do Toblerone (które uwielbiaaam!) sprawia, że muszę się baczniej przyjrzeć temu… czemuś. Ciekawi mnie ta miękkość, której nie umiem sobie wyobrazić w tego typu produkcie.
Gdybyś dorwała, daj znać.
Nie widziałam właśnie w Rossmannie, a rozglądałam się i w Lublinie w jednym, i w Złotych Tarasach w Wawce. Ale będę się rozglądać dalej.
Ja z kolei przeczesuję Rossmanny w poszukiwaniu małych ciach Digestive w ciemnej czekoladzie i też nie ma. Pocieszeniem jest fakt, że to nowość i może jeszcze będą w „moich”.
Wygląd jednak za bardzo przypomina Toblerone… Trochę mnie to odstrasza ;)
Mnie też wygląd odstraszał, przez co sama bym czekolady nie kupiła.
widziałam na Twojej wish list, że chcesz spróbować nakd. Teraz za niecałe 2 funty są różne smaki :) Czteropaki. Tak samo mam blisko sklep, gdzie pop tart’s można kupić za 2 funciaki.
Hmm… Ile zł wychodzi na sztukę?
Kiedyś chciałyśmy ją kupić ale w sumie to zapomniałyśmy o tych czekoladach i do tej pory jej nie próbowałyśmy :) Chyba też musimy dostać ją w prezencie :)
Brzmi znajomo.