Tuż przed lub po degustacji mlecznej tabliczki rossmannowej marki Das Exquisite sięgnęłam po jej gorzką odpowiedniczkę – Chocolat Des Alpes z miodem, migdałami i nugatem. W trakcie sesji fotograficznej sądziłam, że będzie lepsza od spodziewanie niesympatycznie miodowej poprzedniczki, choć ochoty nie miałam na żadną z nich. Przygotowałam się na to, by po prostu przetrwać.
Gorzką Chocolat Des Alpes również dostałam, tym razem na mikołajki od przyjaciółki. Cóż za okrutny żart.
Chocolat Des Alpes czekolada gorzka z miodem, migdałami i nugatem
Alpejska czekolada z Rossmanna nie pachniała źle. Wręcz przeciwnie, była przyjemnie gorzka, wytrawna. Choć dałabym sobie rękę paznokcie obciąć za to, że zawiera naprawdę sporo kakao – minimum 70% – informacja na opakowaniu zweryfikowała marzenia, ukazując zaledwie 55% (i cóż to za gorzka czekolada?).
W składzie na pierwszym miejscu pojawił się cukier, co ostatecznie pozbawiło mnie złudzeń o prawdziwie gorzkiej degustacji. Tytułowe składniki występowały w ilościach: miód 2,5%, migdały 1,4% i nugat 8%. Tym razem mleka w proszku nie było wcale, bo i po co?
Ciemna czekolada Chocolat Des Alpes była twarda. W smaku gorzkoczekoladowa, a więc jednak i na szczęście odpowiadająca zapachowi, nie zaś składowi. Jej kakaowość okazała się intensywna i przyjemna. Jednocześnie tabliczka była słodka, lekko cierpka. Niby wszystko grało, ale…
Gorzką wersję Chocolat Des Alpes cechowały kamiennawość oraz kruchość, acz tabliczka długo trzymana w palcach zaczynała się topić. Niby mi smakowała, a jednak coś było z nią nie w porządku. Po kilku kostkach ujawniała ogólny tępy i wodnisty szum, który przejmował kontrolę nad pozostałymi nutami i rujnował wstępną przyjemność płynącą z degustacji.
Mimo iż nie umiem wskazać, co dokładnie zostało w gorzkiej czekoladzie marki Das Exquisite zepsute, wiem, że w całokształcie sprawia niemiłe wrażenie. Dobrze, że do pomocy miałam Pyszczka, bo chyba bym się popłakała, gdybym musiała zjeść całą. On określił ją tak:
Gorzka czekolada z orzechami, ale jest dobra, bo nie taka gorzka, ale ma te nutę (gorzką).
To się nazywa profesjonalna opinia!
Ocena: 3 chi ze wstążką
Widzę, że niczego nie straciłam nie kupując tej czekolady :) Poza tym miód do czekolady jakoś mi nie pasuje ;P
Do czego wobec tego pasuje? ;>
Pamiętam, że właśnie ciemna Toblerone smakowała mi, a mleczna nie i cóż… jestem ciekawa, jak byłoby w przypadku tych. Taka tępość, która zdarza się w średniej jakości ciemnych chyba jest mi znana, więc czytając o tej aż nos marszczę. Piszę „chyba”, bo nie jestem pewna, czy mamy na myśli to samo, ale to, że niby smaczna, ale jednak coś-nie-tego utwierdza mnie w przekonaniu, że to samo.
A opinia Pana Pyszczka normalnie niczym cytat z Mojej Mamuśki.
Moja nie skleciłaby aż tak długiej wypowiedzi. Byłoby „dobra” (czyli niemal zawsze) lub „niedobra” (ekstremalnie rzadko).
Widzę u Pyszka coraz większe doświadczenie recenzenzckie :D
A czeko nie dla mnie – zapowiada się kakaowo i mrocznie, a tu cukier na pierwszym miejscu…
Pewnie. Niedługo podbije blogosferę ;)
Myślę, że ta pustka jest wywołana zbyt małą ilością kakao. W mlecznej czekoladzie ten mały dodatek równoważy mleko w proszku, a tu…
Gorzkiej Toblerone też nie jadłam.
Czuję, że Pyszczek przejmie Ci bloga niedługo :D
Możliwe, że masz rację, i to w obu częściach komentarza :D
Opinia Pyszczka wręcz idealnie podsumowuje tą czekoladę xD
Hmm, niezupełnie. Jemu czekolada smakowała dużo bardziej niż mnie.
Pamiętam że miałam identyczne odczucia. Niby dobre, niby spoko, ale trochę czuję karton i kamienie.
Poproszę o więcej opinii Twojego lubego, fajnie uzupełniają recenzję xd
Och, żyjesz! <3
Pamiętam, że wróciłam do Twojej recenzji, jak dostałam tę czekoladę. W internecie nic nie ginie :)