Co myślę o marce Princessa i oferowanych przez nią waflach? Skrótowo: nie przyprawiają mojego serca o szybsze bicie. Marka oferuje produkty przeciętne – w tym lody – waflom zaś sporo brakuje do ideału. Są stetryczaławe, zbyt słodkie i dużo gorsze niż kiedyś, czyli w czasach beztroskiego dzieciństwa.
Rozczarowanie każdym nowym wariantem limitowanym nie sprawia jednak, że jestem bliższa zaprzestania kupowania ich. Wręcz przeciwnie, ze względu na sentyment oraz z sympatię do przecukrzonej, acz bardzo smacznej mlecznej Zebry wciąż daję świeżynkom szansę, licząc na to, że któraś mnie porwie.
Princessa klasyczna Dark Chocolate
Choć limitowana nowość – Princessa klasyczna Dark Chocolate – wygląda na wielką i masywną, waży jedynie 41 g (dostarcza 222 kcal w sztuce; 541 kcal w 100 g). Trzeba być naprawdę sporym słodyczowym ignorantem, by nie skojarzyć jej z dostępnym w sklepach od dawna Maxerem (ten sam właściciel – Nestle).
Polewy w Princessie klasycznej Dark Chocolate nie ma zbyt wiele, w związku z czym prześwituje spod niej wafel. (Pamiętajmy, że umiar i oszczędność to wartościowe cechy). Mimo iż dawno skończyło się lato – mam na myśli lato temperaturowe – i tak bezczelnie topi się w palach.
Nadzienie jest zaskakujące, bo jasne. (Spodziewałam się podwójnej ciemnej czekolady). Zostało położone na waflach czterema cieniutkimi warstwami. (Znów ta oszczędność. Princessa ewidentnie i konsekwentnie realizuje plan zmniszenia – słowo powstałe od mnicha – społeczeństwa). W połączeniu z polewą sprawia, że całość pachnie deserowo i słodko. Na szczęście ładnie.
Zgryzienie polewy z wafla jest nie lada wyzwaniem. Udaje się to zrobić, kosząc górnymi jedynkami brzeg Princessy. Czekolada daje się wówczas poznać jako gęsta, proszowatawa, bardzo słodka i kakaowo-orzechowa. Z jednej strony przyjemna, z drugiej zwykła. Nie realizuje obietnicy złożonej przez nazwę.
Płaty wafla są cienkie, lekkie, kruche i tradycyjnie stetryczaławe. Przylega do nich krem, którego – powtarzam – jest bardzo (!) mało. Cechują go ogromna tłustość i równie ogromna proszkowatość, jakby w fabryce krem wymieszano z piaskiem. Smakuje dość dziwnie i tanio. Skądś znam ów smak, ale nie potrafię ustalić skąd. Pod koniec degustacji zanotowałam, że może to być pierwiastek taniej kawy sypanej.
Princessa klasyczna Dark Chocolate jest bardzo słodka, choć nie tylko cukrem, bo również… owocami?! Odnalazłam w niej dziwną orzechowość, która raz się pojawiała, raz znikała. Trafiłam również na wyrazistą tłustość, ale to już standard. Może dzięki niej wafel nie był przesadnie suchy, nie zapychał.
Pomysł na nową limitkę był zacny, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Mocna czekoladowość bardzo mi się podoba, wysoką słodycz zaś da się zaakceptować, zwłaszcza gdy przymknie się oko na kuszące Dark Chocolate widoczne w nazwie. Niestety reszta cech sprawia, że do tej Princessy nie wrócę.
Ocena: 3 chi ze wstążką
Co do wstępu, to zgadzam się, że to nie to, co kiedyś. Mam prawie 100 %-ową pewność, że to nie tylko nasze gusta się zmieniły, ale i w dużej mierze wafle. O ile co do smaku jeszcze można by się spierać, tak konsystencję się pamięta. Kiedyś ich opakowania wyglądały jakoś „biedniej”, a mi podobały się o wiele bardziej. I wtedy liczyło się wnętrze! Dlaczego o tym piszę? A bo na obiekt dzisiejszej recenzji skusiłam się właśnie m.in. przez opakowanie. Fakt, że mnóstwo mdłości w niej było (nie tam zaraz rzyg, ale mdły bezsmak lub „wielodziwnosmak” xD). I wreszcie: zgadzam się z recenzją!
Wtrącenie w nawiasie <3 :D
Może to dobrze, że niewiele jest tego kremu, bo jakby taki tłusty piasek nawalili w większej ilości, to byłby ten wafel nie do przełknięcia. Miałam kupić, bo wydał mi się ciekawy, ale jakoś tak… Nie wyszło. W kwestii Princess i Prince Polo mamy rozbieżne zdania, więc mnie nie zniechęciłaś :D
Kupisz? Jeśli tak, napisz, ja wypadł :)
Nie wiem, nie wiem, waham się :)
Byle nie za bardzo, bo zakręci Ci się w głowie ;>
Mnie już zakręcono w głowie :D A błędnik mam beznadziejny, nawet na badaniach na prawko mi to powiedziano <3
Mnie tylko parę razy błędnik zwariował i przez cały dzień chodziłam, obijając się o ściany. Brzmi zabawnie, ale to tragedia nie móc iść prosto.
Nie wiem czy ją kupiłam czy miałam taki zamiar, a ostatecznie nie wzięłam – muszę sprawdzić zapasy. Na pewno kiedyś jej spróbuję, ale nie nastawiam się na nic specjalnego ;)
Haha. Jest aż tak nudna, że nie pamiętasz? :D
Nie wiem, czy nudna – na pewno jeszcze nie jadłam :D
Nie wszystkie zakupy pamiętam i muszę przejrzeć zapasy (w weekend przeglądałam i porządkowałam te z innej szuflady, a na niezdrowe słodycze mam 2 miejsca :P)
Ja wszystkie zakupione produkty pamiętam. Nie wszystkie wymienię, gdy ktoś zada ogólne pytanie „CO masz?”, ale na pewno potwierdzę lub zaprzeczę, gdy sformułuje pytanie: „czy masz TO?”. Moje słodycze to moje klejnociki :P
Mamy ją w swojej magicznej skrzyneczce i czeka na degustacje :)
Smacznego… choć może wyjść różnie.
Żadnych wariacji „na temat” nie próbowałam, ale kokosową Princessę (może z podstwawówkowych sentymentów ) uwielbiam :P
Ojj, dla mnie kokosowa Princessa to tykająca bomba. Niegdyś zajebista, obecnie better się nie zbliżać.
Z nowych wzięłam tylko Brownie i biorąc pod uwagę Twój średni entuzjazm chyba nie mam czego żałować.
Mam dwie Princessy Brownie. Obie czekają na degustację. Gdybyś pokonała wafla wcześniej niż ja, zdradź coś na fy by.
Dla mnie to nie nowość… Princessa czekoladowa już była a może i nadal jest. Nawet składy są niemal identyczne ;)
Musiała być zatem. Pamiętam jakąś w czerwonym opakowaniu, ale ani nie znam składu, ani jej nie jadłam.
Kokosowa princessa to byl klasyk przetw szkolnych. Ale ta twarda,zbita. Jak zmienila sie konsystencja x lat temu to bylam zachwycona delikatnością zteraz nie wiem, czy zmienił mi sie smak,czy zmienily sie tez same wafelki. Wlasnie zjadlam dark chocolate i oprócz tego, ze nie czuc nic dark, to smak slodko proszkowy :(
Ja Princessami zawiodłam się parę lat temu. W dzieciństwie je kochałam. Teraz nie lubię i nie kupuję.