O seksie. Na poważnie i bez czekolady

Niedawno spotkałam się z moją nastoletnią siostrą. Kiedy siedziałyśmy na podłodze i rozmawiałyśmy, uważnie jej się przyglądałam. Oho, zaraz się zacznie – pomyślałam. O ile już się nie zaczęło. Ciało dojrzałej kobiety, buźka rozkwitającej panny, ale umysł wciąż jeszcze dziecięcy. Przypomniałam sobie, jaka sama byłam w jej wieku. Co zajmowało mnie i moje koleżanki. Doskonale pamiętam, jak siadałyśmy pod salą lekcyjną niedaleko schodów i czułyśmy się niewpasowane w rzeczywistość. Zbyt dojrzałe – jak nam się zdawało – na sprawy banalne, gimnazjalne. Snułyśmy plany przygotowawcze do nowej szkoły i nowego etapu życia. Jeden z kluczowych elementów przebycia tej drogi stanowiło zgubienie zbędnego balastu, którym było… którym wydawało nam się dziewictwo.

Do naszej grupki należała dziewczyna, która od kilku lat miała chłopaka i bardzo go kochała. Dla wszystkich było jasne, że to ona pierwsza stanie się kobietą, i tak zresztą wyszło. Opowiadała nam, jak seks wygląda i jak cudownie się czuje. Szkoda, że w tamtym momencie ów chłopak już jej nie kochał i próbował od niej odejść – co koniec końców przesunęło się o parę tygodni, ale i tak nadeszło – a jej poświęcenie się stanowiło rozpaczliwą próbę zatrzymania go. Ale hej, przynajmniej przestała być gorsza i zyskała na tle dziewczyn, które wciąż pozostawały niedoświadczone i dziecinne, no nie?

Czyja to wina, że seks wynika z presji?

Dlaczego opisana wyżej sytuacja w ogóle miała miejsce? Nie pochodzę z patologicznego środowiska ani patologiczne nie były moje koleżanki. Może i trafiło nam się kiepskie gimnazjum, w którym niektóre dziewczyny straciły dziewictwo już w pierwszej klasie. (Skądinąd przez trzy lata nauki tam poznałam cztery czy pięć takich, które w międzyczasie zaszły w ciążę). Sądzę jednak, że nie ma sensu zwalać winy na czynniki zewnętrzne. Prawda bowiem jest taka, że potrzeba uprawiania seksu była w nas, nie w gimnazjum ani też w młodszych rocznikach, w szeregach których puszyły się już pełnowartościowe kobiety.

Winy nie pokładam również w domu rodzinnym. Moja mama jest jedną z tych osób, z którymi można porozmawiać o wszystkim. Nie boi się mówić cipka, penis ani seks. Nigdy nie wmawiała mi, że dzieci biorą się z kapusty, a wieżyczka chłopca spotyka się z dzwoneczkiem dziewczynki (ludzie, serio?!). Wręcz przeciwnie, edukowała mnie i obalała bzdury, które przekazywały mi koleżanki (hit przedszkola: jednym chłopcom penis stoi, bo są umięśnieni, a innym wisi, bo są chudzi i mają mało siły). Nieważne, czy moje pytanie dotyczyło miesiączki, czy wielokrotnego orgazmu, mogłam pytać o wszystko. Z czego oczywiście korzystałam.

Póki co – choć to oklepane – źródła presji utworzonej dookoła konieczności uprawiania seksu upatruję w zachodniej kulturze i mediach. Zastanawiając się, jakich słów dziś użyć i których aspektów tematu dotknąć, zdałam sobie sprawę na przykład z tego, że obecnie trudno kupić cokolwiek, nie będąc kuszonym obietnicą lepszych doznań seksualnych. Majtek nie nosi się już po to, by było higienicznie i wygodnie – to co najwyżej miłe skutki uboczne – ale żeby wyglądać seksownie. Perfumy i szminkę nabywa się w wiadomym celu: by skusić faceta. Nawet czekoladę reklamuje się obietnicą rozpływania się w ustach, co sprawia błogie uczucie porównywalne do intymnego momentu (patrz: reklama Kinder Bueno).

O seksie najlepiej nie mówić

W Polsce o seksie mówi się zazwyczaj w dwóch kontekstach: podczas obrażania kogoś (ty skurwysynu! ty głupia cipo! chuj ci w dupę!) lub żartowania (jeśli sądzisz, że jesteś wyjątkiem, bo nie znasz żadnego erotycznego żartu, przeczytaj to zdanie raz jeszcze i połóż akcent na słowo sądzisz). Niewiele się od siebie różnią, gdyż w obu przypadkach język seksu jest wulgarny.

O seksie mówimy również – ale rzadziej – w kontekście naukowym i medycznym, choć tu trzeba spełnić dodatkowe warunki: być studentem/wykładowcą medycyny lub osobą chorą/lekarzem. Lub chorym studiującym lekarzem. Na uczelni używamy łaciny i staramy się być poważni, choć na pierwszym roku cicho śmieszkujemy pod ławką. Trochę więcej luzu dajemy sobie w internecie, bo aby zdiagnozować swoją przypadłość – każdy wie, że lepiej leczyć się samemu, niż musieć pokazać lekarzowi, co ma się w majtkach – sprawy trzeba nazywać po imieniu: dziwne kropki na penisie, przykry zapach z pochwy, krew z odbytu. Wyobrażacie sobie pójść do lekarza i powiedzieć, a co dopiero pokazać mu coś TAKIEGO?! (Nie? A szkoda).

Najlepszym rozwiązaniem jest o seksie… nie mówić wcale. Udawać, że to brudne coś nie istnieje, ewentualnie stanowi domenę małżeństw, które raz w tygodniu spotykają się w sypialni i po ciemku pod kołdrą w pozycji misjonarskiej spełniają swoją powinność. Mieć gdzieś, że chłopcy czują presję, bo co sobie koledzy pomyślą, gdy się dowiedzą, że jeden z nich jeszcze nie zaliczył? Zignorować fakt, że młode dziewczyny zachodzą w ciążę albo w wieku gimnazjalnym – nie, rozwiązanie gimnazjum niczego nie zmieni – marzą o tym, by nareszcie pozbyć się swojego upierdliwego dziewictwa. Skoro bohaterowie American Pie mogli dostosowywać wszystko, by osiągnąć zamierzony cel, dlaczego nie możemy my?

Problem w tym, że: 1) bohaterowie American Pie nie są w wieku 13-15 lat, 2) film koniec końców pokazuje, że wcale nie jest ważne to, żeby bezmyślnie zaliczyć, 3) to tylko film, na dodatek amerykański.

Jak ugryźć seksualność?

O seksie i seksualności nie potrafimy rozmawiać, przez co niewiele wiemy i dajemy głowie zarosnąć mitami oraz uprzedzeniami jak chwastami. Brakuje nam porządnej edukacji, która – moim zdaniem – leży po stronie rodziców. Wciąż nie jestem przekonana, czy powinna odbywać się w szkole, bo doskonale pamiętam, jak to jest być nastolatką otoczoną innymi nastolatkami i słuchającą, dlaczego powinno się używać prezerwatyw (abstrahując: tak, powinno się i nie zapominajcie o tym!). W atmosferze speszenia niczego wartościowego nie przyswoimy. Zwłaszcza gdy pani od WDŻ jest przy okazji katechetką.

Zresztą rdzeń edukacyjny to jedno, a życie w środowisku rówieśniczym drugie. Z doświadczenia oraz opowieści wiem, że chłopcy potrafią odrzucić – a nawet pobić! – przyjaciela tylko dlatego, że dowiedzą się, iż jest gejem. Nagle wydaje im się wstrętny… ale nie tylko. Skoro podobają mu się chłopcy, żaden dotychczasowy znajomy nie może czuć się przy nim bezpieczny. Przecież powszechnie wiadomo, że osoby homo- i biseksualnie nie mają gustu – w przeciwieństwie do zdrowych na ciele i umyśle osób heteroseksualnych – wobec czego jak zwierzęta rzucają się na wszystko, co się rusza. Nieważne, czy jesteś przystojny, czy brzydki jak noc, twój homokumpel nie myśli o niczym innym, jak tylko o wsadzeniu ci w tyłek, gdy najmniej się tego spodziewasz. Miej się na baczności!

Czyżby coś nam tu umknęło? Nie sądzę, wszak zjawisko kobiecego homoseksualizmu nie istnieje. O ile chłopcy prędzej czy później wychodzą z szafy, o tyle dziewczynki grzecznie w niej siedzą. Bo jak się do takiej zwracać i czy nadal zapraszać ją na babskie wieczorki? Zresztą czy lesbijka to wciąż kobieta, czy już babochłop? Nie żartujmy. Przecież to oczywiste, że kobiety mogą być co najwyżej biseksualne, gdyż jest to seksowne i dobrze wygląda w filmach porno.

Po co zatem to wszystko?

Po co strzępić język? Po co pisać o seksie na blogu z recenzjami słodyczy? Pewnie po to, by uświadomić wiele dziewczyn, które odwiedza mój blog i jest w wieku gimnazjalnym oraz licealnym. Zresztą… dlaczego zawężać tę grupę? Wybór pozostaje wyborem przez całe życie. Nie musimy i nie powinnyśmy uprawiać seksu, jeśli nie jesteśmy jeszcze gotowe, tylko dlatego, że cały świat zdaje się nas naciskać i wyśmiewać.

Wychodząc z gimnazjum i idąc do liceum, w którym – jak sądziłyśmy ja i moje koleżanki – bycie dziewicą stanowi straszną siarę, odkryłam, że… znaczna większość dziewczyn w nowej klasie jeszcze nie ma żadnych doświadczeń seksualnych. Jedne czuły presję, inne nie. Jedne były zainteresowane tematem, przyznawały się do masturbacji i umiały o tym rozmawiać, inne udawały, że ich to nie dotyczy (bo to wstrętne lub żenujące?; zaskakująco często słyszę takie słowa w odniesieniu do dotykania samego siebie). Mało tego! Nawet na studiach zdarzają się dziewicze rodzynki, które mają się całkiem nieźle.

Z całej tej gadaniny o seksie wypływa – a przynajmniej chciałabym, żeby wypłynęło – kilka wniosków:

  • Edukacja seksualna jest cholernie ważna.
  • Ważniejsza od edukacji seksualnej – a może wynikająca z niej – jest znajomość własnej wartości, która absolutnie nie ma związku z rozkładaniem przed kimkolwiek nóg.
  • Na wszystko przychodzi czas, a ów czas – rozumiany jako gotowość – jest kwestią indywidualną.
  • Seks to nie wstyd. Ani rzecz obrzydliwa. Ani grzeszna.

Apel do dziewczyny. Do kobiety. Do Ciebie

Na koniec więc brzydko, ale dosadnie:

Jeśli jeszcze nie dałaś dupy – dosłownie i w przenośni – czyniąc seks czymś koniecznym i przemieniając go w przykry obowiązek etapu dojrzewania, nie rób tego.

Pewnie słyszałaś to już milion razy, ale seks jest jedną z najpiękniejszych… nie, nie cierpię tego określenia, bo odrealnia seks, który w rzeczywistości ma zapach potu, smak wszelkich wydzielin ludzkiego ciała i dźwięk tarcia o siebie nagich ciał (i właśnie to jest w nim cudowne!). A zatem seks jest jedną z najprzyjemniejszych rzeczy, jakich można w życiu doświadczyć.

Nie odkryjesz cudowności seksu, rozpoczynając przygodę z nim za szybko. Ani na siłę – być może ze strachu przed bólem lub wstydu – przeciągając go w nieskończoność. Nikt nie da Ci podręcznika z odpowiedzią w postaci wieku, w którym już trzeba. Na pewno musisz pamiętać, że w świetle prawa wolno Ci uprawiać seks od 15 roku życia. Czy psychicznie to wystarczająco dużo? Kłóciłabym się.

Mało tego! Jeśli Twoja błona dziewicza pomachała Ci na pożegnanie dawno temu, nie oznacza to, że teraz musisz uprawiać seks z każdym, kto tego chce – nawet jeśli jest Twoim chłopakiem – i zawsze, gdy tego zażąda. Przymuszanie do seksu w związku to także gwałt. Twoje nie oznacza… nie. Seks nie jest i nigdy nie powinien być wymuszonym dowodem miłości, obowiązkiem, prośbą ani zapłatą. Twojemu chłopakowi nie odpadną jądra, jeśli mu odmówisz (zresztą od czego ma rękę?), a Tobie nie ubędzie na godności, jeśli zostaniesz rzucona za niezaspakajanie swojego mężczyzny.

***

Seks to decyzja dwóch dojrzałych osób. Jaki jest i co można uznać za normalne… to już odrębny temat i może kiedyś go poruszę. Póki co w wielkim skrócie: nawet najdziwniejsza rzecz, na którą zgadzają się obie wszystkie strony seksualnej układanki, jest w porządku, o ile nie krzywdzi innych istot.

I tyle. Myślcie intensywnie i dajcie znać, jakie jest wasze zdanie.

34 myśli na temat “O seksie. Na poważnie i bez czekolady

  1. To smutne, że nawet w wieku późnogimnazjalnym seks jest tematem żartów (uważanych przez większość szkolnej społeczności za naprawdę zabawne!), a gej to „kochający inaczej”, którego należy „naprostować na jedyną słuszną drogę” – cytat usłyszany od 14-letniego kolegi z klasy. Skąd osoby w moim wieku w ogóle biorą takie tezy? Raczej pewne, że nie wymyślają ich sami, tylko czy szukają odpowiedzi na nurtujące ich pytania w internecie czy u rodziców? Dopóki edukacja seksualna w domu rodzinnym nie ulegnie zmianie, nie ma szans na normalne myślenie nastolatków w dziedzinie seksualności. Wiedzy na ten temat powinni dostarczać rodzice już od najmłodszych lat (oczywiście dostosowując poziom informacji do wieku). Niestety, w większości rodzin dorośli wstydzą się poruszać temat, a nawet tłumaczą dzieciom, że seks przed ślubem to grzech. Słyszałaś może o kampanii Anji Rubik „sexed.pl”? Co o niej sądzisz?

    1. Znajomi, a obecnie również internet, odrywają ogromną rolę w dorastaniu, czyli kształtowaniu się człowieka. Myślę jednak, że nieporównywalnie większy wpływ ma środowisko rodzinne – od niego zaczynamy i do nie wracamy, gdy już przejdzie nam okres buntu wobec tradycji. Jeśli tu coś nie gra i już na tym etapie dziecko karmione jest nieprawdą, nienawiścią lub nie jest karmione informacją w ogóle, to ma kiepski start.

      Słyszałam tylko, że się za to zabrała.

  2. Pisanie w ten sposób o seksie to rzadkość. Ba, poruszanie tematu homoseksualizmu w tym kontekście to już zupełnie temat pomijany. To się ceni :) Miłego dnia Olga, bardzo mądry tekst.

    1. PS. Masz ogromne szczęście, że ze swoją Mamą mogłaś rozmawiać o takich rzeczach. Szacunek dla niej. Zdarza się to w niewielu domach. Wiem z autopsji (:

      1. Przykro mi, że nie mogłaś porozmawiać o seksie ze swoją mamą. Zadbaj o to, jeśli/kiedy będziesz miała swoje dzieci.

        Dziękuję za miłe słowa :)

  3. Oj, temat znajomy :D Nie ma się z czym śpieszyć, jeśli ktoś się nie czuje gotowy. Nie widzę nic złego w tym, że ktoś jest na studiach i jeszcze „nie zaliczył”/nie stracił dziewictwa. Jednak warto chronić swoją intymność i poczucie wstydu, i zbliżyć się z kimś, kto nas będzie szanował, kochał – realizując jednocześnie pewne fizyczne pożądanie.
    Nie oszukujmy się, życie to nie redtube ;)

    Jeśli chodzi o rozmowę z mamą na tematy intymne, to nie przypominam sobie, żeby coś takiego u mnie miało miejsce. Na pewno rozmawiałyśmy tak ogólnie („Nie warto się puszczać.”), ale bez szczegółów. Mnie to krępuje i myślę, że mamę też.
    To tak jak z załatwianiem w toalecie. O siku każdy umie mówić, „o tym drugim” – już nie bardzo. Ba! Krępujemy się tego, chociaż każdy to robi.

    Fajnie na tematy damsko-męskie pisze Kobus (http://blog.mkobus.com/) – lubię jego podejście do tematu.

    1. W moim domu również o tym się nie rozmawiało a jeśli już coś padło to „sex po ślubie”.
      Zgadzam się z tym, że to musi być świadoma decyzja a nie podążanie za „modą”, czy też młodzieńcza ciekawość.

      1. EllaC: Kobusa znam, chyba nawet od Ciebie. Rzadko czytam, bo mam mało czasu, ale jak już się 5 minut znajdzie i jestem w nastroju, zaglądam.
        Z komentarzem raczej się zgadzam, pomijając fragment o kupie. Mój dom chyba naprawdę był wyjątkowy, bo do dziś, jak mówię w towarzystwie coś o kupie, wszyscy się dziwią/gorszą/coś tam. Dla mnie to temat, jak każdy inny. Na szczęście z Pyszczkiem możemy omówić mające miejsce w naszym życiu stolce i nikt się nie oburza :D

        Ervisha: Niestety nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że seks powinien mieć miejsce dopiero po ślubie. Mama powtarzała mi, że idealna sytuacja jest wręcz odwrotna. Zresztą także doświadczenie pokazuje, iż seks jest jak każda inna dziedzina życia, chociażby rozmowa. Z jednym jest super, z innym nie masz tematów i gadka się nie klei. Chciałabyś żyć u boku kogoś, z kim nie możesz rozmawiać lub nie zgadzacie się w najważniejszych poglądach?

  4. Temat, o którym można pisać w nieskończoność, i nadal będzie za mało. Myślę, że wynoszenie wiedzy seksualnej z domu jest nadal wielką rzadkością… A to wielka szkoda i również bardzo Ci zazdroszczę Twoich rozmów z Mamą! Miałam wielkie szczęście, że prędko poznałam mojego Ukochanego. Prawdopodobnie oszczędziło mi to wielu dziwnych akcji, biorąc pod uwagę fakt, w jakim towarzystwie się obracałam mając te 15 lat…

    Na już trochę wyższym levelu, po ogarnięciu podstawy podstaw w edukacji seksualnej, przyda się szczególny wzgląd na uświadamianie w kwestii seksualności kobiet. Niestety, wielu kobietom możliwości ich ciała i umysłu nawet się po nocach nie śniły…

    1. Druga część komentarza – sama prawda. Na dodatek przez to, że facetowi zawsze było wolno więcej, na damskie odpowiedniki patrzy się dziwnie, krzywo, z dezaprobatą. Facet się masturbuje, ma wiele kochanek, zdradza? No przecież to facet! Co innego kobieta. Jest piastunką ogniska domowego, żoną i matką. Nie powinna zdradzać, bo rani gniazdo (a facet nie?), masturbować się, bo po to ma męża, poza tym kobiety nie mają potrzeb, no i nie może zaliczać – może co najwyżej być zaliczana. A wówczas jest oczywiście dziwką.

      Pozdrów Węża :)

  5. W środowisku w jakim się obracałam nigdy nie czułam żadnej presji, ani też że seks to zakazany temat. Myślę, że wiele zależy od otoczenia, w jakie trafi się właśnie w okresie gimnazjum i liceum.
    Ciekawie u Was było, jak WDŻ prowadziła katechetka :D U nad to była pani od biologii.

      1. W podstawówce nie miałam WDŻ, w gimnazjum z pedagożką (i można się było wypisać, z czego wszyscy skorzystali), w liceum znów nie. Katechetka uczyła moją siostrę.

        Ania – rzeczywiście „wiele” zależy od środowiska, ale nie najwięcej. W środowisko wchodzimy z tym, co wynieśliśmy z domu. A przytoczenie liceum to gruba przesada. Seksualność i podejście do niej kształtuje się wiele lat wcześniej, powiedzmy, że w drugiej połowie podstawówki (oczywiście dzieciaki poznają swoją seksualność, dotykają się i zadają pytania już w wieku kilku lat). Wtedy powinno się rozmawiać. Licealnemu człowiekowi niczego nie wytłumaczysz – działa u niego mieszanka hormonów i wiedzy utrwalonej.

  6. Świetny pomysł na wpis no i jakże aktualny i porządany. U mnie w gimnazjum iliceum też wdż był z katechetami … naszczescie nowoczesnymi ;)
    Rola rodziców jest w tym aspekcie ogromna ale niestety nie każdy z nich czuje się komfortowo poruszając z ich przecież jeszcze „małymi” dziećmi takie dorosłe tematy. Poza tym odnosi się wrażenie że większość nastolatków niechętnie rozmawia o tym z rodzicami … raczej wolą skorzystać z wujka google albo wiedzy znajomych.
    Także rola lekarzy myślę powinna podchodzić odpowiednio do tematu. Ja pamiętam jak moja koleżanka na I roku relacjonowała mi jedną z wizyt u ginekologa kiedy to usłyszała od Pani doktor „To Pani jest jeszcze dziewicą ?! To jak ja Panią zbadam” …. bez komentarza.
    Ja nie narzekam u mnie nawet dziadkowie choć mają po prawie 90 lat obecnie zawsze mówili że seks po ślubie to głupota bo trzeba sprawdzić czy partner nam odpowiada zanim powezmie się zobowiązanie bo męczyć się z nie dopasowanym związku to głupota …. :)

    1. Cudowni dziadkowie :)

      O lekarzach nie pomyślałam – prawda! Po pierwsze, rolą rodzica jest wytłumaczyć dziecku, że do ginekologa iść trzeba, i to nie w wieku 30 lat, gdy już się coś dzieje, tylko najlepiej po pierwszym okresie. Po drugie, ginekolog nie może zachować się tak, by zaszczepić/utrwalić w młodej głowie poczucie strachu/wstydu/etc. Ja trafiłam kiepsko, na szczęście miałam zaplecze w postaci mamy, więc nie mam „urazu do swojej seksualności” ;)

  7. Zazdrościmy Ci tych rozmów z mamą :) Nasza mama nawet do ginekologa nigdy nas nie zabrała i na studiach same musiałyśmy o to zadbać. A zawsze zazdrościłyśmy koleżanką, które w gimnazjum czy liceum mówiły, że idą na wizytę z mamą. Takie wsparcie jest bardzo ważne szczególnie w tym wieku.

  8. Olga – jestem dumna z tego, w jaki sposób podeszłaś do tematu. Dziękuję za cudowne słowa <3

  9. Olga super napisane:),ciut zazdroszczę ci tych rozmów z mamą moja umarła gdy byłam dzieckiem to ja nawet nie byłam przygotowana na miesiączkę :( .

  10. Ja mam 25 lat i nigdy nie uprawiałem seksu hahah, w tym wieku to już wstyd tego nie robić, tak to jest jak się cale zycie z kolegami spędza czas i nie ma się żadnych koleżanek. Mam samych kumpli, spotykamy się i pijemy i tak cały czas, a koleżanek nie mam, bo skąd mam mieć. Bardzo słabo i tyle w tym temacie ze mną, nie miałem oczywiście nigdy dziewczyny, bo mnie to nawet nie interesowało.

    1. Nie uważam, że jest to wstyd. Każdy robi rzeczy w swoim tempie – nie ma gorszego ani lepszego. Chyba że jesteś dzieckiem i nie do końca wiesz, co to seks.

      1. Hmm.. seks tak naprawdę utrzymuje związek, tak myśle, związek nie może się na tym opierać, bo byłby kruchy i nic nie warty, seks to dodatek.

          1. Zawsze można skorzystać z usług „miłych pań” hehe, czy z miłości czy nie, jedno i to samo. Co można zrobić jak ktoś się wstydzi bardzo dziewczyn i nie potrafi nawet z nimi rozmawiać… no właśnie, zostaje tylko jedno.

            1. Można założyć profil na Tinderze albo innej aplikacji i nauczyć się rozmawiać z dziewczynami. Od czegoś trzeba zacząć. Zwłaszcza że ze mną piszesz całkiem normalnie :)

              1. Jak siedzę w towarzystwie i sa dziewczyny to nigdy sam sie nie zapytam ich o coś, zawsze tylko one i tyle, a ja nie ciągnie rozmowy, tylko odpowiem na pytanie i koniec. Albo jak siedze sam na sam z dziewczyną w pokoju to Ona tylko sie cos zapyta, ja odpowiem i tyle gadania.

                1. Znam takich chłopaków. Jeśli zależy Ci na zmianie, a raczej tak, musisz próbować. Sto razy nie wyjdzie, za sto pierwszym zagadasz :)

                  1. A kolega niski taki pogadamy z dziewczynami, ze szok.. dla mnie to przygłup, dziewczyny musza lubic przyglupow. Ja za to mam samych kumpli, a on same koleżanki tak naprawdę.

                    1. Wygląd nie ma wpływu na to, czy ktoś jest fajny. Nie sprawia też, że inne osoby dobrze bądź źle czują się w towarzystwie człowieka o danym wyglądzie. Można być przystojnym burakiem, z którym nie ma się ochoty nawet jechać tą samą windą.

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.