Lubię michałki, choć nie kupuję ich często. Forma cukierkowa nie przemawia do mnie tak bardzo, jak batonikowa czy tabliczkowa. Mały rozmiar słodyczy nie przeszkadza za to Pyszczkowi, który michałki lubi bardzo. Pewnego dnia, gdy byliśmy w Carrefourze, skusił się na upolowanie paru różnych wariantów na wagę. Ponieważ nie mogłam nie skorzystać z okazji zaprezentowania na blogu czegoś nowego, poprosiłam o dorzucenie do worka dwóch nadprogramowych Michasi Białych marki Vobro.
Michaś Biały
Marka Vobro nie jest moją ulubioną. Blogowo miałam z nią do czynienia dwukrotnie: przy smacznych, acz przecukrzonych Frutti di Mare oraz okropnym, niejadalnym Michasiu. Skądinąd, by nie wydawać pochopnej opinii i nie krzywdzić marki niesprawiedliwymi wnioskami z odległej degustacji, przed zabraniem się za Michasia Białego po raz kolejny wgryzłam się w wariant podstawowy. Wgryzłam się to najlepsze określenie. Po wyczuciu smaku nie wiedziałam, czy mam ugryziony kawałek połknąć czy wypluć. Było jeszcze gorzej niż za pierwszym razem. Resztę cukierka oddałam Pyszczkowi, któremu smakował.
Dwie sztuki Michasia Białego ważyły ok. 27 g. Wyglądały ładne i apetycznie. Pachniały białą polewą: margaryną, adwokatem i fistaszkami. Polewa owa była cienka, tłusta, proszkowata i słodka. Koło czekolady nawet nie stała. Pod nią skrywało się kruche nadzienie, bogato wypełnione dużymi i świeżymi orzechami (za jakość bakalii dla Vobro ogromny plus). Na szczęście nie posiadało tego obleśnego posmaku – gorzkiego lub gorzko-kwaśnego – z klasycznego Michasia. O zgrozo, wypełniał je trzeszczący pod zębami cukier.
Michaś Biały to cukierek bardzo tłusty (margarynowo), przesłodzony oraz mdły. W nadzieniu bezwstydnie trzeszczą kryształki cukru, a polewa jest podła. Mało tego, cukier powoduje palenie w gardle.
Jedyny pozytywny element cukierka to świeże, chrupiące i duże kawałki orzechów. To jednak zbyt mało, by kupić go ponownie. Jeśli wam się przydarzy, radzę spożywać w towarzystwie czarnej, niesłodkiej kawy.
PS Powrót po latach do różnych rodzajów michałków – zwłaszcza Michałków z Wawelu – sprawił, że muszę przemyśleć oceny. Wawelski wariant w białej polewie absolutnie nie zasługuje na 5 chi.
Ocena: 2 chi ze wstążką
(wszystko, co ponad 1 chi, to zasługa orzechów)
Wyglądają bardzo smacznie (tym bardziej że lubię białe słodycze ;)), szkoda że tak rozczarowują…
A weź… ;)
Przeczytam tamte recenzje, bo jestem ciekawa Twojej opinii. Jadłam tylko Michałki od Wawel oraz Michaszki od Mieszko i obydwa uwielbiam – wiem, że Vobro na pewno by mi nie smakowało. Nie ma nic gorszego w słodyczach niż margaryna. Nawet cukier jestem w stanie zdzierżyć. Ale nie obrzydliwej margaryny.
Michaszki lubię, Michałki tak sobie. Fajne są te niebieskie ze Śnieżki. Na wszystkie recenzje zapraszam, nawet Ci podlinkowałam :)
* od/z Wawelu i od/z Mieszka – nazwy się odmienia :P
Rozumiem aż za dobrze chęć porównywania, tak samo jak nielubienie formy cukierkowej. :P Ja jednak tego typu cukierków to w ogóle nie jadam od lat, przez co białych (żadnej firmy) nawet nie próbowałam. Z tego co czytam, wiele nie tracę i w błogiej nieświadomości wolę pozostać.
Wręcz przeciwnie, WIELE tracisz :D