Zaprezentowane dziś babeczki z mlecznej czekolady z nadzieniem kokosowym to drugi wariant Butterfinger Cups marki Nestle, które ja i Pyszczek otrzymaliśmy z Wielkiej Brytanii od jego mamy i siostry. Pierwsze – o powszechnie uwielbianym smaku masła orzechowego – okazały się cudownie plebejskie od względem konsystencji, lecz tak słone, że aż kwaśne. Pod ich zjedzeniu byłam niemal pewna, że kokosowe zwyciężą smakiem, mimo iż po otrzymaniu obu słodyczy spodziewałam się czegoś przeciwnego.
100 g babeczek Butterfinger Cups Coconut to 567 kcal.
1 babeczka waży 21,5 g i dostarcza 122 kcal.
Butterfinger Cups Coconut
Nikogo nie powinno zdziwić wyznanie, iż Butterfinger Cups Coconut pachną wprost obłędnie. Bardzo słodko, intensywnie kokosowo. W tle pojawia się nuta mlecznej czekolady, przez co z zamkniętymi oczami można by ulec wrażeniu, iż ma się przed sobą jedne z lepszych kokosowych cukierków na wagę.
Kokosowe babeczki są lepkie i bardzo miękkie, nawet jeśli temperatura otoczenia jest niska (jadłam je w połowie października). Topią się w palcach i oblepiają wagi – robią to w sekundę. W ustach ulegają rozpuszczeniu, opływając język i podniebienie. Są cudownie bagienkowe.
Czekolada w Butterfinger Cups Coconut jest tak miękka, że można by zrobić z niej kulki i turlać jak plastelinę. Do konsystencji pasują mleczność i wysoka słodycz. Jedyny, acz maleńki minus stanowi proszkowatość.
Nadzienie, choć wydaje się, że jest go mało, ilością trafia w punkt. Miękkością odpowiada czekoladzie, wraz z nią odpowiadając za bagienkowość produktu. Wypełniają je miliony wiórków, na szczęście podprażonych, przez co nawet nie zbliżają się go granicy memłania. Zamiast tego cudownie chrzęszczo-chrupią.
Kokosowe Butterfinger Cups od Nestle stanowią strzał w dziesiątkę dla miłośników dostępnej w stałym asortymencie marki Ritter Sport tabliczki Kokos, a także zeszłozimowej limitki Kokosmakrone. Są miękkie niczym wyhodowana pod sweterkiem fałda brzuszna chroniąca przed marznięciem jesienną porą, poważnie tłuste oraz słodkie jak suk.. sugar. Mam nadzieję, że będzie mi dane zjeść je jeszcze nie raz.
Ocena: 6 chi
Brzmi super, zarówno opis nadzienia, jak i tej plastelinowej czekolady do turlania – aż się prosi wszystko rozdzielić na czynniki pierwsze :D
Jeśli nie boisz się ubabrać, podejmij kiedyś to słodkie kokosowe wyzwanie ;>
Jak będę miała ku temu okazję, to na pewno podejmę – ubabranie czekoladą (o ile nie dotyczy to ubrania) mi nie straszne ;)
Nie lubię brudzić ubrań, zwłaszcza białych i nowych. Brr.
A to chyba nowość?
Wyznanie o obłędnym zapachu mnie trochę zdziwiło, bo takie produkty potrafią ładnie pachnieć (wtedy brawa za dobór aromatów – i nie mówię tego z przekąsem, no chyba że tylko z malutkim przekąsem), albo walą chemią. Blee… wyobraziłam sobie zabawę czekoladą jak plasteliną. To obrzydza. Nadzienie? Jestem ciekawa, jak odebrałabym jego strukturę. Smak to pewnie jako czysty cukier. :P
Wiesz, że nawet się nie zdziwiłam, że kokosowe, a Ci smakowały? Tak czułam już klikając w recenzję.
A nie wiem. Dla mnie nawet baton Butterfinger to nowość, nie wspominając już o babeczkach Cups.
Jasnowidzu!
Aż mi się chce śpiewać „Sugar… Yeees, please!”. Muszę je kupić i spróbować, nie ma bata! Wiem, że mi zasmakują. Uwielbiam mleczną czekoladę z wiórkami i cukierki kokosowe „Solidarności” (zdecydowanie wolę je od Mieszkowych z ciągnącym, alkoholowym środkiem – ble). Magia!
Chyba myślimy o innych cukierkach kokosowych, bo Kokoski Mieszka są suchego typu, zupełnie jak michałki.
Naprawdę? Hm, to może się coś zmieniło, odkąd je jadłam. Albo to było Vobro :D Muszę sprawdzić w Carrefourze, bo kupowałam je kiedyś na wagę.
Klik.
Ooooo <3 Te zeżarłybyśmy bezwstydnie wszystkie :D
Coś Wam nie ufam ;> Chyba że rozłożyłybyście degustacje na miesiąc :P