Jak wspomniałam w ostatniej recenzji słodycza marki Vobro, chałwowego Halvi kupiłam wraz z kokosową Jamajką. Oba jakże zacne wyroby znalazłam w sklepie należącym do sieci Społem, acz przypominam, że mniejsze odpowiedniki dorwać można w Carrefourze, w dziale z łakociami na wagę.
Halvi
Prezentowany dziś baton kupiłam spontanicznie i bez większego namysłu. Bez sensu. Mimo iż nie przepadam jego za producentem, kocham chałwę, poza tym niewielki rozmiar produktu mnie rozczulił. Uznałam, że skoro to opcja w sam raz na raz – na dodatek do degustacji bez wyrzutu można dorzucić co najmniej jedną Jamajkę – nie obciążę nadto listy posiadanych już słodyczy.
Nie mniej ważny był fakt, że miałam podły nastrój i musiałam wydać na coś pieniądze. Ubrania i kosmetyki niestety mnie nie kręcą. Poza tym jestem kobietą, a to argument najwyższej rangi.
O ile polewa na Jamajce przykleiła się do folii w niewielkim stopniu, o tyle Halvi przypominał zombie w zaawansowanym stopniu rozkładu.
Baton pachniał po części chałwą, po części michałkami. Tym drugim produktem nawet bardziej, gdyż aromat kakaowej polewy również skojarzył mi się z czekoladowo-orzechowymi cukierkami.
Polewa była proszkowata. W smaku kakaowa i cukrowa, acz smaczna. Bardzo, bardzo tłusta. Podczas rozpuszczania stawała się wodnista. Wprost powalała wysoką jakością.
Nadzienie konsystencją odpowiadało zapachowi, czyli stanowiło stadium przejściowe pomiędzy chałwą a michałkami – jeszcze nie było chałwą, ale już nie michałkiem. Albo inaczej: było kruchym michałkiem, lecz z chałwowym zacięciem. Okazało się dziwne i ciekawe zarazem.
Od zewnątrz Halvi brudził palce, wargi i wszystko, co odważyło się stanąć mu na drodze. Od wewnątrz rozpuszczał się szybko, a jego szczątki zbrylały się i wchodziły w zęby. Przypominał cukierka nie chałwowego, lecz co najwyżej o smaku chałwy. Choć i to zbyt wiele powiedziane.
Minusami batonika były wspomniana już nienaganna inaczej jakość, objawiająca się dodatkiem chrupiących kryształków cukru w warstwie nadzienia i zdradzieckim zachowaniem polewy podczas degustacji, a także podejrzany posmak kwasku. Ponieważ jednak kocham chałwę i bardzo lubię michałki, degustacja sprawiła mi umiarkowaną radość, a do słodycza (kiedyś tam) mogłabym wrócić.
Ocena: 4 chi
O logice przy kupowaniu słodyczy się nie wypowiem…. wczoraj złożyłam zamówienie za jakieś 600-700 zł na czekolady, a tu już (zwłaszcza w mojej obecnej sytuacji), nawet argument „jestem kobietą” nie jest dobry.
Już tak wczoraj pomyślałam, że chałwowy to jedyny produkt Vobro, którego mogłabym spróbować. Polewę by się aż chciało w formie tabliczki, co? Tak szczerze nie pamiętam już naprawdę, jak smakują jakiekolwiek michałki (ale wyobrażenie jakieś tam mam), ale coś takiego bardziej chałwowego… o smaku… Może i u mnie nie taką najgorszą ocenę by wywalczyło, aczkolwiek nie dowiem się pewnie i tak.
Ile „swoich” czekolad dostajesz w tej cenie? „Moich” byłoby… 175.
Vobro dobrą ocenę? U Ciebie? Bez szans :P
Pyszną polewę w formie tabliczki oczywiście bym kupiła, nawet gdybym miała dać całe to 700 zł i dostać tylko sztukę! <3
Myślę, że w jakimś kryzysie cukrowym by mi smakował – lubię chałwę (przypomniałaś mi, że mam gdzieś grecką w domu) i michałki, ale jak znam życie, zapewne nie wejdę w ich posiadanie :D
„Gdzieś”, powiadasz? Sprawdź pod szafą.
Już znalazłam, była w szufladzie w słoiku (kupowałam ją na wagę i włożyłam do słoja, żeby nie leżała w folii) i nawet dzisiaj wzięłam trochę do pracy :D
Ja też trzymam rzeczy nieidealnie zapakowane w słoikach i puszeczkach.
Nigdy nie zwróciłabym na niego uwagi :P
Nic dziwnego. Zawsze leży na dolnym regale, wstydliwie wciśnięty pomiędzy no-name’y.
Raczej mnie nie przekonuje…
Lepiej dla zdrowia i bioder :)
Tak jak na poprzednika kokosowego w ogóle nie mamy ochoty tak już przy wersji chałwowej zaczynami się łamać xD Może kiedyś wpadnie nam w ręce :P
Takie „bajery” mogą być w Delikatesach T&J, z racji że to Społem po ewolucji. Chyba że Wy już dawno z tamtych rejonów wybyłyście.
No właśnie już nam nie po drodze do Pasażu Grunwaldzkiego :/
Gdzie teraz mieszkacie?
Mam podobnie – uwielbiam chałwę i uwielbiam Michałki, więc strasznie mnie zaciekawiłaś tym gagatkiem :D Dodaję na listę „do dorwania w Carrefourze”.
A możesz jakoś odnieść tego batona do Chiacha od Legal Cakes? Podobny? (pomijam strzelający słodzik)
W życiu nie jest podobny! Ciastka od Legal Cakes to coś domowego i dobrego, a wręcz rewelacyjnego. Halvi zaś to smaczn(aw)y, lecz wciąż tani bubel.