Choć kocham karmel oraz wszelkie jego pochodne, odpowiedniki i produkty podobne, a Milka przez wiele lat była moją Czekoladową Marką Numer Jeden, zaprezentowana dziś tabliczka nie zaszczyciła domowych zbiorów. Mało tego, nie miałam dotąd do czynienia nawet z pojedynczą kostką, podprowadzoną komuś cichaczem z opakowania lub znalezioną na chodniku (what?). Wiedziałam, że Toffee Creme istnieje, jednak jej zakup pozostawał w strefie planów odkładanych na jutro.
Plan spróbowania czekolady w życie wcieliła Szpilka, przysyłając mi ją wraz z innymi produktami (dziękuję!). Skądinąd wśród nich znalazło się sporo należących do owej szacownej kategorii słodyczy kupięjutrowych (np. deserowa Jedyna Wedla). Jeszcze parę takich paczek i będę mogła umrzeć spełniona.
Toffee Creme
Za degustację tabliczki Toffee Creme wzięłam się pod koniec października, gdy za oknami było ciemno, zimno, wietrznie i brzydko. Niska temperatura nie miała jednak przełożenia na stan czekolady, która okazała się miękka jak plastelina, przesadnie lepka i tłusta – zarówno na zewnątrz, jak i od wewnątrz. Mimo iż dla mnie to sygnał, że produkt będzie smaczny, współczuję osobom, które skuszą się na tabliczkę latem.
Toffee Creme, jak na 100-gramową nadziewaną tabliczkę Milki przystało, dzieli się na pięć rządków po trzy kostki. Pachnie obłędnie, gdyż morderczo słodkim karmelem w mlecznej czekoladzie (warto zaznaczyć, że od początku do końca degustacji nie miałam wątpliwości, iż nie jest to żadne toffi, tylko karmel właśnie).
3 rządki Toffee Creme to 60 g i 322 kcal.
1 rządek czekolady to 20 g i 107,5 kcal.
Czekolada okazała się taka, jak można było wywnioskować po dotyku: cudownie bagienkowa, tłusta, mleczno-cukrowa. Skrywa małą ilość nadzienia – fakt ów stanowi dla mnie duży minus – co jednak wynagradza jego smak. Górna część, czyli karmel, jest śliska, miękka, średnio gęsta i niewłaziwzębowa. To typowo milkowa postać karmelu. Ma smak cukru, ale również… soli!
Pod chudziutką warstwą karmelu znajduje się beżowy krem, kolorem przywodzący na myśl nadzienie toffi ze znanych tabliczek, np. Toffee Wholenut. Niestety w smaku jest głównie – potwornie! – słodki.
Wbrew nazwie, Toffee Creme to tabliczka bardziej karmelowa niż toffi. A nawet więcej: karmelowo-cukrowa. Posiada konsystencję, która powinna wydać się ideałem dla wszystkich osób lubiących moc bagienka, a jednocześnie takich, którym nie przeszkadza znacząca tłustość, osadzająca się na… wszystkim.
Gryzienie tabliczki sprawia nieco problemów, stąd o wiele lepszym rozwiązaniem jest ssanie jej. I tak rozpuszcza się w sekundę. Słoność karmelu jest przyjemna, a piekielną cukrowość całokształtu okiełznać powinna czarna kawa lub herbata. Szkoda tylko, że nadzienia znajduje się w niej tak mało oraz że nie występuje w nim element, na którym można by zawiesić ząb (słone orzeszki?).
Po degustacji w ustach pozostaje bardzo silny posmak cukrowego karmelowego mleczka z tubki marki Gostyń. Z jednej strony to super, z drugiej sprawiło, że za poziom słodyczy czekoladzie odjęłam pół punktu.
Ocena: 4 chi ze wstążką
O, dzięki toffi / karmelowym Milkom… zakończyłam przygodę z tę marką. Kieedyś zrobiłam ich mini-test i tak mnie obrzydziły cukrową margaryną, że… Takiej jak ta recenzowana nie kojarzę (nadzienie mleczne o smaku toffi, ja jadłam chyba po prostu z mlecznym), ale wszystkie toffi / karmele Milki już zawsze będą dla mnie tylko margaryną i cukrem. Że też takie okrutne wspomnienia musiałaś mi o poranku przywołać!
Po raz kolejny udowadniasz, że… się nie znasz :D
Kiedyś to była moja ulubiona Milka (ta albo bardzo podobna – właśnie karmelowa), ale nie jadłam jej już dawno. Obecnie wykańczam zwykłą mleczną dużą, którą dostałam na zeszłe święta chyba :P
Ach te kolejki i jedzenie słodyczy sto lat po ich otrzymaniu <3
Od zaprezentowanej sto razy bardziej wolę czystą tabliczkę Caramel.
Tutaj bardziej to wina słodkości – obecnie Milka jest dla mnie tak słodka, że z trudem jem rządek tej dużej. No a że mam też inne słodycze, to sie schodzi.
Nie przypominam sobie, bym ją jadła, ale jestem pewna, że powaliłaby mnie swoją słodyczą :D Ale konsystencja jak najbardziej jest „moja”. Swoją drogą trochę przypomina mi Wawel Milkizz (?) Karmelową.
Nie lubię słodyczy z Wawelu, ale karmelowa Milkizz naprawdę mnie oczarowała.
Nigdy jej nie jadłam – moja siostra również… Ona wybiera klasyk ;)
Spodziewałam się tego :P
Mimo miłości do Milki tej nie próbowałam i nie mam zamiaru.
A jaka jest aktualnie Twoja „czekoladowa marka numer jeden”?
Wiesz, że nie wiem? Zastanawiałam się nad tym, pisząc recenzję. Obecnie największą ochotę mam na zgłębianie Ritterów, ale nie znaczy to, że lubię je najbardziej. Trudno mi zatem powiedzieć.
Milka to ulubiona czekolada Angeliki (z kategorii cukrowo-mlecznych) :D Choć najbardziej lubi jogurtową :)
Jogurtowa jest spoko, jogurtowo-truskawkowa już gorzej.