Mars, Peanut M&M’s

Mimo iż M&M’s przez formę i rozmiar nie należą do moich ulubionych słodyczy, decyzję o zrecenzowaniu dwóch popularniejszych wariantów – podstawowego z nadzieniem czekoladowym oraz orzeszków ziemnych w polewie – podjęłam już na początku przygody z blogiem.

Problem stanowiła nie tylko motywacja – a raczej jej brak – ale również znalezienie odpowiedniej paczki. Wielkie opakowania, które mieszczą 100 g albo – o zgrozo! – jeszcze więcej cukierków, zupełnie się nie nadawały. Zresztą nawet najmniejsze, które wiszą przy kasach i mają naciągnąć na dodatkowy wydatek nieodpornych na chwyty marketingowe klientów, wydawały mi się za duże.

Przez niemal trzy lata bloggowania trzymałam kciuki, by wreszcie trafić na miniaturowe paczuszki M&M’s, o których istnieniu wiedziałam wyłącznie z opowieści. Z wersją Peanut wreszcie się udało.

Mars, Peanut M&M's, kolorowe draże z fistaszkami, copyright Olga Kublik

Peanut M&M’s

W małej paczce Peanut M&M’s znalazło się 9 dużych cukierków z całymi fistaszkami skrytymi pod kolorową otoczką. Owych 9 cukierków ważyło 20 g i dostarczało 104 kcal. Trafiłam na 3 brązowe, 3 niebieskie, 1 zielonego i 2 pomarańczowe. Czerwonych mi poskąpiono.

Mars, Peanut M&M's, kolorowe draże z fistaszkami, copyright Olga Kublik

Aromat Peanut M&M’s był kuszący, ale podejrzany, draże bowiem pachniały zwykłymi czekoladowymi cukierkami. Pod kolorową skorupką znajdowało się takie samo czekoladowe nadzienie, jakie spotkamy w klasycznych M&M’s. W środku – jak zdradziłam, co i tak zapewne każdy wie – tkwiło fistaszkowe serce.

Mars, Peanut M&M's, kolorowe draże z fistaszkami, copyright Olga Kublik

Ze zjedzeniem Peanut M&M’s zwlekałam naprawdę długo. Nie spodziewałam się, że drażetki mogą mi posmakować, zwłaszcza że z dzieciństwa wyniosłam przeświadczenie, iż wszystko, co ma w sobie orzechy, jest gorsze od po prostu czekoladowego.

Nic dziwnego, że degustacja orzechowej propozycji marki MARS tak miło mnie zaskoczyła. Nadzienie okazało się cudownie michałkowe, a wpasowany w nie orzech ziemny świeży, chrupiący i idealny. Do wymiany nadawała się wyłącznie cukrowa otoczka, którą na szczęście dało się bez problemu znieść.

Mars, Peanut M&M's, kolorowe draże z fistaszkami, copyright Olga Kublik

Peanut M&M’s okazały się zwarte, suchawe, intensywnie michałkowe i nadziane świetnymi jakościowo fistaszkami. Zabawne. Nie dość, że dotąd miałam je za gorsze od klasycznego wariantu cukierków MARSa, to jeszcze przypuszczałam, że w ogóle ich nie lubię.

Cukierkom z przyjemnością wystawiłabym 6 chi, lecz coś mnie powstrzymuje, stąd piąteczka.

Ocena: 5 chi


Skład i wartości odżywcze:

Mars, Peanut M&M's, kolorowe draże z fistaszkami, skład i wartości odżywcze, copyright Olga Kublik

21 myśli na temat “Mars, Peanut M&M’s

  1. Nie jadłam ich już wiele lat, ale czuję, że to się zmieni w najbliższy weekend. Narobiłaś mi ochoty, a M&M’s zawsze lubiłam ;)

    1. Daj znać, czy Cię nie zawiodły. Sama chrupnęłabym więcej, gdyby nie zatrważające kolejki słodyczy posiadanych. Story of my life ;)

    1. Jakieś konkretne czy tak ogólnie orzechy w czekoladzie? Ja wolałabym już rodzynki. Smaku orzeszka nie powinno nic zakłócać.

      1. Raczej takie na wagę. Zgadzam się, że czekolada odbiera trochę cudowności orzechom, szczególnie „orzechom” arachidowym, ale czasem lubię sobie pochrupać takie połączenie. Z rodzynkami czekolada lepiej pasuje, ale co z tego, kiedy ja tak bardzo nie lubię rodzynek :(

        1. Kupujesz słodycze bez opakowania na wagę? Takie z marketu, które każdy nakłada sobie sam? Mnie przerażają.

  2. Mam dokładnie takie samo zdanie, zakorzenione w dzieciństwie – że wszystko, co ma orzeszki, jest be (a kamyki to już w ogóle tragedia), a najlepsze są M&M’s w brązowym opakowaniu.

    Ciekawe, jakby to wyglądało u mnie teraz. Jednak całej paki na pewno nie kupię – z podobnych przyczyn, co Ty.

    1. Skoro mamy identyczne przekonania wyniesione z dzieciństwa, istnieje spore prawdopodobieństwo, że i Ty przeżyjesz duży pozytywny szok :)

  3. Nie lubię takich rzeczy, na draże to u mnie jakiś czas temu Mama miała parcie, ale na te bez orzeszków. Teraz to zabiłaś mi ćwieka, czy w ogóle je kiedyś jadłam. Nie chce mi się wierzyć, że nie, ale… i tak nie kupię. Swoją drogą, byłam prawie pewna, że ich nie zjedziesz i sama się tym zdziwisz, haha.

  4. trzeba byc zjebem zeby jesc te drazetki ale jak ktos nie czyta skladu tylko kieruje sie smakiem to gratuluje

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.