Po latach kitrania produktów owsiankopodobnych i gromadzenia zbiorów, które pozwoliłyby mi przeżyć w dostatku oraz bez wychodzenia z domu dekadę, zapadła decyzja: bierem i jem. Nie była ona oczywiście łatwa ani dobrowolna, ale podobno lepsze działanie przymusowe niż żadne.
Wszystko zaczęło się od (nieco fikcyjnej) rozmowy z mamą na temat świąt. Ni stąd, ni zowąd dotarła do mnie informacja, że nie tylko skończyły się czasy przychodzenia na gotowe i w bieżącym roku mam przynieść ze sobą – oprócz obowiązkowych na liście sprawunków litrów wina – karpia faszerowanego świnią faszerowaną truflami oraz fhasuskie kalafą, ale także nie dostanę wymarzonego prezentu.
Godzinę po tym, jak zalewałam się łzami i lamentowałam: mamo, ale jak to nie dasz mi bunkra? Przecież nie mam już miejsca na nowe desery instant!, wzięłam się w garść i przejrzałam ledwo domykające się szuflady, by w efekcie sporządzić listę wszystkich posiadanych owsianek. Oczywiście poza owsiankami mam tam jeszcze miliony innych suchych słodyczy – budynie, kaszki, ryże na mleku, jaglanki, kukurydzianki itd. – ale od czegoś zacząć było trzeba. Zazwyczaj od czegoś się zaczyna, rzekłby mistrz Coelho.
Wyjadanie z kolei rozpoczęłam od owsianek w kubeczkach.
Owsianka
Pierwszą rozpieczętowaną owsianką – o innowacyjnej nazwie Owsianka – została propozycja marki Bruggen, którą zakupiłam w Lidlu milion lat temu wraz z dwoma kubkami ponadprzeciętnie pysznej jaglanki morelowo-gruszkowo-jabłkowej. Ze względu na podwyższoną gramaturę skusiłam się na sztukę.
Owsianka marki Bruggen waży 65 g w formie suchej i 230 g w gotowej. Składa się w 81% z płatków owsianych. Dostarcza 361 kcal w 100 g i 235 kcal w porcji.
Ponieważ – tak jak wspomniałam i niestety nie żartowałam – Owsiankę kupiłam sto lat temu, po jej otwarciu moje oczy trafiły na kilka wielkich grud mleka w proszku. Niezbyt miły widok, acz nie takie rzeczy w życiu jadłam (hłe… hłe… hłe...). Producent zarekomendował zalanie deseru 165 ml wody i odczekanie 3 minut, ja zaś skusiłam się na 185 ml i 35 minut oczekiwania (#rebel).
Po odczekaniu wyznaczonej liczby minut – do której podeszłam zdecydowanie kreatywnej niż marka do nazwy produktu – w kubeczku wytworzyła się gęsta papa. (Grudy oczywiście rozwaliłam łyżeczką tuż po wlaniu wrzątku, żeby nie było niedomówień). Płatki były kleikowe i lepkie, wytworzyły naturalny klej. Z taką owsianką ostatni raz miałam do czynienia… chyba w dzieciństwie, gdy robiła mi ją w domu mama.
Deser pachniał obłędnie, i to zarówno w wersji gotowej, jak i suchej. Realizował 100% aromatu domowej owsianki. Przysięgam, że czułam w nim nie tylko delikatniutką słodycz i owsianość, ale również lepkość konsystencji, kleikowość oraz gęstość.
Podczas wyciągania z kubka owsianka mlaskała. Płatki były rozdrobnione, dzięki czemu – w połączeniu z mlekiem w proszku – fundowały wspomniany wielokrotnie efekt kleistej gęstości. Deser okazał się tak aksamitny, jakby znajdowało się w nim domowe masełko lub gęsta i tłusta swojska śmietana. W smaku czułam przede wszystkim delikatność i owies, dalej masełko, na końcu zaś sól i przegrywający z solą cukier.
Lidlowa Owsianka marki Bruggen okazała się tworem tak cudownym, że już po trzech łyżeczkach żałowałam faktu, iż skusiłam się na pojedynczy kubek. Na domiar złego ciążyła mi myśl, że nie dokupię jej ani kolejnego dnia, ani nawet za tydzień, bo produkt dostępny był tylko raz i więcej nie wrócił.
Deser był gęstym kleikiem, mlaskającą zaprawą murarską, esencją delikatności i słonawo-słodkawą owsianością. Smakował śmietaną i masłem, które nie występowały w składzie. Pieścił kubki smakowe. Ogrzewał zmarznięte jesienią ciało. Na dodatek cieszył umysł pięknym jak na produkty tego typu składem.
Bruggenie i Lidlu, niech was szlag trafi za to, że Owsianki nie ma w stałym asortymencie!
Ocena: 6 chi
Wygląda naprawdę zachęcająco, ale że takich produktów nie kupuję, to brak w sklepie mnie nie martwi :D
Mnie za to martwi podwójnie, bo za mnie i za Ciebie :(
Plus jest taki, że odtworzenie tego smaku w domu nie powinno być ani trudne, ani czasochłonne (i tak wiem, że tego nie zrobisz) ; )
Tak i tak :P
O jeżu taka ocena owsianki z pudła? :D Aż żałujemy, że jej nie mamy w swojej szafce :D
Ja z kolei żałuję, że kupiłam tylko jedną.
To aż dziwne, że choć cukier jest wyżej w składzie, to w smaku bardziej czuć sól :D Cóż, brzmi wyjątkowo dobrze i myślę, że skład nie jest trudno odtworzyć samemu.
Powodzenia, jeśli zamierzasz spróbować. Mniam.