Tradycyjne w Wielkiej Brytanii kruche maślane herbatniki z dziurkami na wierzchu to coś, czego chciałam spróbować od dawna. Ich polskie odpowiedniki – grube okręgi z dziurką na palec – kojarzą mi się z szafką dziadków, do której z lubością zaglądałam w dzieciństwie. Co prawda wówczas mnie brzydziły, ale dziś je lubię. Są lekkie, chrupiące, tłuste, wysokokaloryczne i w pełni kompatybilne z gorącym napojem: zarówno herbatą, jak i kawą. Ciekawiło mnie, jak bardzo przypominają klasykę z Zachodu.
Za przywiezienie ciastek z Wielkiej Brytanii i poczęstowanie mnie dziękuję koleżance z pracy. Mało tego, Natalia dała mi znać, zanim powiadomiła innych, co tym bardziej doceniam.
Pure Butter Shortbread
W świątecznej wersji herbatników marki Walkers Shortbread znajduje się sporo ciasteczek w czterech bożonarodzeniowych kształtach. Do wyboru mamy gwiazdkę, choinkę, dzwonek i twarz świętego Mikołaja (ostatnie zahacza o okrucieństwo oraz kanibalizm).
Paczka ciastek waży 260 g, a 100 g produktu dostarcza 529 g.
3 Pure Butter Shortbread to ok. 46 g i 243,5 kcal.
1 herbatnik Walkers Shortbread to ok. 15,5 g i 82 kcal.
Brytyjskie herbatniki od Walkers Shortbread są ponadprzeciętnie tłuste. Owinięte w chusteczkę, która miała chronić je podczas przewożenia z pracy do domu, puściły na nią swój ciasteczkowy sok. Na powierzchni jednego z nich, choinki, występują charakterystyczne dziurki. Ciastka są bardzo grube, twarde, kruche, suche-ale-tłuste i ciężkie. Bogato obsypano je cukrem – szkoda.
Pure Butter Shortbread… cuchną. I to nie żart. Przywiodły mi na myśl pszenną bułkę z dużą ilością masła osełkowego i plastrem żółtego sera, która beztrosko podróżuje na tylnych fotelach samochodu, gdy jej właściciel zmierza z dalekich gór do jeszcze odleglejszego morza. Bułka taka po dziesiątej godzinie drogi robi się skapcaniała, mięciutka, gorąca i przeszła tłuszczem dwojakiego pochodzenia: z masła i sera. Ser topi się i mdleje, smętnie zwisając spomiędzy pszennych połówek.
O ile jednak taka bułka i jej zapach są w porządku, o tyle w ciastkach marki Walkers Shortbread ser zdaje się zjełczały, a cała kanapka posypana sporą ilością cukru. Nie przesadzam, twierdząc, iż ilekroć dawałam herbatnikom szansę i zbliżałam do nich nos, miałam odruch wymiotny.
Tłustość Pure Butter Shortbread ujawniła się nie tylko w konsystencji, ale i w smaku. Pozornie nieszkodliwe herbatniki przypominają wspomnianą już maślano-serową pszenną bułkę ze szczyptą soli i cukrem. Ten ostatni zresztą nie tylko znacząco wpływa na smak, ale również – ze względu na kryształkową posypkę – powoduje niesympatyczne trzeszczenie pod zębami.
Ciastka po rozpuszczeniu w ustach są gęste i tłuste, słodkie i maślane. W pewien sposób przypominają cukierki Werther’s Original. Są 100-procentowo brytyjskie, a przy okazji zupełnie nie moje.
Tradycyjne herbatniki Pure Butter Shortbread pozostawiam bez oceny, gdyż przeczuwam, że obiektywnie nie są złe – w końcu zachwyca się nimi tak wiele osób, że stały się sztandarowym słodyczem Wielkiej Brytanii. Mnie niestety nie smakują wcale. Mówiąc więcej: obrzydziły mnie i spowodowały mdłości. Ich napastliwy smak… Intensywny i przejmujący zapach… Maślana tłustość… Esencja słowa butter… nie, po prostu nie.
Plusami produktu są kruchość, grubość oraz treściwość. I to by było na tyle. Niestety kruche ciastka od Walkers Shortbread to jedno z największych paskudztw, jakich kiedykolwiek próbowałam.
Te mnie nie ciekawią, ale wiele bym dała, by zdobyć puszkę z ciastkami-pieskami tej firmy.
Jadłam kiedyś taką bułkę i mi nie podeszła, ale spoko, w sumie nic do niej nie miałam tak bardzo, bo nie lubię bułek… za nic jednak nie chciałabym tego poczuć przy ciastkach. Co więcej, skoro to esencja słowa „butter” to na pewno nie dla mnie, bo od dziecka strasznie obrzydza mnie masło. Ciastka maślane, maślane nuty jeszcze toleruję, ale czyste masło (np. na kanapce) jest czymś, co mi po prostu przez gardło nie przechodzi.
Ciastka pieski i tak bym jednak chciała dla puszki i zdjęć. Teraz wiem, że musiałabym zawartość komuś od razu oddać, nawet lepiej nie wąchać (bo puszkę – koniecznie z pieskami – chcę nadal).
Bez względu na kształt – choćby miały to być cziłki albo unicorny – nie wezmę więcej tego paskudztwa do mojej zacnej szczęki. Puszki też nie chcę, bo by mnie prześladowała.
Też do szczęki bym nie wzięła, tylko do rąk, a potem tak o gdzieś. Bo chcę puszkę, a nie ciastka.
Nakarm ciastkami gołębie, załatwisz dwie sprawy za jednym zamachem. Będziesz miała puszkę, a te latające sraluchy poumierają.
Jadłam te ciastka na 100%, ale wydawało mi się, że one są z Hiszpanii (teraz to jednak wątpię, że mogłam je tam kupić i nie mam pojęcia skąd je miałam :P). Pamiętam, że były strasznie tłuste i nie zachwyciły mnie szczególnie (za to moją mamę bardzo) i faktycznie – miały coś w sobie z bułki z serem, ale z taką podróżującą z gór nad morze bym ich nie skojarzyła (nigdy nie doświadczyłam ugrzania kanapki w drodze, bo zawsze podróż kojarzy mi się z przesadnym schłodzeniem samochodu :P)
Może kupiłaś w Marks & Spencer?
Nie da się jechać do Hiszpanii i mieć chłodu w aucie. Mogłam sięgnąć po takie porównanie, bo w Polsce rzeczywiście jest zimniej.
Nie, mogłam kupić je gdzieś za granicą albo dostać, nie pamiętam.
Nie jechałam nigdy samochodem do Hiszpanii, ale wydaje mi się, że przy sprawnej klimatyzacji jest o jak najbardziej możliwe :D
No to nie wiem. Ja ów bułkowy efekt znam doskonale :P
0 chi? No no, tego jeszcze nie widzialam :P i lepiej żebym nie próbowała…
Lepiej nie. Na samą myśl o smaku tych ciastek mnie skręca.
No patrz, a wyglądają całkiem ładnie.
I na wyglądzie poprzestają.
Podpisuje się pod całą recenzja ! Raz pokusilam się w Almie na opakowanie impulsowe po 4 ciastka ! Nigdy więcej !
Śmierdzący odór uwolnił się natychmiast po otwarciu paczuszki! Były twarde ciężkie i tłuste … wyplulam jak tylko nadgryzłam ! Moja mama zrobiła tak samo więc wszystkie potworności wylądowały w koszu na śmieci.
Masakra zatem. Jak Brytyjczycy mogą to jeść?!
Kiedyś jadłam,ale mi nie smakowały i do tej pory nie pamietam kto zjadł resztę . Ja je dostałam od kuzynki z Anglii.
Póki co w moim otoczeniu nie znalazła się ani jedna osoba, której by ciastka smakowały. Niespecjalnie mnie to dziwi :)