Wraz z tradycyjnymi brytyjskimi herbatnikami Pure Butter Shortbread marki Walkers Shortbread otrzymałam od koleżanki z pracy, Natalii, świąteczną babeczkę Luxury Mince Pie. Prezentowała się tak uroczo, że w momencie wyjmowania jej z opakowania bardzo żałowałam, że pozostałe sztuki – w kartoniku znalazło się ich łącznie sześć – powędrują do reszty pracowników.
Kiedy okazało się, że Pyszczkowi łakoć nie smakuje – skądinąd nie tylko jemu; kolega z innego pokoju także ugryzł i zostawił – byłam wniebowzięta. Jego wzgardzoną sztukę przygarnęłam natychmiast.
Luxury Mince Pies
Mince Pies to babeczki z kruchego ciasta, nadziewane gęstym bakaliowym ulepkiem i posypywane albo polewane czymś po wierzchu (cukrem pudrem, lukrem itp.). Boże Narodzie w Wielkiej Brytanii nie może się bez nich odbyć. Stanowią kolejny – po podłużnych maślanych herbatnikach z dziurkami – produkt rozpoznawalny dla tego regionu. Ich nadzienie nosi nazwę mincemeat i składa się z suszonych owoców, przypraw korzennych oraz spoiwa: alkoholu – najczęściej rumu lub brandy – bądź octu.
Świąteczna propozycja marki Walkers Shortbread to 6-pak kruchych babeczek ważący 372 g i dostarczający 405 kcal w każdych 100 g.
Jedna babeczka waży ok. 62 g – w rzeczywistości nawet 70 g! – i zawiera 251 kcal.
Mój entuzjazm względem Luxury Mince Pies skonał w momencie spróbowania wspomnianych we wstępie herbatników Pure Butter Shortbread. Babeczki niestety dzielą ze świątecznymi ciastkami postać kruchego ciasta, najwyraźniej charakterystycznego dla marki Walkers Shortbread. Sprawia to, że nie da się ich powąchać, nie pragnąć przy okazji wyskoczyć przez okno i umrzeć. Roztaczają aromat umęczonej życiem i spoconej pszennej bułki z masłem, zjełczałym żółtym serem i cukrem. Do tego dochodzi nuta octu. Ughr.
Jedną sztukę Luxury Mince Pies zjadłam na zimno, drugą zaś – wedle sugestii producenta – podpiekłam w piekarniku. Jak to zwykle bywa, ciepła jest dużo lepsza, wciąż jednak nieidealna. W obu ciasto cechują: pokaźna grubość, kruchość, ciężkość, ponadprzeciętna tłustość oraz okrutna słodycz, dodatkowo podbijana przez nadzienie. Obrzydliwość zostaje nieco złagodzona dzięki cynamonowi.
Wnętrze babeczki – nadzienie mincemeat – jest gęste, kleiste i morderczo słodkie. Przypomina żelowy dżem z całymi rodzynkami, skórką pomarańczową i szeregiem innych suszonych oraz kandyzowanych owoców, których nie rozpoznałam. Jest na tyle intensywne, wręcz przytłaczające, że zabija smak paskudnego ciasta. W takim wypadku, aby degustacja była udana, wystarczy tylko babeczki nie wąchać.
Krucha babeczka z gęstym nadzieniem Luxury Mince Pies jest piękna. Pod względem konsystencji świetna, smakowo zaś… powiedzmy, że wyrazista i niepowtarzalna. Poraża cukrowością i tłustością (masła oraz zjełczałego żółtego sera), w związku z czym najlepiej jeść ją właśnie w okolicach Bożego Narodzenia, gdy potrawy ciepłe, tłuste i ciężkie są mile widziane. Latem mogłaby zafundować natychmiastowy zgon.
Gdyby marka Walkers Shortbread serwowała inne kruche ciasto, babeczka otrzymałaby 4 chi.
Ocena: 3 chi ze wstążką
Wyglądają znajomo, ale ich to chyba nie jadłam. I nie zanosi się, aby to się miało zmienić – nie moje smaki.
Tym lepiej dla Ciebie.
O nie, byle nia wariant mincepie! :) Ale szarlotkowe ciastki tego typu, albo z owocami leśnymi, to polecam :)
W dzieciństwie zazeżerałam się kruchymi babeczkami z jabłkami i cynamonem z osiedlowej cukierni. Babcia potrafiła przynieść ok. 10 dziennie, a że sama niewiele jadła ze względu na cukrzycę, większość wciągałam ja. Naraz.
Tylko to pewnie zupełnie inne kruche ciasto, niż w tych babeczkach. Przynajmniej moim skromnym zdaniem, te babeczki, korpusy, z naszym kruchym ciastem nie mogą się nawet równać ;)
Taak, zdecydowanie inne. Brytyjskie kruche ciasto jest sto razy gorsze od polskiego.
Fakt, przed świętami chętnie taką babeczkę by się zjadło w zimowym klimacie :)
Proponuję jakąś z mniej obrzydliwym ciastem.
Do kubeczka mleka? ;D
Podziwiam za odwagę że po tak obrzydliwej próbie degustacji herbatników sięgnęłaś po inny wyrób tego producenta ! Ja omijam ich szerokim łukiem …
Nie mogłam nie skorzystać z okazji. Pewnie trzeci raz też bym spróbowała, bo „do trzech razy sztuka”. Za czwarty z góry podziękuję.
Nigdy nie jadłam i nie spotkałam takich „babeczek”. Fajnie wyglądają:)
Wyglądają może i fajnie, ALE… :)
O tak, przy podziale łupów i prezentów, zawsze fajnych opakowań szkoda. Mnie zawsze bolało (teraz się z tym nie spotykam w sumie, w sensie z takimi rozdaniami), kiedy opakowanie trafiało do kogoś, kto je i tak wyrzuci.
No tak, w takich tworach zawsze zapychaczowego ciasta muszą dać najwięcej. Gdybym nie czytała, mogłabym spróbować z czystej ciekawości nastawiając się na coś nie w moim stylu, ale po przeczytaniu… oj nie. To mnie wręcz obrzydza.
Tutaj i tak ciasto jest lepsze niż w Walkersach, gdzie baza zakrawa o pomstę do nieba. A co do początku komentarza, zwykłych kartoników mi nie żal, bylebym zdążyła zrobić zdjęcie. Gorzej, jak produkt jest w jakiś sposób dla mnie atrakcyjny. Taki przykład: nie kusi mnie puszka z pieskami, o której ostatnio pisałaś, ale nie mogę powstrzymać się od wklejania do pamiętnika opakowań batonów, głównie unicornowych i zagranicznych. Cóż, każdy na coś choruje.
O zdjęcia mi chodziło, bo nie trzymam kartonów od zwykłych słodyczy (zbieram tylko po czekoladach, po słodyczach zostawiam tylko wyjątkowe). Mama ma tendencje do rozrywania opakowań, wykładania słodyczy na talerzyk i potem nawet jak mnie częstuje, to… nie miałabym czemu zdjęć robić.
Co do puszki, uwzięłam się na nią, bo została mi kiedyś obiecana, ale wyszło tak, że tamta osoba o mnie zapomniała i puszkę wyrzuciła. A potem mi o tym powiedziała! Przepraszając, no ale…
O tak, ja specjalnie drugi raz kupiłam jedną czekoladę, by zrobić zdjęcia na bloga, bo przypadkiem je usunęłam. Takie tam, dziwactwa.
Jak można wyrzucić PUSZKĘ?! Bez obrazy dla tej osoby, ale… czy aby na pewno jest zdrowa na umyśle? ;o
Co do wykładania ciastek i rozrywania opakowania… Pyszczek jest pierwszą poznaną przeze mnie osobą od czasów, nie wiem, chyba dzieciństwa, która tak robi ZE WSZYSTKIM. Otwiera ser żółty, parówki, wędlinę czy cokolwiek i wkłada do worka, a opakowanie wywala do śmieci. Potem, jak chcesz się poczęstować, nawet nie wiesz, czym to coś jest. Masakra :P
Ostatnio musiałam kupić paskudnego wafelka z Lidla, bo usunęłam (nie zrobiłam?!) zdjęcia z laptopa. Na szczęście miałam komu go oddać, więc nie musiałam jeść ponownie.