Waflowo jesień roku 2017 stała pod znakiem I.D.C. Polonia. Ze wszystkich kruchych batoników jedzonych w tamtym okresie wspomniana marka urozmaicała – z mniejszym lub większym powodzeniem – moje wieczory najczęściej. Najpierw za sprawą klasycznych Góralków: limitowanych malinowych, tradycyjnych mlecznych, sezonowych śmietankowo-wiśniowych, następnie względnie nowych Nagich Góralków: z arachidami, o smaku waniliowym oraz extra kakaowych, ostatecznie zaś pysznych bohaterów z linii Lusette: powtórki intensywnie czekoladowego ideału, rynkowej świeżynki o smaku cappuccino oraz zaprezentowanego dziś smaku mlecznego. Albo raczej Mlecznego.
Część wafli dostałam od Szpilki, część od Pyszczka, część kupiłam sama. Aby było sprawiedliwie, dziękuję wszystkim trzem osobom.
Lusette smak Mleczny
Mimo iż jedzony w przeszłości wafel Lusette Czekoladowe – o co chodzi z tymi wielkimi literami?! – skradł moje serce, nie wróciłam do niego. Ani do żadnego innego z tej przepysznej serii. Dlaczego tak się stało, nie wiem. Zapewne na niekorzyść podziałała ogromna liczba posiadanych już słodyczy, którą – jeśli już zwiększam – poszerzam jedynie o przypadki nagłe i pojedyncze. Upolowanie całej serii wafli, choćby nie wiem jak dobrych, nie wchodziło i nadal nie wchodzi w grę.
Jak wspomniałam we wstępie, w tym przypadku wyręczyła mnie Szpilka.
Lusette smak Mleczny wygląda cudnie, pięknie i obłędnie. Kolorystyka zdecydowanie do mnie trafia i nie pozwala kącikom ust pozostać w naturalnej pozycji. Oto bowiem spod ciemnej polewy kakaowej wyzierają nieco jaśniejsze, ale wciąż ciemne wafle grześkowego typu (kruche, cienkie, leciutkie). Wafle owe z kolei przeplatają trzy warstwy jasnego – białego! – i ponadprzeciętnie grubego kremu.
Wafel pachnie nadzieniem… jogurtowym. W aromacie dochodzi do spotkania słodyczy z kwaśnością, a nawet kwaśności ze słodyczą. Mimo iż niewątpliwie dziwny, jest to zapach ładny i ciekawy. Oczywiście sztuczny. Odrobinę przypomina mi aromat Kit Kata Chunky New York Cheesecake, a także wafla białkowego Protein KEX Vanilla. Wyczułam w nim nutę kwaśnego sera żółtego.
Polewa, choć nie jest czekoladą, sprawdza się super. W konsystencji jest dość tłusta i plastelinowawa, w smaku zaś… laskowoorzechowa! Co ciekawe, orzechami laskowymi smakuje nadzwyczaj wyraziście.
Umiejscowione pod polewą nadzienie jest gęste i zwarte, a także tłuste, mimo iż suchego typu. Zdecydowanie przypomina nadzienie-krem, nie zaś krem-krem. Odpowiada zgęstniałej i dotłuszczonej miksturze z mąki lub mleka w proszku, z racji iż rzęzi od proszku właśnie. Smakuje śmietankową kaszką manną lub śmietankowym serkiem topionym – tym drugim nawet bardziej. Jest ponadprzeciętnie słodkie.
Wafelek konsystencją przywodzi na myśl świeże wafle lodowe starego typu (lekkie i chrupkie). Jest delikatny i kruchy, kakaowy. W smaku nieidealny, ale – paradoksalnie – im dalej mu do ideału, tym bliżej.
W połowie Lusette o smaku Mlecznym doszłam do wniosku, że nadzienie smakuje nie tylko jak śmietankowa kasza manna i serek topiony, ale przede wszystkim jak… unicornowy Grand Dessert Grieß! Nie było mowy, bym przyznała mu niższą ocenę, zwłaszcza po zamoczeniu w gorącej herbacie, gdy wafel przemienił się w gęste i bezlitośnie słodkie granddessertowe bagno. W tle mignęła mi również nutka alkoholu – adwokata.
Mleczny wafel Lusette jest bogaty pod każdym względem i w obrębie każdej warstwy. W dodatku jest tak dziwny, że aż doskonały. Dzięki niemu seria Lusette stanęła na pierwszym miejscu w moim rankingu wafli, biorąc pod rękę znajdujące się tam od dawna Grześki. Gratuluję!
Ocena: unicorn smaku
Kurczę no muszę powiedzieć że tego się nie spodziewałam ! Aż kupię dzisiaj na spróbowanie ;) a co tam na pewno nie stracę twoje wrażenia przeważnie pokrywają się z moimi ;)
Mam zatem nadzieję, że i tu będziemy zgodne <3
Dobre było nie powiem aczkolwiek mój egzemplarz nie chrupał … warstwy się od siebie odklejaly i był jakiś stetryczaly :/ nie wiem czy to kwestia partii czy już się popsuły. Za to nabyłam również kawowego i wprost się zakochałam :) ten był naprawdę kruchutki i bardzo intensywnie kawowy choć zawartość kawy w składzie oscylowała według informacji podanych na opakowaniu na poziomie 0.3 % …. o_O
Kawowego nie lubię. Mlecznego kup jeszcze raz, bo rzeczywiście trafiłaś na trefną sztukę :/ Mnie raz zdarzyły się rozpadające Lusette, ale przynajmniej smak był ok.
Czyli teraz nie pozostaje mi nic innego jak kupić, postaram się pamiętać :D
Karteczka samoprzylepna na czole trochę rozprasza, ale pomaga pamiętać.
No to grubo :D Będę musiała kupić ;)
Polecam <3
Te wafelki jadłyśmy naprawdę kawał czasu temu i specjalnego wrażenia na nas nie wywarły a tutaj proszę! Unicorn smaku! :D Chyba trzeba odświeżyć sobie smak tego chrupacza ;)
Wiecie… różne gusta. Może dla Was wciąż będzie przeciętny (wstyd!).
Akurat nie mam w swoich zbiorach żadnych wafli, a że mleczne to moje ulubione, bierę przy następnej okazji.
Widujesz jeszcze gdzieś Kit Katy sernikowe? Żałuję, że wzięłam tylko dwa jak jeszcze były w żabce…
Nie widuję, ale teraz będę się rozglądać.
Duże litery po co? Może w kontekście „Bardzo Mleczny. I to przez duże M!”. Nie no, pewnie nie ma ideologii.
Ten smak nigdy mnie nie ciekawił, bo mleczne nadzienia wydają mi się słodkie, mdłe i nudne (te przez małe „m” xD). Zaciekawiłaś mnie jednak oceną, a i skojarzeniami. Kasza manna? Serek? Chyba aż z ciekawości kiedyś spróbuję, zwłaszcza, że wiem, że Lusette potrafi zachwycić (przynajmniej czekoladowe, co do którego się zgadzamy). Chociaż wiem, że może mi i nie pasować (doświadczenie po nugatowym).
Spróbuj. Wiele do stracenia nie masz. To nie 10-gramowa czekolada za 50 zł :P
Taak, ale muszę przeznaczyć dzień, a przy ilości posiadanych czekolad to mały problem.
Paradoks: problem mały, a duży.