Coraz rzadziej spotykam ciastka, które powodują we mnie dziką i nieodpartą chęć dokonania zakupu. Jeśli nie są to moje ukochane Hity bądź Oreo, za którymi nie przepadam, ale pokusa wynikająca z mnogości wariantów smakowych przewyższa niechęć do smaku, nie mam problemu, by zostawić je na półce.
Wyjątek od powyższej reguły stanowią bohaterowie dzisiejszej recenzji: Bio Cookies Matcha. Ekologiczne herbatniki o smaku zielonej herbaty zmroziły moje konto bankowe ceną, ale rozgrzały serce obietnicą rzadko spotykanego w słodyczach smaku. Ponieważ wiedziałam, że i tak w końcu ze sobą przegram i po nie wrócę, opakowanie załadowałam do koszyka od razu.
Bio Cookies Matcha
Herbaciane bio-ciasteczka zdecydowanie nie wyglądają tak, jak na obrazku, przynajmniej pod względem koloru. Podczas gdy producent obiecuje barwę żywą i świeżą, herbatniki odznaczają się zielenią smętną i zgniłą. Zgadza się za to kształt listków, naprawdę uroczy, oraz liczba i wielkość występujących na każdej sztuce kryształków cukru – dla mnie zdecydowanie zbędnych.
100 g Bio Cookies Matcha to 484 kcal.
Opakowanie zawiera 150 g ciastek.
Zaletą ciastek matcha jest twardość, lecz nie kamienność. Dzięki niej zachowały się w całości, a na spodzie nie pałętała się ani jedna złamana, a tym bardziej pokruszona sztuka. Znalazło się za to kilka sklejonych, jako że dół herbatników pokrywa polewa z ciemnej czekolady. Nie miałam o niej pojęcia podczas kupowania bio-ciasteczek, więc widok mnie zaskoczył.
Bio Cookies Matcha pachną plastelinową ekologiczną białą czekoladą. W pierwszej chwili pomyślałam o zielonej tabliczce z algami i solą morską marki Torras, następnie zaś o konsystencji wszystkich tabliczek Torras. Zdecydowanie czułam owe charakterystyczne cechy: plastelinową tłustość, sztucznawą maślaność, ekologiczno-białoczekoladowy poniuch. Są to nuty raczej dziwne niż odpychające.
Mimo iż ciastka jadłam w połowie stycznia, czekolada przylegająca do spodu topiła się jak szalona. Okazała się spodziewanie polewowa, tłusta, gęsta i bagienkowa. Wyraziście kakaowa, wręcz agresywna, cierpka. Zawiera ów dziwny ekologiczny pierwiastek, który skądś znam, acz nie jestem pewna, czy chodzi wyłącznie o czekolady marki Torras, czy może coś jeszcze.
Na każdym herbatniku zalegają wielkie kryształki cukru. Część udało mi się oderwać, części niestety musiałam stawić czoła. Trzeszczą pod zębami, jak to cukier.
Ciastka z kolei są bardzo twarde, acz nie kamienne w sposób bezglutenowy. Cudownie kruche. W pierwszej chwili smakują słodkimi algami, ale tuż po przełknięciu na bokach języka pojawia się wyrazista gorycz mocno zaparzonej zielonej herbaty. Parę lat temu właśnie przez ową gorycz nienawidziłam zielonej herbaty, ponadto kojarzyła mi się z ziemią. Dziś uwielbiam.
Do degustacji zasiadłam z herbatą, by sprawdzić, jak ciastka zachowają się po zamoczeniu w gorącym napoju. Okazało się, że czekolada ulega w sekundę, herbatnik zaś namaka niechętnie i powoli. Po paru próbach opracowałam lepszą strategię: brałam łyk herbaty i ogrzewałam nim usta, a następnie na gorącym języku kładłam ciastko. To miłe uczucie, gdy czekolada topi się od temperatury i zalewa kubki smakowe.
Ekologiczne ciasteczka Bio Cookies Matcha są połączeniem gorzkiej i cierpkiej czekolady, gorzkawej z natury, acz posłodzonej zielonej herbaty oraz treściwego zielonego herbatnika. Raz na wiele kęsów trafia się pozytywne ziarenko soli. Po degustacji pozostawiają posmak małej kwaśnawej i pudrowej tabletki z witaminą C, którą wyssało się zamiast połknąć.
Ciastka powinny być mniej słodkie – wystarczyłoby wyrzucić kryształki cukru. Zbędna jest również czekoladowa polewa, bez której poradziłyby sobie równie dobrze, jeśli nie lepiej (aczkolwiek nie jest zła, więc tragedii nie ma). Smak oraz goryczka zielonej herbaty są cudowne.
Zawartość opakowania schrupałam w dwa wieczory i wcale nie obraziłabym się, gdyby przez noc pojawiła się w nim jeszcze jedna porcja. Z uwagi na cenę oraz dostępność raczej nie kupię ponownie.
Ocena: 4 chi
(po poprawkach byłoby o wstążkę lub chi więcej)
Były już ze dwa lat temu w biedronce potem w netto ale jakoś nie zachwyciły mnie na tyle bym włożyła je do koszyka. Może to ta czekolada mi nie pasowała. Nie pamiętam….
P.s. maczalas je w zielonej czy czarnej herbacie ;)
W czarnej. Chciałam zrobić test z zieloną, ale wyjątkowo nie miałam na nią ochoty.
Czyżbyś też ostatnio robiła się nieciastkowa?
Najpierw chciałam je kupić, ale gdy zobaczyłam, że są z białą czekoladą, zrezygnowałam. Naprzeciw wyszła mi jednak Mama wiedząc, że kocham zieloną herbatę. Poniekąd się ucieszyłam, ale teraz… Wyglądają jakoś tak zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażałam. Sama nie wiem, spróbuję. Obecność ciemnej polewy akurat mnie cieszy, ale ten cukier? Nie rozumiem. Stylizują produkt na zdrowy, żeby takie coś walnąć, no brawo po prostu.
PS „Raz na wiele kęsów”. Tam o soli, w podsumowaniu.
Nie, nie powiedziałabym. Nawet ostatnio planowałam zakup paru paczek ciastek, bo została mi tylko jedna (!), ale uznałam, że to dobra okazja, by wyjeść wafelki.
Z białą czekoladą? ;o
Dzięki, poprawione ;*
Tak, tylko że to błędne info było, bo zerknęłam na naklejkę z tłumaczeniem i jakoś już dalej im się nie przyglądałam, a odłożyłam.
A Mama kupiła mi ciastka tego typu, najpierw myślałam, że konkretnie te, ale z jakiejś linii na Biedronkę (jednak nie). Jakaś dezinformacja, anomalie wokół tych ciastek! Oby tylko smak moich był, jaki trzeba.
Pogmatwane :P Czekam zatem na recenzję (za rok).
Twardość to coś dla mnie, ale ciastka z herbatą w składzie nie zachęcają mnie szczególnie do zakupów, skład zresztą też nie, więc chyba mogę bez nich żyć ;)
Jesteś uprzedzona do zielonoherbacianych słodyczy?
Jakoś herbata mi do ciastek nie pasuje, podobnie jak ich moczenie w niej :D
Pewnie nadal nie spróbowałaś ;>
Te wielkie (jak na ciastkowe standardy) kryształki cukru jakoś mnie odstraszają :/. Niemniej jednak nietypowy smak zachęca. I czemu tu ufać xD
Z tymi kryształami zdecydowanie przesadzili.
Gorycz herbaty na pewno by mnie odrzuciła – ciekawa jestem, czy jeszcze bardziej niż ogromna słodycz :D Ale herbatniki (ciastka) polane czekoladą bardzo lubię. Ba! Nawet Łakotki posypane cukrem uważam za całkiem smaczne. Chociaż może nie – uważałam. Dawno ich nie jadłam ;)
Żywię ambiwalentne uczucia wobec herbatników z cukrem. Są smaczne, ale to strzelanie pod zębami… Jedna z moich babć je uwielbiała i zawsze miała w zapasie.
Nie jadłyśmy ich ale chętnie też byśmy porcyjkę schrupały do herbatki :)
Widziałam je – jedno lub dwa opakowania :)
Czarnej, zielonej, czerwonej…?
Zielona, czerwona, biała lub yerba ewentualnie jakaś owocowa :D
Yerba, fujka.
Uwielbiam zieloną herbatę i bardzo żałuję, że na polskim rynku jest tak mało produktów z jej dodatkiem. Te ciasteczka bardzo lubię i zawsze kupuję, gdy tylko zobaczę je w jednym z okolicznych supermarketów. :)
O, zgadzam się. Też bym chciała więcej zielonoherbacianych słodyczy.