Słodkie nowości, cóż ja bym dla was zrobiła? Jeśli wydacie mi się choć odrobinę ciekawe, na szukanie was poświęcę nieskończenie wiele czasu, energii, sił, nerwów i pieniędzy. A jeśli dodatkowo będziecie stanowić połączenie tego, co najlepsze, umrę i przepadnę, by was zdobyć. Otoczyć ramieniem i zabrać do domu.
Tabliczka Karamell-Mousse marki Ritter Sport to jeden z produktów, bez poznania smaku których nie mogłabym spojrzeć w lustro. Jest splotem mlecznej czekolady, piankowego nadzienia, karmelu i świeżych migdałów. Tylko szaleniec przeszedłby obok niej obojętnie.
Karamell-Mousse
Karmelowo-migdałowa tabliczka – jak wszystkie z serii Mousse – została podzielona na 9 większych kostek. Mimo iż spodziewałam się, że będzie bogato wypełniona piankowym nadzieniem, warstwa czekolady okazała się gruba, przez co zajęła zbyt dużo miejsca. Na domiar złego przekrojenie jednej z kostek wystarczyło, by zrozumieć, że krem z dodatkiem ciętych migdałów wcale aero nie jest.
Czekolada Karamell-Mousse waży 100 g i dostarcza 589 kcal.
Rządek to strzał 196 kcal dla bioder.
Kostka = 65,5 kcal.
Ku rozpaczy osób kochających karmel – czyli między innymi mojej – Karamell-Mousse nie pachnie niczym poza zwykłą, acz smaczną słodką mleczną czekoladą.
Warstwa polewy, jak wspomniałam, jest gruba, przez co ilość kremu nie zachwyca. Podczas gryzienia daje się poznać jako twardawa, acz po chwili topnieje i przemienia się w bagienko. Niestety proszkowate (bardzo, bardzo drobno – to pyłek).
Krem zdecydowanie nie jest piankowy. Cechują go miękkość oraz tłustość. Jest inny niż nadzienia w pozostałych czekoladach z serii Mousse, ale też nie taki, jak w zwykłych produktach marki Ritter Sport. Wypełniają go liczne fragmenty migdałów: dużych, twardych, chrupiących, naturalnie tłustych i pełnych smaku. Odrobinę gorzkich (gorzkawych). Poza nimi w kremie znajdują się pojedyncze drobinki soli.
Mimo iż smakowi nadzienia miał przewodzić karmel, nie uświadczymy go w pełni mocy. Jeśli jednak zadowala was wyciszona i rozwodniona postać głównego bohatera, Karamell-Mousse bierzcie śmiało.
Niestety po spałaszowaniu prawie całej tabliczki Karamell-Mousse muszę przyznać, że nie było warto tak bardzo się nią ekscytować. Nie funduje szaleństwa pod żadnym względem. Konsystencja odbiega od tego, czego się spodziewałam – i co obiecał producent! – polewy pojawiło się za dużo, a karmel został zdeptany przez mleczną czekoladę i świeże, ciut gorzkie migdały. Proszkowatość stanowi kropkę nad i.
Karmelowy Ritter Sport Mousse to opcja maksymalnie jednorazowa. Jeśli możecie się obejść bez niej, tym lepiej dla was. Zaoszczędzicie wszystko: od pieniędzy po sympatię do producenta.
Ocena: 3 chi ze wstążką
Skład i wartości odżywcze:
***
Sprawdź także inne tabliczki z serii Mousse:
Ja już nawet nie mam w takim razie co oszczędzać bo sympatię do producenta straciłam lata temu … :)
We mnie coś się tam jeszcze tli.
Jestem chyba szaleńcem, bo przeszłabym koło niej obojętnie :D W ogóle nie ciągnie mnie do słodkich czekolad, być może dlatego, że sporo mam ich w domu (dostałam), a wolę ten ciemne ;)
Masz moją uwagę ;> Jakie słodkie czekolady obecnie kitrasz?
Wszystkich to chyba nie pamiętam… Pomijając wszystkie wegańskie (z Super Krówki i Surovital) na pewno mam ze 2 Milki, wedlowską karmelovą, Tesco organic mleczną z wiśniami i jakąś białą nie wiem z czym, Dove z karmelem, opakowanie mini czekoladek ze Szwajcarii i jakąś dużą tabliczkę z Belgii, czekoladki Karmello i 3 tabliczki z Krakowskiego Kredensu, Nussbaissera do wykończenia, gwiazdkę czekoladową Ferrero, misia Lindt i mikołaja Kinder – tyle pamiętam, ale chyba mam więcej :/
Bez obrazy, ale… cudownie słyszeć, że ktoś poza mną ma dużo zalegających słodyczy <3 :P
Od miesięcy rozważam zakup batona Dove, jednak wciąż nie mogę się zebrać. Próbowałaś już może czekolady/batona? Warto? Nie?
Jadłam czekoladę, ale nie analizowałam zbytnio smaku, na pewno mnie nie zachwyciła. Była słodka, ze środka wypływał umiarkowanie gęsty karmel, czekolada z wierzchu i spodu była ok – tyle pamiętam :D Baton wydaje się być taki sam.
Hmm, brzmi dobrze. Milkę Caramel bardzo lubię.
O tak, ten wstęp… Ale jak ja uwielbiam takie polowania (choć może moje są nieco inne, ale to szczegół).
Pomijając to, jak wyszła i w sumie wszystko inne, ale ta czekolada burzy według mnie pewną logikę. Jakoś zupełnie nie widzi mi się aero mousse z wtopionymi kawałkami czegokolwiek. Nawet gdyby wyszło właśnie tak, to jakoś tak… Jak dobrze, że takie mnie nie kuszą.
Ty najczęściej polujesz przez internet, mam rację? Opowiedz coś o swoim systemie rozkładania sideł :)
Dobrze prawisz. Aero winno pozostać nieskalane.
O tak! Chociaż lubię i polowania z Mamą w marketach, ale wtedy raczej rozglądamy się za rzeczami dla niej. Przez internet to tak: zasiadam czasem sobie z jakąś już bardzo dobrze znaną czekoladą (np. Bellarom – na szczęście mam jeszcze dwie tabliczki, bo daaawno zrobiłam zapas), a akurat nie mam ochoty nic oglądać, nic rysować, to wtedy odpalam stronę Zottera, innych producentów, Sekretów Czekolady (lub proszę Piotra o listę, co może mi zamówić, i wtedy wygooglowuję co ciekawsze marki) i tak przewijam, przewijam. Na instagramie też czasem i jak coś fajnego znajdę to szukam potem a to stronek polskich, a to coś tam.
PS Co do Aero, przypomniały mi się Bąbolady – chyba zniknęły z rynku, co?
Ciekawy system. Nie zrobiłam tak absolutnie nigdy.
Rzeczywiście, dawno nie widziałam Bąbolad, ale też niespecjalnie patrzę na półki z czekoladami. Kieruję się w ich stronę tylko wtedy, gdy muszę kupić coś konkretnego (np. wczoraj upolowałam Wedla Mocno Gorzkiego 80%). Biała była piekielnie słodka i bardzo smaczna zarazem. Innych chyba nie próbowałam.
Moje rozczarowanie rosło wraz z czytaniem recenzji. Marzyłam o takim musie, jakim kiedyś delektowałam się w tabliczce Milka (nazwy nie pamiętam, bo dostałam kawalek od koleżanki), a tutaj… wygląda jak tłusta margaryna. Na dodatek niekarmelowa. Jedyny plus do gruba czekoladani kawałki migdałów.
PS: jadłaś Lindorki karmelowe? Są genialne!
Nie jadłam, ale samo połączenie słów „Lindor” i „karmel” brzmi obłędnie.
To dobrze, że nie spotkałyśmy jej na swojej drodze, bo na pewno bez zastanowienia trafiłaby do koszyka :)
Rzeczywiście, w tym wypadku lepiej dla Was.
Dla mnie czekolady tej marki to nic wielkiego… przepraszam…. wiele szumu w zasadzie o nic :P
Według mnie już też nie. Niestety będę je kupować dalej, tak jak Oreo, za którymi nie przepadam. Kusi mnie mnogość – na dodatek ciekawych – wariantów.
Dlatego ja żeby się zbytnio nie rozczarować i nie zmarnować pieniędzy kupuję mini wersje czekoladek tej firmy. Do zdobycia głównie w Rossmanie :D
Do zdobycia w Rossmannie, Aldim i na straganach z niemiecką żywnością. Niestety nie przepadam za miniaturowymi czekoladami. Proporcje warstw są zupełnie inne niż w oryginałach.