Lusette to moje Wafle Numer… niech będzie, że Jeden I Pół. Mimo iż kocham ich smaki, lata chrupania wafli o innej konstrukcji oraz niechęć do Góralków, czyli dzieci tego samego producenta – I.D.C. Polonia – sprawiają, że w sklepie sięgnęłabym przede wszystkim po stare dobre Grześki. Dopiero gdyby zabrakło batonów Goplany, miałabym ochotę na coś większego lub robiłabym chomicze zapasy z myślą o apokalipsie zombie, w koszyku znalazłyby się oba twory: i Grześki, i Lusette.
Za bohatera dzisiejszej recenzji – kawowe Lusette smak Cappuccino – dziękuję Szpilce. Za powtórkę zaś, którą musiałam zrobić, bo nie dowierzałam pierwotnej ocenie, Pyszczkowi.
Lusette smak Cappuccino
Okazały wafel wygląda jak każdy inny z serii Lusette. Górę pokrywa pojedyncza warstwa czekolady polewy kakaowej, pod nią zaś znajduje się szereg ciemnych, lekkich i kruchych opłatków grześkowego typu, przełożonych trzema bardzo grubymi warstwami kremu. Krem ów jest biały, acz nakrapiany. Idealne obrazuje proszkowe cappuccino typu instant.
Lusette smak Cappuccino dostarcza 558 kcal w 100 g.
Sztuka (50 g) to 279 kcal.
Baton pachnie typowym cappuccino z torebki, a więc masą cukru, mlekiem w proszku i kawusią (nie mylić z kawą!). Aromat jest w 100% sztuczny i niemal plastikowy, ale cudowny. Dla niewybrednych miłośników domowego cappuccino typu instant powinien być idealny.
Polewa znajdująca się na Lusette jest przyjemnie kakaowa, umiarkowanie tłusta i gęstawa. Wafel atrakcyjnie chrupie. Jest świeży, kruchy, cienki i daleki od stetryczenia. Największą furorę jak zwykle robi krem: bardzo gruby i gęsty, suchego typu, ale tłustawy. Inne wafle powinny się od niego uczyć!
Tym, co zawiodło mnie podczas pierwszej degustacji Lusette smak Cappuccino i co sprawiło, że musiałam zjeść wafla jeszcze raz, jest smak kremu. Mimo iż w każdym poprzednim Lusette nadzienie wydało mi się obłędne, tym razem zastanawiałam się, czy mam ochotę zjeść baton do końca.
Krem jest bardzo słodki, paskudnie cukrowy, sztuczny, a na domiar złego wyraziście gorzki od cappuccino. Interesujący w swojej sztuczności, ale czy smaczny? Niekoniecznie. Dziwny i niejednoznaczny – na pewno.
Cappuccinowe Lusette są bardzo cukrowe i odpychająco gorzkie. Sztuczne, lecz nie w sposób plastikowy, raczej jak słodki napój kawowy z proszku. Krem jest obłędnie gruby i puszysty, lecz przesadnie proszkowaty. Na domiar złego w toku degustacji do goryczy dołącza kwaśność.
Są to pierwsze – i mam nadzieję, że jedyne – Lusette, które uważam za niesmaczne. Zjedzona dla rozwiania wątpliwości sztuka pomogła mi podjąć decyzję, że nie tknę ich nigdy więcej.
Ocena: 3 chi
(głównie za idealną konsystencję warstw)
Ą ja myślę że na raz w sam raz ;) i pomimo znikomego dodatku kawy wyraźnie ja czuć co jest na plus bo czasami producent coś deklaruje a wyczuć się tego składnika nie da :)
Z pewnością nie są takie zle ;)
Niestety tym razem muszę stanowczo zaprzeczyć. Według mnie są złe.
Przypomniałaś mi o tych waflach, może kupię dzisiaj, ale inny smak raczej :D
Daj znać, na który wariant się skusiłaś :)
Narazie na rzaden, bo nie było, a potem zapomniałam, może dzisiaj na shoppingu się uda :D
Na razie i żaden ;*
Nie wiem dlaczego tak napisałam, chyba z zimna :D Wyobrażam sobie czego doznały Twoje oczy widząc takie błędy :P
Nie, nie było to dla nich wielkim obciążeniem. Uczę się chillować :P
To dobrze ;)
Co do Lusette to wczoraj nie znalazłam ich ani w Tesco ani w Kauflandzie, a pamiętałam ;/
Żabka? Ktoś niedawno pisał, że tam są.
Do pewnego momentu zgoda. Cukrowo słodki, a jednocześnie gorzki. Ja jednak odebrałam to raczej jako goryczko-kwasek, niewątpliwie kawowy. Kwasku ani trochę nie czułaś?
Tylko co wczoraj z Mamą rozmawiałyśmy przy batonach LC, że zupełnie inaczej postrzegamy „przystępną gorzkość”. No tak, u mnie gorzkie smaki to… Wiadomo, jak tak te swoje setki itp. szamię, to uodporniona jestem. ;P
Niewątpliwie wafelek dziwny. Ale wiesz… Według mnie było w tym coś fajnego. Nie ukrywam, lubię dziwne smaki i mi akurat to smakowało. Musiałyśmy się wreszcie i przy Lusette rozminąć (no i jeszcze Nugatowe), bo za dużo zgodności było.
Nie czułam kwasku? Pewnie, że czułam :P „Na domiar złego w toku degustacji do goryczy dołącza kwaśność.”
Przepraszam, jakoś… mi umknęło. Skupiłam się na wcześniejszych akapitach.
Ależ nie szkodzi ;*
Na ten smak nawet byśmy nie spojrzały :D
A jednak, właśnie spojrzałyście!
Masz ciekawe podejście do wafli :D Ja się ich nie czepiam dopóki nie są stare i rozmiękłe. Lubię prawie wszystkie wafle.
A których NIE lubisz? ;>
Żadne mi nie przychodzą teraz do głowy, serio. Może jedynie takie na wagę, co mają konsystencję starej gąbki.
Hahaha… fuj :D Ten opis przypomina mi: http://www.rachon.pl/wp-content/uploads/2010/05/wafle_z_nutella.jpg
No właśnie :D Coś w tym stylu, te nadmuchane. Taki typ wafla się chyba jakoś nawet nazywa na P, ale nie pamiętam jak.
Na „p”? Według mnie to wafle tortowe.
Chodziło mi o pischinger :D
Wygooglowałam. Nie znałam tego słowa.
Ja je poznałem w taki sposób, że kiedyś w sklepie patrzę, a tu jakieś wafle na wagę z etykietką „pischinger”. Były tak ohydne, że zapamiętałem istnienie tego słowa.
Sklepikarz chciał przykozaczyć, że jest światowy. Ostatnie zdanie mnie ubawiło <3 :D
Mam jakiś problem z używaniem 'wafel’ i 'baton’ zamiennie, choć właściwie przypisanie niektórych produktów do jednej lub drugiej kategorii nie jest wcale takie łatwe.
Ja też, nie cierpię tego. Uczę się używać tych słów zamiennie, bo wszyscy tak mówią, łącznie z producentami.
Mój Tato zjadł by ze smakiem i by zachwalał :D
Kup mu z okazji braku okazji :)
Gorzki? Cappuccino takie domowe akurat lubię – za mleczność i nieprzesadny aromat kawy – ale tutaj jednak coś mi kompletnie nie pasuje. Wafla oczywiście nie jadłam, ale aż mnie zaciekawiłaś, co bym o nim sądziła. Przesadna słodycz i sztuczność brzmią jednak odpychająco :D
Ja na pewno nie wrócę, ale jeśli Ty się skusisz, daj znać :)