Skawa, Elitesse De luxe

Odnoszę wrażenie, że drobne batoniki Elitesse to podstawa waflowego świata. Są obecne na rynku od tak dawna, że pierwszymi sztukami prawdopodobnie objadały się jeszcze dinozaury. Ich smak, zapach oraz konsystencję zna każdy szanujący się miłośnik kruchych słodyczy oblanych czekoladą.

Ostatnie zdanie wskazuje na fakt, że przez ponad trzy lata bloggowania – i wcześniej! – nie szanowałam się. Owszem, tak właśnie było. Jak mogłam przez ponad dwadzieścia – żeby nie napisać, że niemal trzydzieści – lat życia nie schrupać Elitesse De luxe ani razu?! Nie wiem, ale melduję, że ów niewybaczalny błąd już naprawiłam i mam za sobą degustację trzech sztuk niepozornego batonika marki Skawa.

Skawa, wafelek Elitesse De luxe, klasyczny kultowy polski wafelek z kremem kakaowym oblany czekoladą, copyright Olga Kublik

Elitesse De luxe

Elitesse nie są zwykłymi batonikami. Jak informuje producent, należą do serii De luxe, czyli można oczekiwać od nich więcej (na przykład tego, że wyrzucą po sobie opakowanie). Na rynku dostępne są albo były z dwoma szatami graficznymi. Zaprezentowane dziś sztuki kupiłam w tym samym czasie, acz pewnie jedna pochodziła ze starszej lub nowszej serii. Pod względem składu i wartości odżywczych nie zmieniło się nic.

Wafelek Elitesse De luxe marki Skawa dostarcza 545 kcal w 100.
1 sztuka batonika to 20 g i 109 kcal.

Skawa, wafelek Elitesse De luxe, klasyczny kultowy polski wafelek z kremem kakaowym oblany czekoladą, copyright Olga Kublik

Wyciągnąwszy wafelki Elitesse z opakowania i przyjrzawszy im się krytycznie, uznałam, że przypominają najzwyklejsze i plebejskie wafle kakaowe w czekoladzie zamknięte w dużych paczkach i produkowane przez markę Marka. Skojarzyły mi się z Wafelkami Ojca Mateusza, co jest zabawne, bo po wpisaniu tej nazwy w wyszukiwarkę odkryłam, że nie tylko produkuje je Skawa, ale również stanowią wariację na temat Elitesse (nazwa pojawia się w rogu opakowania, a same wafelki to zapewne miniaturowe odpowiedniki).

Wafelkom Elitesse do końca terminu ważności pozostały lekko ponad cztery miesiące. Nie przeszkadzało im to jednak obejść szarym nalotem i przypominać czekoladowe zombie.

Skawa, wafelek Elitesse De luxe, klasyczny kultowy polski wafelek z kremem kakaowym oblany czekoladą, copyright Olga Kublik

Elitesse pachną tanią i plebejską polewą czekoladową, nie zaś czekoladą, jak chciałby tego producent. Aromat stanowi połączenie wysokiej kakaowości i umiarkowanej na szczęście słodyczy.

Batoniki są twarde jak drewno. Kroi się je trudno, bo najpierw stawiają opór, a gdy już ulegną, rozpadają się na dwie części niczym kamień. Nie ma płynnego momentu przejścia ani drogi poprzez płatki, jak chociażby w Princessie czy Grześkach. Są ściśle połączone, a sekundę później już nie.

Skawa, wafelek Elitesse De luxe, klasyczny kultowy polski wafelek z kremem kakaowym oblany czekoladą, copyright Olga Kublik

Polewa jest cienka jak du… jak talia węża. Początkowo sucha, jednak w ustach tłusta. Sprawia wrażenie czegoś pomiędzy polewą kakaową a wyrobem czekoladopodobnym w wersji de luxe. Smakuje wyraziście kakaowo i cukrowo – niczym ponadto. Nie chciałabym spotkać się z nią w formie tabliczki.

Płaty waflowe są kruche. Odrobinę stetryczaławe, ale w inny sposób i mniej niż Nagie Góralki. Strukturą oraz świeżością przypominają wafle wyprodukowane w połowie XX wieku, o których ktoś zapomniał, a że szkoda mu było wyrzucać do śmieci, przekleił datę ważności i postanowił sprzedać dziś.

W batonikach marki Skawa znajdują się trzy warstwy kremu, na nieszczęście równie wąskiego, jak polewa. Jest on zwarty i suchego typu, acz na wargach pozostawia tłusty ślad. Smakuje tak samo jak polewa, czyli intensywnym kakao i cukrem. Jest drobniutko proszkowaty.

Skawa, wafelek Elitesse De luxe, klasyczny kultowy polski wafelek z kremem kakaowym oblany czekoladą, copyright Olga Kublik

Elitesse De luxe jest dokładnie takim waflem, na jakiego wygląda (przed wyciągnięciem z opakowania i po). Szata graficzna przywołuje na myśl drugą połowę XX wieku, podobnie jak smak i jakość. Baton zatrzymał się w czasie. Nawet nie można stwierdzić, że jest dyskontowy czy no-name’owy. Nie, on jest zaklęty w czasie. Każdym okruszkiem przynależy do poprzedniego stulecia.

Jeśli zbliżacie się do trzydziestki bądź już ją przekroczyliście, a chcielibyście poczuć się pięknie i młodo, śmiało sięgajcie po jadalne wehikuł czasu od Skawy. Przygotujcie się jedynie na sporą tłustość, tanią kakaowość, cukrowość i twardość drewna, bo na pewno was nie ominą.

Żeby nie było – batonik jest w zabawny sposób smaczny. Niestety do niego nie wrócę.

Ocena: 4 chi


Skład i wartości odżywcze:

Skawa, wafelek Elitesse De luxe, klasyczny kultowy polski wafelek z kremem kakaowym oblany czekoladą, skład i wartości odżywcze, copyright Olga Kublik

18 myśli na temat “Skawa, Elitesse De luxe

  1. Nie wiem czy kiedykolwiek go jadłam, chociaż wygląda znajomo… Nie zapowiada się abym w najbliższym czasie miała go osobiście przetestować :P

  2. Jadłam jak były w tych srebrnych papierkach. W moim mieście kiedyś były dorzucane do „zakupów” w aptece – kupowałeś/aś leki i dodatkowo dostawałaś/eś Elitesse lub dwie ;P

    1. Srebrnych? Z tym rozdawaniem to chyba akt desperacji. Tylko nie pasuje mi dystrybuowanie plebejskich słodyczy w aptekach. Jesteś pewna?

      1. Tfu… złotych – co innego pomyślałam a co innego napisałam ;)
        Jestem pewna na 1000% – to były te wafelki. Przez jakiś czas dorzucali je do zakupów w aptece (czasem jeden, czasem dwa) ;)

  3. Kieeedyś spróbowałam Elitesse w kształcie trójkąta, ale był paskudny i tylko tyle pamiętam, ot – długa ta moja przygoda z wafelkach Skawy.
    Trochę przeraża to rozwalanie się, ale całość już wygląda na po prostu strasznie nudną.

    1. Tych trójkątów nawet nie dotykam. Wyglądają tak, jakby wyprodukowano je masowo pod koniec XX wieku, ale się nie wyprzedały i leżą do dziś :P

      1. Ja sobie pomyślałam, że to relikt z PRL-u i dziwne, że pojawia się niemal we wszystkich sklepach (więc jednak ludzie kupują?) i wydało mi się tak okropne (no… przezroczyste opakowanie nawet… „taniej” się nie da?), jeszcze skojarzyło z tymi na wagę w pudłach, że aż kupiłam zobaczyć, co to niby ma być, haha.

  4. Ja bym po ich byciu De Luxe oczekiwała, że są na tyle luksusowe, że nie pójdą w bioderk ;D Ach to moje fit spaczenie! Widziałam je wielokrotnie, a nigdy ich nie jadłam. Brzmi jak tanie wafelki w polewie czekoladowej (nie w czekoladzie) na wagę, które niegdyś kupował mój tata (i pół kilo zjadał w jedno słodkie popołudnie – Boże, dlaczego odziedziczyłam po nim długie nogi i twarz, a nie przemianę materii?! :O). Zje się, ale żeby tyłek urwało…

    1. Też bym chciała dostać w spadku lepszą przemianę materii. Jeść cokolwiek bez myślenia, czy kolejny kęs to już przesada, czy jeszcze mogę.

  5. Szczerze? Lepsza od tego czegoś jest zwykła Estella z biedry, która nawet bije na głowę Prince Polo i Princessy w wersji deserowej i kokosowej. ;p

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.