Nowymi członkami rodziny Grand Dessertów w roku 2018 zostały desery Schoko Brownie oraz Lakritz. Mimo iż drugiego nieco się obawiałam, podjęłam jedyną słuszną decyzję, mianowicie o zakupie obu.
Puddingu marki Ehrmann o smaku czekoladowego zakalca z Ameryki długo szukać nie musiałam. Kiedy dotarłam do Auchan, było go tam sporo. Gorzej wyglądała sytuacja Grand Dessertu o smaku lukrecji. Za nim musiałam się trochę najeździć, marnując czas i włączając w łowy inne osoby. Na szczęście starania zaowocowały skolekcjonowaniem tylu sztuk obu deserów, ile było mi potrzebne do szczęścia (czyt. dwóch lukrecjowych i kilkunastu brownie). Testy rozpoczęłam natychmiast.
Grand Dessert Schoko Brownie
Grand Dessert o smaku amerykańskiego ciasta czekoladowego jest ciemny i pełen bąbelków. Patrząc na niego przez opakowanie, obawiałam się, że przypomina zgęstniałą mleczną colę. Osadzona na wierzchu bita śmietana jest tradycyjna, a więc biała (tu: beżowa) i śmietankowa.
Pudding Grand Dessert Schoko Brownie dostarcza 128 kcal w 100 g.
Porcja w kubeczku waży 190 g (!) i przywali biodrom 243 kcal.
Zapach deseru Ehrmanna o smaku brownie jest po prostu doskonały. Odpowiada aromatowi wilgotnego, intensywnie czekoladowego, miękkiego i gęstego ciasta. Ciasta, które jest niepoprawnym gnieciuchem i smakuje czekoladą nie w 100, a 200%. Zapach idealnie oddaje nazwę deseru: Schoko Brownie.
Bita śmietana w puddingu jest tradycyjnie lekka, gęsta i tłustawa. Smakuje słodko i przepysznie. Pod nią znajduje się zwarty budyń, który początkowo wzięłam za napowietrzony – wypełniony zastygłymi pęcherzykami powietrza – natomiast szybko się okazało, że dziwne kuleczki są… kaszą manną! Jak tylko to odkryłam, niemal umarłam z nadmiaru przyjemności. Uwielbiam deserowe kaszki, a wypełniony kaszą manną Grand Dessert Grieß to mój numer jeden wśród Grand Dessertów.
Ziarenka kaszy są drobne i jędrne. Nie ma ich tak wiele, jak we wspomnianym wyżej unicornowym deserze Ehrmanna. Urozmaicają budyń, który jest gęsty, jednak nie tak bardzo, jak inne warianty z serii. Po przechyleniu kubka wolno spływa po ściance, podczas gdy modelowy Grand Dessert można obrócić o 180 stopni i nie ruszy się ani o milimetr (testowane m.in. nad głową; nie pytajcie).
Budyń jest bardzo proszkowaty (od kakao?) i słodki. Smakuje jak skondensowane mleczko w tubce, któremu podkręcono intensywność – smaku, nie słodyczy – lub masa wygrzebana z czekoladowego tortu. Jest delikatnie tłusty, mocno kakaowy. Odznacza się posmakiem igliwia… albo jakiegoś likieru?
Grand Dessert Grieß to mój ulubieniec po kres czasu, a wariant Schoko Brownie stanowi jego czekoladowy odpowiednik. Przez chwilę sądziłam, że jemu również przyznam unicorna, lecz zmieniłam zdanie – nie zasługuje na różowe wyróżnienie. Skoro producent dodał do niego kaszę mannę, powinien sypnąć jej na bogato. Poza tym tęskniłam za budzącym podziw ze względu na ponadprzeciętną gęstość budyniem i wolałabym, żeby nie było lub zmniejszyła się ilość kakaowego (?) proszku.
Grand Dessert Schoko Brownie to również deserowy odpowiednik kruchych wafli z czekoladowym kremem, sprzedawanych na wagę w ulubionym osiedlowym sklepiku. W połączeniu z klasyczną bitą śmietaną odrobinę przypomina niestałą wersję wuzetki, bez niej zaś przemielone na deser ciasto czekoladowe. Mam nadzieję, że dołączy do stałej oferty, tak jak Grieß.
Ocena: 6 chi ze wstążką
Warstwa budyniowo kaszkowa na pewno byłaby dla mnie zabójczo słodka, ale pianka wygląda sympatycznie. W przeciwieństwie do składu :P
Łooooł! Panienko, skąd ten dystans?!
Odkąd mama w dzieciństwie mi powiedziała, że żelatyna to przetworzona skórka zwierząt, unikam jej jedzenia, a że galaretek nigdy nie lubiłam, to łatwo mi szło :P A pszenica w deserze czy emulgatory dodatkowo ten dystans zwiększają :D
Mnie trochę obrzydziła uzyskana w gimnazjum informacja, że „żelatynę robi się z krowich mózgów”, ale obecnie bardziej interesuję się smakiem deseru.
O mózgach nie słyszałam, ale biorąc pod uwagę to, co dzieje się w przemyśle mięsnym, wszystko jest możliwe :P
Zdecydowanie nie ;)
:o
Ale dziwność z tą kaszką – byłam pewna, że to będzie budyń o konsystencji proteinowego puddingu tej firmy, ale odpowiednio lekki i napowietrzony. Duuuuży plus za intensywną kakaowość.
Ja z kolei myślałam, że to będzie budyń aero. Obie spudłowałyśmy.
Zakalcowo-browniasty, obłędnie czekoladowy i proszkowy budyń mówisz? Jejku, ja go CHCĘ. Chcę, chcę, chcę. Mają otwierać u mnie nową Żabkę – ciekawe, czy zdążę zerknąć, czy w niej są, zanim się wyprowadzę albo czy desery nie znikną ze sklepów (są jeszcze?) do czasu przeprowadzki (jeśli nie znikną, już wiem, co kupię w pierwszej kolejności na nowe mieszkanie, haha)… Ja go chcę… (Jaki twórczy komentarz.) Jestem pewna, że nawet na tą zwykłą bitą śmietankę bym nie narzekała, a i skoro kaszy mannej jest mało to… też bym ją zniosła, mimo że na zimno takich nie lubię.
Ależ tych deserów nigdy nie było w Żabce :( Są tylko w Auchan.
No patrz, ja tej manny nie wyczułam. A deser mnie jakoś nie porwał, klasyczny Grieß zdecydowanie wygrywa.
Ale… jak mogłaś nie wyczuć manny? :D
Ten deser zdecydowanie może zaspokoić ochotę na czekoladę :D Fajnie by było gdyby jeszcze udało nam się je kupić :)
Zależy czyją. Moja prawie nigdy nie ulega zaspokojeniu :P