Toblerone to marka czekolad, której produkty są… trudne. Baza jest obłędnie mleczna, mięciutka, gęsta i bagienkowa. Rozpuszcza się w sekundę. Mimo iż zdaje się morderczo wręcz słodka, w połączeniu z mlecznością ta drobna wada nie budzi zgrozy. Cóż zatem w tym obrazku trudnego? Problemy stwarza tytułowy bohater – miodowo-migdałowy nugat. Dodatek tak okrutny, iż niemal niejadalny. W smaku cukrowy, w konsystencji co najmniej plastikowy, czasem zaś ordynarnie kamienny. Jak można niszczyć nim tak dobrą czekoladę? Pytanie trzeba kierować do właściciela marki, czyli koncernu Mondelez.
Dawno temu obiecałam sobie, że czekolad z linii Toblerone nie zrecenzuję nigdy. Później uznałam, że wariant podstawowy pojawi się wraz z innymi produktami, których nie lubię – Daimem, Bounty’m, Werther’s Original itd. – zasilając tym samym serię zabawnych recenzji prezentujących słodycze godne 1, góra 2 chi. Był to bowiem czas, w którym sądziłam, że czekolad Toblerone nie lubię nienawidzę.
Sytuacja się zmieniła, gdy spróbowałam otrzymanej na początku 2018 roku od mojej słodyczowej wróżki Ani kokosowej wersji batona Toblerone – Crispy Coconut. Nagle zrozumiałam, że to nie czekolada jest zła, a ów wspomniany już plastikowy dodatek. I postanowiłam upolować klasyczną. W łowach przyszły mi z pomocą Prezenty.pl, gdzie żółta słodycz Toblerone dostępna jest w wersji 360-gramowej. Mało tego! Na kartonowym opakowaniu pojawia się dokładnie takie imię, na jakim nam zależy (do wyboru także nazwy typu mama, tata, babcia; niekonwencjonalne niestety nie). Spersonalizowana czekolada Toblerone to świetny pomysł na obdarowanie ukochanego czekoholika. Bez nugatu prezent byłby wręcz idealny.
Toblerone
Swiss Milk Chocolate with Honey & Almond Nougat
Aromat czekolad Toblerone jest obłędny, co odnotowałam już podczas degustacji Crispy Coconut. Zrecenzowana tu klasyczna Swiss Milk Chocolate with Honey & Almond Nougat tylko ów fakt potwierdza. Zapach jest esencjonalnie mleczny i ponadprzeciętnie słodki. W tle pojawia się nuta czegoś przyjemnego, co przypomina mi karmel. To jeden z najpiękniejszych zapachów mlecznych czekolad, jakie znam. Konkurować z nim może aromat Milki, kolejnego dziecka Mondelezu.
Czekolada marki Toblerone dostarcza 535 kcal w 100 g.
1 górka to ok. 32,7 g i 175 kcal.
Cały baton waży 360 g i zawiera… 1926 kcal.
Czekolada nie sprzyja diecie odchudzającej ani częstowaniu przyjaciół. Nie da się zjeść jednej kostki i reszty schować na później. Do wyboru są jedynie spore górki, z których każda wagą odpowiada 1/3 tradycyjnej tabliczki. Górki są bogato najeżone nugatem: dużymi kawałkami, ale i opiłkami.
Swiss Milk Chocolate with Honey & Almond Nougat jest lepka i klejąca, ale nie tłusta w popularnym sensie. Łamie się miękko, bez trzasku. W ustach rozpływa się w sekundę, pozostawiając gęste mleczne bagienko. Sprawia wówczas wrażenie tłustej, jednak ani przesadnie, ani w złym sensie. Jest mleczna i słodka, w czym przypomina Milkę, choć nie jestem pewna, czy aby nie jest… lepsza?!
Niestety, nie wszystko w górskim tworze od Toblerone jest bajecznie różowe. Czarnymi bohaterami są mordercze nugaty. W strukturze plastikowe, twarde, niejadalne. W smaku słodkie, nic ponadto. Nie nadają batonowi miodowości, jak zapowiada nazwa, ale dla mnie to nawet lepiej. Nie są również migdałowe – na dwie górki znalazłam tylko skrawek świeżego migdała. Wielka szkoda.
Smak czekolady Toblerone jest bezcenny, o ile lubi się słodycze plebejskie i piekielnie słodkie. Miodu w batonie nie ma wcale (cukier nadrabia ów brak z naddatkiem), migdałów zaś trzeba szukać z lupą (najlepiej z podwójnym szkłem). Po degustacji w ustach pozostaje przyjemny posmak okrągłych waniliowych biszkoptów. Gdyby nie plastikowe nugaty, szwajcarski twór Mondelezu mógłby zostać jedną z moich ulubionych czekolad. W obecnej sytuacji nie widzę na to szans.
Zaprezentowany produkt to jednak nie tylko potężny kawał czekolady, którym poprawimy sobie nastrój w smutne dni (usuwając wcześniej nugat), ale również fajny pomysł na prezent. Łakoć robi wrażenie, bo jest ogromny, na dodatek możemy mu nadać imię adresata podarunku.
Ocena: 5 chi
Skład i wartości odżywcze:
360-gramową czekoladę Toblerone spersonalizujesz na:
Raz w życiu jadłyśmy klasyczną wersję i raz białą. Na więcej nie mamy ochoty ale dostać taką czekoladę z własnym imieniem zawsze miło :D
Białą Toblerone? Spróbowałabym.
Napisałaś, że to smaczna czekolada, jak się lubi plebejskie słodycze i zaczęłam się zastanawiać, jakie to właściwie. Ok, czekolady „tanie”, ale ja i od tanich oczekuję… Że dadzą się zjeść. Klasyczne Toblerone jadłam już dość dawno, ale właśnie poziom cukrowości był mi nie do wytrzymania, a i zawsze mam problem taki: jak coś ma być z miodem i migdałami, to uważam, że powinno je być czuć i powinny być zadowalające. Migdałów mniej chyba dać nie mogli, a jako osoba lubiąca miód, chciałabym jakiś tam poczuć. Problem w tym, że ja czułam nutkę sztucznego miodu, co przeszkadzało mi jeszcze bardziej chyba, niż przeszkadzał by mi jego brak. I to nie jest, że jestem wybredna, bo ciemna (mniej cukrowa) i biała (ma przyzwolenie na wyższą słodycz, a samym cukrem nie jechała) bardziej mi smakowały, nie mówiąc już o solonym wariancie.
Najpierw pomyślałam, że w takim gigancie może i migdałów więcej będzie, ale… Nawet jeśli by tak było, i tak mnie przeraża. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, jak to zjeść. Prezentu takiego bym nie chciała, ale pomysł komuś innemu może rzeczywiście fajny. Na pewno imię wygląda fajnie w odróżnieniu np. od takich akcji jak z Kinder swego czasu „niech twoje dziecko zostanie twarzą Kinder czekolady” – tamte różne twarze wyglądały tragicznie, a i trudno mi sobie wyobrazić, kto chciałby się na czekoladach szczerzyć.
Według mnie to dziwna czekolada, klasycznej nie lubię, bo mi nie smakuje i na pewno nie jest w moim stylu, ale rozumiem też, że pewnie mniej więcej taka ma być (piszę „mniej więcej”, bo pomijając formę, zamysł i to, do kogo jest skierowana i tak uważam, że jest o wiele za cukrowa), bo jest specyficzna. Rozumienie nie zmienia, że tego lepiącego nugatu też nie cierpię (ten biały francuski w ogóle ma być taki?)
A jeszcze wspomniałaś o Milce. Toblerone mi się wydała bardziej kakaowa – nie, że czuć kakao czy wytranwiejsza, tylko jakby cukier wymieszać z odrobinką kakao, a Milka mi się bardziej „czekoladziaśnie” kojarzyła.
Nigdy nie jadłam samego nugatu, więc nie wiem, jaki powinien być, a tym bardziej nie znam jego rodzajów. Jeśli dobrze myślę, ten „biały francuski” jest sprzedawany w Lidlu w ramach tygodnia tematycznego. Chyba ma od spodu i na wierzchu wafel tortowy (fuj).
Miodu nie poczułam nigdy w żadnej tabliczce czekolady (i dobrze), ale też szczególnie dużo takich nie jadłam.
Czy Milka jest mniej kakaowa od Toblerone? Tak, chyba to prawda.
Dostałam kiedyś klasyczną wersję od Oli z Healthy cottage i pamiętam, że była zatrważająco słodka, więc sama nie kupowałam. Pomysł na prezent na pewno fajny ;)
Zjadłaś całą? Czy dostałaś mały baton?
To chyba był mały baton, aczkolwiek nie wiem, w jakiej formie jeszcze można to kupić.
Chodziło mi o to, czy to był batonik wielkości palca u ręki (takie są np. w Żabce), czy normalny baton (czekolada). Pierwszy waży 35 g, drugi 100 g (czasem więcej).
A to zagwozdka… Wydaje mi się, że był większy niż palec u ręki, ale 100 g to chyba nie miał :P
Może miał długość palca człowieka, który ma długie palce?
Fajny pomysł z tym imiennym upominkiem ;)
Czekolada idealna na zbliżający się Dzień Dziecka w ramach walki z kampanią zdrowego odżywiania :D
Ja uwielbiam Toblerone, ale pewnie dlatego, że nie ma dla mnie znaczenia, czy tam ma być nugat, migdał, miód czy Kim Dzong Un – jest ogólnie smaczna, a chrupiące cosie („plastikowy nugat” w Twojej recenzji :P) urozmaicają konsumpcję. U mnie wchodziła połowa na raz. Ach, dobre czasy…
Znam takie czasy aż za dobrze, aczkolwiek wtedy Toblerone miała niskie notowania.
Kilka lat temu kupowałam ja w Tesco często mi smakowała bardzo,teraz nie wiem bo jej długo nie jadłam.
To może czas na wielki powrót? :) Czemu przestałaś kupować?
Wycofali je na jakiś czas w Tesco a tylko tam je widywałam u mnie i zapomniałam o tej czekoladzie . Teraz po poście bez słodyczy ,jakoś mnie nie kręcą słodkości coś tam zjem,ale bez rewelacji smakowych:)
Długo pościłaś?