Należące do marki Nestle miętowe listki After Eight to słodycz, którego z uwagi na niechęć do połączenia czekolady z miętą nigdy nie lubiłam. Co prawda dopuszczałam myśl, że któregoś dnia przedstawię je na blogu, ale specjalnie mi się nie spieszyło. Założyłam, że zasilą dział 1 chi bądź 2 chi.
Sytuacja się zmieniła, gdy w ramach podziękowania za dobrze wykonywaną pracę ogromne opakowanie After Eight Mint Chocolate Thins otrzymał Pyszczek. Ponieważ nienawidził miętowych słodyczy jeszcze bardziej niż ja, oddał mi całe. Rozwiązanie to było nieco problematyczne, acz jednocześnie korzystne – wreszcie mogłam zaprezentować na blogu recenzję tego potworka.
After Eight
Mint Chocolate Thins
After Eight to drobne listki z gęstym miętowym nadzieniem, które otacza ciemna czekolada. Każdy mieści się w osobnym papierku. Wyglądają elegancko, dystyngowanie, wytwornie. Z jednej strony kojarzą mi się z deserem u angielskiej królowej, z drugiej z ulubioną sceną w restauracji z Monty Pythona.
After Eight Mint Chocolate Thins dostarcza 428 kcal w 100 g.
Porcja – 2 miętowe listki w czekoladzie – to 16,6 g i 71 kcal.
1 listek waży ok. 8,3 g i dostarcza 35,5 kcal.
Miętowe płatki pachną ciemną czekoladą i intensywną odświeżającą miętą. Jest to aromat apetyczny nawet dla osoby, która przez ponad ćwierć wieku nie tolerowała połączenia mięty i czekolady.
Czekoladki łamie się łatwo, acz środek zachowuje się jak karmel. Jest gęsty, zwięzły, treściwy i zwarty. Ciągnie się. Przełamanie płatka na części sprawia, że miętę czuć jeszcze mocniej.
W smaku After Eight Mint Chocolate Thins dominuje – co nie powinno nikogo zdziwić – mięta. Ciemna czekolada jest tylko… tłem? Nie, tak naprawdę nie czuć jej w ogóle. Zaraz za miętą pojawia się cukrowa słodycz, która wzrasta wraz z kolejnymi kęsami, a w końcu przejmuje imprezę.
Listki After Eight marki Nestle są ambiwalentne. Ich miętowość, nawet mimo wysokiej intensywności, sprawia kubkom smakowym przyjemność. Niestety współwystępuje z piekielną cukrowością, przez którą trzecią czekoladkę je się z lekką obawą o życie i na wszelki wypadek wykręcając w telefonie numer 112.
Koniec końców nie jestem pewna, czy rozumiem cel jedzenia płatków After Eight. Dotąd sądziłam, że z uwagi na niewielki rozmiar i miętowość mają służyć odświeżeniu po posiłku. Obecnie uważam, a wręcz wiem, że tak potężna dawka cukru nie jest w stanie nikogo odświeżyć. A zatem…?
Ocena: 3 chi ze wstążką
(gdyby nie piekielna cukrowość, byłyby 4 chi)
Często je widuję w szafie z zapasami rodziców, ale nikt za nimi szczególnie nie przepada . A mnie się one kojarzą z restauracjami – pamiętam, że zwłaszcza w jednej (zagranicznej – nie pamiętam gdzie), zawsze były jako dodatek – też nie wiem, czemu to miało służyć, może zbalansowaniu pikantności…
W Polsce z kolei spotykałam się co najwyżej z gumą miętową Orbit, a to i tak rzadko. Wolę gumę.
Jadłam je może raz czy dwa w życiu i mi nie smakowały. Cukier i w dodatku wydały mi się jakieś tak „bezsensownie rozwalające się w ustach” (czekolada twarda i chrupka, a nadzienie… wiadomo). Drogie paskudy, których fenomenu nie zrozumiem nigdy – pastylki Goplany od zawsze uważam za lepsze (w 2017 r. poczęstowałam się jedną i opinię podtrzymuję).
Pastylki Goplany i coś podobnego z Wawelu muszę zdobyć.
Oj nieee, Wawel tragedia – w porównaniu z After Eight są dużo bardziej pudrowe (takie pudrowo-ciągnące). Jakby się cukier puder skrystalizował nieco.
Yyy… fuj :D
NIe, nie i nie :P
Ale jak to? :D
A wczoraj widziałam je w Stonce i zastanawiałam sięczy nie kupić…
A po cóż tak uprzykrzać sobie życie? :P
Konsystencja na plus, ale mięta i nadmierna cukrowość (która powalała mnie nawet w „mrocznych czasach”) zdecydowanie całość psują. Nie lubię i nie będę lubić.
Trochę się obawiałam, że jestem jedyną osobą, którą poraził poziom słodyczy After Eight.
Kiedyś dla mnie słodycz nr jeszcze za czasów mieszkania we Wrocławiu. Pracowałam w butiku gdzie na okres świat Bożego Narodzenia były nam dostarczane by klient się mógł poczęstować .
I zdążył się ów biedny klient poczęstować chociaż jednym? :D
Oczywiście,że tak ja byłam wtedy w okresie mega dbania o wagę to mało co jadłam( nie tylko słodyczy ,ale ogólnie mało jadłam)
Kocham after eight. Chociaż moim zdaniem najlepsze są te pomarańczowe, polecam spróbować. Zupełnie inne wrażenie! A w tej chwili zajadam się wersją gin&tonic :D
Smacznego :) Dziękuję za polecenie, ale to nie moja forma słodyczy, więc nie mam ochoty na kolejne próby.